niedziela, 30 października 2016

Audycja nr 168 - rok 1976 (XIII)

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Edgar Froese - os 452 (Macula Transfer, 1976)
3. Jean Michel Jarre - Oxygene (Part 1) / Oxygene (Part 2) (Oxygene, 1976)
4. Jean Michel Jarre - Oxygene (Part 4) (Oxygene, 1976)
5. Jean Michel Jarre - Oxygene (Part 6) (Oxygene, 1976)
6. Tangerine Dream - Stratosfear (Stratosfear, 1976)
7. Tangerine Dream - Invisible Limits (Stratosfear, 1976)
8. Vangelis - Pulstar (Albedo 0.39, 1976)
9. Vangelis - Alpha (Albedo 0.39, 1976)
10. Vangelis - Albedo 0.39 (Albedo 0.39, 1976)
11. Go - Solitude / Nature / Air Over / Crossing the Line (Go, 1976)
12. Zanov - Green Ray (Green Ray, 1976)
13. Heldon - Perspective I (ou comment procede le nihilisme actif) (Heldon IV: Agneta Nilsson, 1976)
Jean Michel Jaree - Oxygene

czwartek, 27 października 2016

Tlen

Progresywna scena muzyki elektronicznej będzie tematem przewodnim najbliższej audycji za PROGiem. W rolach głównych Tangerine Dream oraz Jean Michel Jarre.

Muzyka elektroniczna była nurtem, który w połowie lat 70-tych dynamicznie się rozwijał. Kierunek rozwoju nie różnił się jednak zbytnio od tych ogólnoświatowych. Choć twórczość roku 1976 dalej zakorzeniona była w przestrzennych, syntezatorowych brzmieniach, to zauważalny była tendencja do mocniejszego podkreślania melodii i muzycznych eksperymentów. Eksperymenty takie zauważyć możemy na kolejnym albumie Tangerine Dream Stratosfear, a najdobitniej na Oxygène Jean Michel Jarre'a. Franuz wprowadził muzykę elektroniczną na nową płaszczyznę, grając na modłę zbliżających się lat 80-tych, a jednocześnie wychodząc z inspiracji wczesnymi latami 70-tymi. Efektem była, jak na te czasy, rewolucyjna płyta. To właśnie Tangerine Dream i Jean Michel Jarre będą głównymi bohaterami audycji, ale usłyszymy również muzykę Vangelisa, Edgara Froese czy supergrupy Go.

Start - niedziela (30 pażdziernika), 21:00. Do usłyszenia! 

Jean Michel Jarre, 1976

niedziela, 23 października 2016

Audycja nr 167 - rok 1976 (XII)

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Harmonium - Prologue / Comme Un Fou (l'Heptade, 1976)
3. Harmonium - Sommeil Sans Rêves / Chanson Noire (l'Heptade, 1976)
4. Morse Code - Precréation (Precréation, 1976)
5. Sloche - Stadaconé (Stadaconé, 1976)
6. Sloche - Il Faut Sauver Barbara (Stadaconé, 1976)
7. Et Cetera - Éclaircie (Et Cetera, 1976)
8. Opus 5 - Le Temps Des Pissenlits (Contre-Courant, 1976)
9. Opus 5 - Les Saigneurs (Contre-Courant, 1976)
10. Pollen - Vivre la mort (Pollen, 1976)
11. Rush - Tears (2112, 1976)
12. Klaatu - Sub-Rosa Subway (3:47 E.S.T., 1976)
13. Harmonium - Comme Un Sage / Épilogue (l'Heptade, 1976)

Harmonium - l'Heptade

czwartek, 20 października 2016

7 stanów świadomości

Progresywna scena Kanady, ze szczególnym wyróżnieniem sceny Quebec, będzie tematem przewodnim najbliższej audycji za PROGiem. Głównym bohaterem Harmonium z albumem L'Heptade.

Rok 1975 był dla Kanady burzliwy. Przede wszystkim Harmonium, Maneige i Sloche wydały albumy, których pozazdrościć mogło pół progresywnego świata. Rok kolejny, choć nieco skromniejszy wydawniczo, dalej był udany. Ujrzeliśmy kolejną produkcję Sloche, wydawnictwa Opus-5, Morse Code i Et Cetera, lecz przede wszystkim dwupłytowy album Harmonium, zatytułowany L'Heptade. Ciekawa to płyta. Całkowicie odmienna od Si on avait besoin d'une cinquième saison, ale równie wybitna. Właśnie ją, w bardzo obszernych fragmentach, posłuchamy w niedzielę za PROGiem. Oprócz przeglądu progressif quebecois przyjrzymy się także anglojęzycznej muzyce kanadyjskiej (Rush, Klaatu) oraz, jeżeli wystarczy nam czasu, najciekawszym reprezentantom sceny amerykańskiej.

Start - niedziela (23 października), 21:00. Do usłyszenia!

Harmonium, 1976

wtorek, 18 października 2016

Recenzja: Marillion - F*** Everyone And Run (F E A R) (2016)


Na nową płytę Marillion czekałem z umiarkowanym optymizmem. Spore nadzieje wzbudzały wypowiedzi samych muzyków, którzy o materiale opowiadali z ogromnym podekscytowaniem, a którzy oceniali album jako jeden z najlepszych w ich karierze. Sam Steve Rothery stwierdził, że obok Brave i Marbles będzie to ich najlepszy album. Odważnie, ale rzeczywiście wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na jedno - będzie to dobry album.

Od Sounds That Can't Be Made minęły 4 lata. Choć poprzednia płyta zebrała dość dobre recenzje, to w zespole podobno wrzało. Nawarstwiło się wiele problemów, których rozwiązane dało pozytywny impuls do sesji nagraniowych 18. albumu Marillion. Zespół, jak ma w zwyczaju od czasów płyty Anoraknophobia, oparł prace nad albumem na wspólnym jammowaniu. Takich sesji było podobno rekordowo dużo, rekordowo dużo pojawiło się także wartościowych fragmentów muzyki. Całość złożono z najlepszych z nich.

Na F*** Everyone And Run ostatecznie trafiło 5 (albo 6 - zależy jak patrzeć) utworów, skompletowanych z 17 muzycznych fragmentów. W sumie aż 68 minut muzyki, czyli, dość tradycyjnie w przypadku Marillion, długa płyta. Na ten album należy jednak patrzeć z perspektywy liczby 17. Same utwory, choć długie, to raczej zlepek poszczególnych fragmentów obudowanych jedynie zewnętrznie. Na to zresztą wskazywał charakter pracy - panowie zapisywali wszystkie ciekawe pomysły, a później łączyli w całość te najbardziej do siebie pasujące. Dlatego też ciężko mówić o tym albumie jako zamkniętej formie dla zindywidualizowanych bytów. Prócz dwóch dosyć zwartych kompozycji mamy do czynienia, jakby to nie miało nazwać, z muzyczną masą. Nie ma tu zwrotek, nie ma refrenów, jest o prostu płynąca muzyka i słuchając tego albumu naprawdę ciężko wskazać w którym utworze się znajdujemy. Co warto podkreślić, chyba pierwszy raz (!) w historii zespołu grupa nie postawiła na ani jeden prostszy utwór o zabarwieniu hitu radiowego. Przez to, choć nie tylko, płyta jest szalenie spójna.

Sam album miał być podobny do Marbles i Brave - tak przynajmniej twierdził Steve Rothery. Czy jest podobny? Nie. A jeżeli tak, to jedynie pochmurnym klimatem i krótkimi muzycznymi fragmentami, jak na początku The Gold (przywodzi na myśl "sonar" z utworu River z Brave) i The Remainers (ten klimat Brave!), czy w Demolished Lives (gitara otwierająca tworzy klimat jak w Ocean Cloud). Właściwie, co jest muzycznym fenomenem, tej płyty nie da się porównać do... niczego, co Marillion nagrał wcześniej. Oczywiście można doszukiwać się tu mniejszych lub większych podobieństw, ale po raz kolejny zespół pokazał, że mimo wielu lat na scenie ciągle prze do przodu i nie chce się powtarzać. Świadczył o tym przede wszystkim dosyć nieszablonowy, kontrowersyjny tytuł. Czy robi tak grupa odcinająca kupony? Nie.

Album jest odpowiedzią na strach przed zmianami cywilizacyjnymi XXI wieku. Do nieco pesymistycznych i nostalgicznych tekstów została napisana podobna muzyka. Jest tu kilka światełek, ale w większości F E A R ma szarawy, mętny, nieco rozleniwiony klimat. W tej materii najbliżej mu do Happiness Is The Road, Volume 1: Essence. Tu także sporo mamy instrumentalnej, stonowanej i powoli rozwijającej się gry. Na F*** Everyone And Run uświadczymy ponadto najmniej w historii Marillion solówek Rotherego (czyli da się bez tego nagrać dobry album! kiedyś nie do uwierzenia), przewspaniałą, pomysłową grę Iana Mosleya (chyba najlepsze partie od wielu, wielu lat), a także taki "od niechcenia" śpiew Steve'a Hogartha. Brzmieniowo jest blisko Sounds That Can't Be, ale bardzo miło usłyszeć gitarę Rotherego, która po raz kolejny brzmi... inaczej! Ponadto warto zwrócić baczną uwagę na gęstą fakturę płyty. Skończył się czas opierania muzyki na pomysłach gitarzysty Marillion. Od kilku wydawnictw mamy do czynienia z gęstą, wielopłaszczyznową muzyką i ten trend nie tyleż został podtrzymany, ileż uwypuklony.

Tu pojawia się zazwyczaj akapit o poszczególnych utworach. Tym razem nie mam zbyt wiele do napisania. To dlatego, że nie ma tu kompozycji, które można szczególnie wyróżnić albo takich, które robią wyjątkowe wrażenie. Naprawdę - nie da się. Jest po prostu bardzo, bardzo równo.

Ta płyta potrzebuje sporo czasu. Niestety od wielu lat Marillion komponuje tak, że dopiero przy wielu odsłuchaniach muzyka grupy zaczyna kwitnąć. Ja do albumu musiałem się długo przekonywać. A to nie podobał mi się śpiew Hogartha, a to za mało było solówek Rotherego, a to męczył dziwny klimat wydawnictwa... narzekań na początku było sporo, ale w końcu do tej muzyki przywykłem. No i te 70 minut. Ja szczerze nie znoszę takich długich albumów, chyba tylko kilku słucham z przyjemnością. Muszę przyznać, że ten... chyba do nich trafi... Złożyło się na to kilka elementów. Po pierwsze płyta jest szalenie równa - chyba pierwszy raz nie muszę z albumu Marillion nic wycinać, co spotykało nawet Brave i momentami Marbles. A że poziom kompozycji jest wysoki, to i jest równie dobra przez cały czas trwania. Po drugie charakteryzuje ją stabilny muzyczny klimat. Marillion zawsze był zespołem mieszającym - na każdym albumie musiało się ze sobą spotkać kilka weselszych utworów i kilka smutniejszych. Tu pod tym względem jest konsekwentnie - pierwszy raz z Hogarthem na wokalu. Tego mi zawsze brakowało.

Daleki jestem od szczególnych zachwytów nad F E A R. Wydawnictwa słucha mi się jednak bardzo dobrze i wracam do niego szalenie często (chyba najczęściej słuchany album w tym roku). To jest po prostu dobra, bardzo dobra płyta i choć nie oszalałem na jej punkcie, to zastanawiam się, ilu lepszych z roku 2016 słuchałem. Z pewnością niewiele. Formacji należy się naprawdę ogromny szacunek i podziw za to, że na 18. albumie w dyskografii ciągle jest w stanie grać świeżo, z pomysłem, tworząc wartościową i oryginalną całość. Niewiele jest takich zespołów, a Marillion to w tej materii wzór do naśladowania.

Litwa utworów:
1. El Dorado (I) Long-Shadowed Sun
2. El Dorado (II) The Gold
3. El Dorado (III) Demolished Lives
4. El Dorado (IV) F E A R
5. El Dorado (V) The Grandchildren of Apes
6. Living in F E A R
7. The Leavers (I) Wake Up In Music
8. The Leavers (II) The Remainers
9. The Leavers (III) Vapour Trails in the Sky
10. The Leavers (IV) The Jumble of Days
11. The Leavers (V) One Tonight
12. White Paper
13. The New Kings (I) F*** Everyone and Run
14. The New Kings (II) Russia's Locked Doors
15. The New Kings (III) A Scary Sky
16. The New Kings (IV) Why is Nothing Ever True?
17. Tomorrow's New Country

niedziela, 16 października 2016

Audycja nr 166 - rok 1976 (XI)

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Kansas - Opus Insert (Leftoverture, 1976)
3. Return To Forever - Majestic Dance (Romantic Warrior, 1976)
4. Goblin - Snip-Snap (Roller , 1976)
5. Gentle Giant - Interview (Interview, 1976)
6. Gentle Giant - Empty City (Interview, 1976)
7. Gentle Giant - I lost my Head (Interview, 1976)
8. Camel - Chord Change (Moonmadness, 1976)
9. The Alan Parsons Project - (The System Of) Doctor Tarr And Professor Fether (Tales Of Mystery And Imagination, 1976)
10. Stanley Clarke - Hot Fun (School Days, 1976)
11. Van Der Graaf Generator - My Room (Waiting For Wonderland) (Still Life, 1976)
12. Finch - Scars On The Ego (Beyond Expression, 1976)
13. Trace - Legend (Part 1) / Interlude 1 (The White Ladies, 1976)
14. Triumvirat - I Believe (Old Loves Die Hard, 1976)
15. Agorà - Piramide di Domani (Agorà 2, 1976)
16. Celeste - Giochi Nella Notte (Principe Di Un Giorno, 1976)
17. Gentle Giant - Proclamation / Valedictory (Live at the Bicentennial, 1976/2016) 
 
Gentle Giant - Interview

czwartek, 13 października 2016

Wywiad

Gentle Giant z albumem Interview będzie bohaterem najbliższej niedzieli za PROGiem.

Interview to epitafium Gentle Giant - ostatnia płyta, na której zespół prezentował rock progresywny wysokich lotów. Później... no cóż, było już tylko gorzej. Trend ten dotyczył jednak lwiej większości progresywnych wykonawców. Za PROGiem przyjrzymy się najciekawszym nagraniom z albumu Gentle Giant i przeanalizujemy czym tym razem zaskoczyli kreatywni muzycy grupy. Dużo miejsca poświęcimy także innym wykonawcom. Wrócimy do wielu bohaterów poprzednich audycji w roku 1976 (Kansas, Camel, Goblin), a także zahaczymy o twórczość najciekawszych grup holenderskich (Finch, Trace). To będzie bardzo progresywna audycja!

Start - niedziela (16 października), 21:00. Do usłyszenia! :)

Gentle Giant

niedziela, 9 października 2016

Audycja nr 165 - rok 1976 (X)

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Weather Report - Barbary Coast (Black Market, 1976)
3. Al Di Meola - The Wizard (Land of the Midnight Sun, 1976)
4. Al Di Meola - Short Tales of the Black Forest (Land of the Midnight Sun, 1976)
5. Return To Forever - Medieval Overture (Romantic Warrior, 1976)
6. Return To Forever - Sorceress (Romantic Warrior, 1976)
7. Return To Forever - The Romantic Warrior (Romantic Warrior, 1976)
8. Stanley Clarke - School Days (School Days, 1976)
9. Jan Hammer - Magical Dog (Oh, Yeah?, 1976)
10. Mahavishnu Orchestra - All in the Family (Inner Worlds, 1976)
11. Shakti with John McLaughlin - Lotus Feet (Shakti, 1976)
12. Jean-Luc Ponty - Renaissance (Aurora, 1976)
13. Jean-Luc Ponty - New Country (Imaginary Voyage, 1976)
14. Billy Cobham - Earhlings (Life & Times, 1976)
15. The Billy Cobham - George Duke Band - Do What Cha Wanna ("Live" On Tour In Europe, 1976)
16. Soft Machine - Ban-Ban Caliban (Softs, 1976)
17. Brand X - Running on Three (Unorthodox Behaviour, 1976)

Return to Forever - Romantic Warrior

niedziela, 2 października 2016

Audycja nr 164 - rok 1976 (IX)

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Led Zeppelin - Rock and Roll (The Song Remains The Same, 1976)
3. The Alan Parsons Project - The Tell-Tale Heart (Tales Of Mystery And Imagination, 1976)
4. Judas Priest - Dreamer Deceiver / Deceiver (Sad Wings of Destiny , 1976)
5. Kansas - Carry On Wayward Son (Leftoverture, 1976)
6. Kansas - The Wall (Leftoverture, 1976)
7. Kansas - Miracles Out Of Nowhere (Leftoverture, 1976)
8. Kansas - Magnum Opus (Leftoverture, 1976)
9. Rainbow - Tarot Woman (Rising, 1976)
10. Rainbow - Stargazer (Rising, 1976)
11. Jon Lord - Sarabande (Sarabande, 1976)
12. Led Zeppelin - Nobody's Fault But Mine (Presence, 1976)
13. Lucifer's Friend - Moonshine Riders (Mind Exploding, 1976)
14. Rush - Something For Nothing (All The World's A Stage, 1976)
15. Deep Purple - Stormbringer (Made in Europe, 1976)
16. Jane - Hangman (Live at Home, 1976)
Kansas - Leftoverture