Wydawałoby się, że taka muzyka jakim jest połączenie jazzu i rocka w ówczesnych skomercjalizowanych czasach nie ma sensu bytu (szczególnie w Polsce). Wystarczy jednak odbyć wcale nie tak czasochłonną podróż w muzyczne zakamarki sceny muzycznej by i w naszym kraju odnaleźć zespoły, którym nie straszna jest muzyczna penetracja artystycznych rejonów tak nieatrakcyjnych dla potencjalnego słuchacza. Ja takie zespoły podziwiam. Light Coorporation również na moje osobiste uznanie w pełni zasługuje.
Album Rare Dialect ujrzał światło dzienne w roku 2011. Krążek został nagrany w Porażynie niedaleko Poznania, a za wszystkie kompozycje znajdujące się na wydawnictwie odpowiada lider i gitarzysta zespołu Mariusz Sobański. Warto zwrócić uwagę na sam proces nagrywania albumu. Zespół korzystał między innymi ze starodawnych kompresorów, używał mikrofonów pochodzących z lat 60-tych, nagrał materiał na starych taśmach – wszystko po to, aby osiągnąć jak najpełniejsze brzmienie nawiązujące do muzycznego dziedzictwa swoich inspiracji z lat 70-tych. Trzeba przyznać, że jeżeli muzycy przystępując do pracy nad krążkiem mieli takie zamierzenie, to powiodło im się ono w pełni, gdyż album brzmi i wygląda jak wyciągnięty żywcem z innej epoki.
Bardzo ciekawie prezentuje się oprawa graficzna krążka. Na poszczególnych stronach książeczki odnajdziemy mianowicie całą masę płyt winylowych, lecz niestety nie wszystkie spośród nich jesteśmy w stanie zidentyfikować. Mi udało się wyłapać In the Land of Greay and Pink grupy Caravan oraz albumy formacji The Incredible Strings Band oraz Keith Tippet Group. Możemy domyślać się, że właśnie tego szeregu formacjami inspirowali się muzycy Light Coorporation i ich debiutancki album jest pewnego rodzaju złożonym im hołdem. Naszą uwagę zapewne zwrócą również archiwalne fotografie Poznania, które wzbogacają zawartość krążka. Wszystko to niezbicie świadczy o tym, że to właśnie z muzycznego rodowodu minionej epoki Light Coorporation czerpie najgłębiej.
Jak na rasowe progresywne albumy przystało zespół zaproponował nam krążek złożony z dłuższych, instrumentalnych kompozycji. Na Rare Dialect linii wokalnych nie uświadczymy, lecz nie powinno to dziwić. Na krążku śpiewają po prostu instrumenty z saksofonem na czele i w zupełności wystarcza to, aby wykreować naprawdę ciekawą porcję materiału. Byłoby dziwne, gdyby ilościowo odbiegała od winylowych standardów i rzeczywiście Rare Dialect zajmuje niecałe trzy kwadranse.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że mimo tego, że Rare Dialect jest debiutanckim materiałem formacji, to od muzyków bije naprawdę duża doza doświadczenia. Formacja uniknęła najbardziej uszczypliwego dla mojego ucha elementu – muzycznej powtarzalności, braku pomysłu na rozwijanie muzycznych tematów, niepotrzebnej zawiłości poszczególnych kompozycji i irytującego dłużenia się utworów. Rare Dialect po prostu słucha się z czystą przyjemnością! Utwory na krążku są bardzo dobrze zbudowane i może nie zaskakują niczym szczególnym oraz rozwijają się dosyć ospale, ale upływający czas trwania danych kompozycji mija w mgnieniu oka. Należy twórcom materiału oddać, że wydawnictwo jest naprawdę bardzo dobrze przemyślane i zaplanowane, co naprawdę słychać. Zespół należy pochwalić również za umiejętność budowy muzycznej atmosfery i napięcia, muzyczną dojrzałość oraz bardzo twórcze rozwijanie instrumentalnych tematów (tak jak w wieńczącym krążek Merchaw Zman). Tutaj nie ma elementów nieprzemyślanych, przypadkowych czy po prostu słabych. Rare Dialect to płyta niesamowicie równa, trzymająca wysoki artystyczny poziom przez cały czas swojego trwania... Po prostu kawał świetnego grania.
Korzystając z okazji recenzowania krążka chciałbym poruszyć również pewien frapujący mnie temat. W naszym kraju przymiotnik „progresywny” jest już niesamowicie nadużywany. Nie ważne czy zespół gra jazz, rock czy metal – jeżeli charakteryzuje się rozbudowanymi muzycznymi formami od razu dokleja mu się łatkę ‘rock progresywny’ i z taką już niestety zostaje. Light Coorporation również, z tego co zauważyłem, taki mianem mylnie jest tytułowany. Rare Dialect bliżej jest do jazzu niż rocka, a dyplomatycznie muzykę formacji można by było nazwać po prostu fusion. Light Coorporation i rock progresywny w pełnym znaczeniu tego słowa to jednak odmienne muzyczne płaszczyzny... Wróćmy jednak do tematu.
Ostatnimi czasy natrafiałem na wiele polskich zespołów obracających się w rejonach fusion. Albumu tak bliskiego tej muzycznej idei, tak znakomicie oddającego przesłanie i klimat typowo jazzowej muzyki, tak klarownie brzmiącego jak Rare Dialect wśród albumów ostatnich lat wydanych na rynku polskim jednak nie znalazłem. Świetnie się dzieje że takie wydawnictwa powstają, a muzycy nie boją się spojrzeć wstecz i przyciągnąć zamierzchłe muzyczne wzorce do dzisiejszej muzyki. Co prawda moje pierwsza styczność z tym albumem przyniosła mieszane odczucia, ale każde kolejne przesłuchanie pozwalało odkryć głębię i jednocześnie piękno tego naprawdę niezwykle solidnego wydawnictwa...
Mam nadzieję, że dzięki takim płytom jak Rare Dialect coraz większa liczba słuchaczy zacznie zwracać swój wzrok w kierunku tych niespenetrowanych dotąd rewirów muzycznych. Ten album posiada taką wartość, że jest w stanie temu zadaniu podołać. Nam wypada tylko czekać na kolejne wydawnictwo zespołu (a te podobno już niedługo ujrzy światło dzienne), które miejmy nadzieję przebije ten niezwykle dobry materiał muzyczny. Z pewnością nie będzie to prostym zadaniem.
Mam nadzieję, że dzięki takim płytom jak Rare Dialect coraz większa liczba słuchaczy zacznie zwracać swój wzrok w kierunku tych niespenetrowanych dotąd rewirów muzycznych. Ten album posiada taką wartość, że jest w stanie temu zadaniu podołać. Nam wypada tylko czekać na kolejne wydawnictwo zespołu (a te podobno już niedługo ujrzy światło dzienne), które miejmy nadzieję przebije ten niezwykle dobry materiał muzyczny. Z pewnością nie będzie to prostym zadaniem.
1. Transparencies [0:46]
2. Tokyo Streets Symphony [10:29]
3. Maestro X [5:52]
4. Ethnic Melody From The Saturn [5:25]
5. The Legend Of Khan's Abduction [6:09]
6. The Seven Wells (Evening Sound Session) [5:06]
7. Merchaw Zman [9:52]
Najgorsze w dzisiejszej muzyce to:
OdpowiedzUsuńSterylne komputerowo wysterylizowane, plastikowo metaliczne brzmienie plus utwory z powtarzającymi się patentami. Do tego czas trwania cd 60 min. Ale na szczęście na tej płycie tego niema.
Fryderyka powinni dostać!
OdpowiedzUsuńno i ciekawe które media docenią taki band? prędzej zachód ich łyknie..
OdpowiedzUsuńNa Fr... nie docenili, ale było blisko. Tego systemu nie da się złamać ;-)
OdpowiedzUsuń