środa, 30 listopada 2011

Zrockowana za PROGiem - wywiad z Leash Eye

Dnia 20 listopada miałem przyjemność zastąpić prowadzącą audycję Zrockowana, Anię na jej cotygodniowym, niedzielnym paśmie. Do studia udało się zaprosić gościa, którym okazał się basista formacji Leas Eye, Pan Marek Kowalski. Wspólnie dyskutowaliśmy na tematy dotyczące najnowszej płyty zespołu (która w połowie została zaprezentowana na antenie), ciekawostką z nią związanych, a także o barwnej historii Leash Eye w tym roku świętującym XV-lecie i o dalszej oraz bliższej przyszłości formacji.

Wywiad jest dostępny do odsłuchania na oficjalnym kanale youtube Radia Aktywnego. Serdecznie zapraszam!


 Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Leas Eye - Deathproof (Charger vs Challenger) (V.I.D.I., 2011)
3. Leas Eye - One Time, Two Times (V.I.D.I., 2011)
4. Leas Eye - Headin' For Disaster (V.I.D.I., 2011)
5. Leas Eye - Open Up, Chris (V.I.D.I., 2011)
6. Leas Eye - Trucker Song (V.I.D.I., 2011)
7. Leas Eye - Her Rose's Flavour (V.I.D.I., 2011)
8. Zaprogowe outro

Audycja nr 25 - rok 1970 (III)

Nasze dwudzieste piąte spotkanie poświęciliśmy w głównej mierze losom grupy Pink Floyd oraz psychodeli w muzyce progresywnej roku 1970. Omówiliśmy sytuację personalną grupy, w tym opuszczenie zespołu przez dotychczasowego lidera Syda Barretta i jego działalność solową. Wspólnie zastanowiliśmy się nad pewnego rodzaju powolną transformacją muzycznego stylu grupy, jej artystycznym ukierunkowaniem, które można zaobserwować na Atom Heart Mother (w sumie uznaje się ten album jako pierwszy klasyczny w dorobku Pink Floyd) oraz na pierwszym naprawdę wielkim komercyjnym sukcesem formacji. Co prawda pewnego rodzaju numer wywinęła nam kompozycja tytulowa (obowiązkowo proszę to nadrobić samodzielnie!), ale i tak analizę albumu można uznać za zakończoną w zadowalającym stopniu.

Oprócz tego przyjrzeliśmy się węgierskiej, niezwykle znanej grupie Omega, japońskiemu przedstawicielowi muzyki progresywnej, którym okazał się Pan Hiro Yanagida, bardzo płodnej formacji Steamhammer czy niesłusznie zapomnianej, ale wprost fantastycznej formacji Bachdenkel, której los kładł raz za razem kłody pod nogi (magazyn Rolling Stone nadał zespołowi tytuł najlepszej nieznanej brytyjskiej grupy - naprawdę szczególnie warto się mu bliżej przyjrzeć).

Audycję zakończyło przedstawienie niezwykle ciekawej i dość słabo znanej poznańskiej formacji Appleseed, która 6 grudnia rozpoczyna trasę koncertową promującą debiutancki album. Zwycięzcom dwóch wejściówek na warszawski koncert formacji gratuluję (i zazdroszczę) :) Ostatnim utworem za PROGiem była kompozycja grupy Nightwish z albumu Imaginaerum który właśnie tego dnia miała swoją ogólnoświatową premierę.

Zapraszam już za tydzień. Zapowiada się zdecydowanie bardziej eksperymentalna, elektroniczna i krautrockowa audycja!

 Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Syd Barrett - Octopus (The Madcap Laughs, 1970)
3. Syd Barrett - Wined and Dined (Barrett, 1970)
4. Pink Floyd - Summer '68 (Atom Heart Mother, 1970)
5. Pink Floyd - Fat Old Sun (Atom Heart Mother, 1970)
6. Pink Floyd - Atom Heart Mother (Atom Heart Mother, 1970)
7. Bachdenkel - An Appointment With the Master (Lemmings, 1970/1973)
8. Hiro Yanagida - Happy, Sorry (Milk Time, 1970)
9. Omega - Ahol a boldogsagot osztottak (Eiszakai Orszagut, 1970)
10. Steamhammer - Hold That Train (Mountains, 1970)
11. Appleseed - Playground (Night in Digital Metropolis, 2010)
12. Nightwish - Rest Calm (Imaginaerum, 2011)
13. Zaprogowe outro

 być może najsłynniejsza krowa świata - Lulubelle III

poniedziałek, 28 listopada 2011

Zapowiedź audycji nr 25

Serdecznie zapraszam na jubileuszową, bo już dwudziestą piątą audycję za PROGiem, która w większości będzie poświęcona psychodelicznemu nurtowi w muzyce progresywnej roku 1970. W głównej mierze skupimy się na losach grupy Pink Floyd i wydanym w tymże roku albumie Atom Heart Mother. Oprócz tego czeka nas przegląd najciekawszych artystów tegoż gatunku (w tym wyprawa do Japonii) oraz konkurs na dwie podwójne wejściówki na koncert postrockowego Appleseed.

Do usłyszenia!

Radio Aktywne, wtorek 29 listopada, godz. 23.00

niedziela, 27 listopada 2011

Recenzja: Appleseed - Night In Digital Metropolis (2010)

 
Zespół Appleseed został założony w roku 2000 w Poznaniu. Niezwykle dużo czasu (bo przecież aż 10 lat!) musiało upłynąć zanim zespół wydał swój pierwszy album długogrający. Co w tym czasie działo się z formacją? Oprócz szlifowania muzycznego rzemiosła i fundamentalizowania składu personalnego formacja w roku 2006 wydała swój pierwszy mini album pt. Broken Lifeforms, w roku 2007 zagrała koncert w mającym już renomę w progresywnym światku radiu PiK, stworzyła teledysk do utworu Lullaby z EPki i koncentrowała się na wydaniu recenzowanego Night In Digital Metropolis z premierą w roku 2010.

Relacja: The Decimation of Europe Tour w Warszawie

Bardzo pracowity rok zafundowało sobie Decapitated. Najpierw wydanie kolejnej płyty, później zakrojona na szeroką skalę akcja promocyjna i  niemalże codzienne koncerty od sierpnia do grudnia, od południowej i wschodniej Europy aż po Stany Zjednoczone. Rzecz jasna trasa musiała sięgnąć i rodzime ziemie zespołu gdzie Decapitated wraz z Aborted, Fleshgod Apocalypse, Archspire oraz Cyanide Serenity odwiedził Warszawę, a następnie Poznań i Kraków.


 Główna uwaga należy się oczywiście gwieździe wieczoru czyli Polakom z Decapitated, którzy 24 listopada w warszawskiej Progresji zaprezentowali się naprawdę świetnie. Zespół działał jak perfekcyjnie naoliwiona maszyna emanując energią, pewnością siebie oraz profesjonalizmem. Usłyszeliśmy sporo nowego materiału z najnowszego Carnival is Forever, ale zespół nie zapomniał i o starszych, najlepiej przyjmowanych przez fanów utworach. Sporym minusem okazał się jednak niezbyt długi set zespołu (nie dłużej niż 45 minut) oraz brak bisa, ale dotyczyło to wszystkich występujących tego dnia w Progresji zespołów. Zespół po morderczym secie i rozgrzaniu do czerwoności fanów grzecznie ukłonił się na pożegnanie i z pewnością zachęcił każdego, kto tego wieczoru odwiedził Progresję, do głębszego wniknięcia w muzyczną twórczość formacji oraz do przetestowania możliwości na żywo zespołu podczas następnej nadarzającej się okazji.

Oczywiście nie tylko Decapitated miało możliwość zaprezentować swą muzykę publiczności. Koncert rozpoczęły dwie młodsze stażem kapele: polski Cyanide Serenity oraz kanadyjski Archspire, które zaprezentowały się naprawdę bardzo przyzwoicie. W następnej kolejności mieliśmy usłyszeć Fleshgod Apocalypse, ale z uwagi na to, że wokalista następnego Aborted poważnie się rozchorował, usłyszeliśmy Belgów w skróconym, instrumentalnym secie przed Włochami. Sytuacja ta z pewnością wszystkich poważnie zmartwiła, ale jak się okazało Belgowie z Aborted nie stracili animuszu i bez niego rozpętali prawdziwe muzyczne piekło porywając publiczność muzyką na niesamowitym poziomie. Widać było, że spora część publiczności przybyła specjalnie dla nich bawiąc się przy muzyce Belgów znakomicie. Zresztą bijąca od zespołu energia i porywająca muzyka przekonała z pewnością lwią część publiczności do tejże formacji i warto nadmienić, nie potrzebowała do tego wokalisty! W dalszej kolejności mogliśmy usłyszeć Włochów z Fleshgod Apocalypse, który zostali bardzo chłodno przyjęci przez publiczność, bo zaprezentował się naprawdę bez rewelacji, a kolejne próby nawiązania jakiekolwiek kontaktu ze słuchaczami raz za razem spotykała się z niemalże zerowym odzewem.


 The Decimation of Europe Tour w warszawskiej Progresji przygotował fanom ciężkiej muzyki niesamowicie energetyczne muzyczne uderzenie. Co prawda nie wszystkie zespoły zaprezentowały się z najlepszej strony, ale dla zobaczenia elitarnego już Decapitated i fenomenalnego (nawet bez wokalisty!) Aborted naprawdę było warto wydać tych parędziesiąt złotych i przeżyć naprawdę porywające chwile przy ekstremalnej muzyce metalowej. Widać to było szczególnie patrząc na frekwencję tego dnia w warszawskim klubie, bo grupom udało się zgromadzić naprawdę sporo słuchaczy w tym niszowym gatunku, a to z pewnością niezbicie świadczy o sile przyciągania i wartości muzyki Decapitated czy Aborted.

czwartek, 24 listopada 2011

Wygraj bilety na koncert Applessed!

Już w najbliższy wtorek podczas audycji za PROGiem będziecie mieli okazję zdobyć dwie podwójne wejściówki na warszawską odsłonę The Celestial Tour, na którym zagrają Appleseed, Forma, The Animators oraz Overcolored. Koncert odbędzie się 6 grudnia w Radio Luxemburg.


 Zespół Applesed powstał w roku 2006 w Poznaniu i od samego początku w muzyce zespołu można było dostrzec wpływy najwybitniejszych zespołów progresywnych lat 70tych i 80tych (Pink Floyd, Marillion, King Crimson, Wishbone Ash) oraz takich fromacji jak Anathema, Sigur Ros czy Mogwai. W roku 2006 grupa zarejestrowała swój pierwszy minialbum pt. Broken Lifeforms, a bardzo pozytywny odbiór krążka wśród recenzentów i słuchaczy zmotywował zespół do dalszej pracy, której zwieńczeniem był wydany w roku 2010 album Night In Digital Metropolis. Zespół przygotowuje się do trasy promującej płytę, warto wspomnieć że dnia 11 listopada wystąpił na BalticProgFest na Litwie.

Bilety na koncert zespołu do wygrania już w najbliższy wtorek 29 listopada od godz. 23.00 podczas audycji za PROGiem! Nie przegapcie!

środa, 23 listopada 2011

Audycja nr 24 - rok 1970 (II)

Kolejne spotkanie za PROGiem poświęciliśmy w sposób szczególny grupie Jethro Tull oraz muzyce hardrockowej roku 1970. Przeanalizowaliśmy sytuację zespołu, wartość albumu Benefit dla rozwoju formacji oraz dość ważna zmiany personalne w zespole. Mocnymi punktami audycji nr 24 były z pewnością czarne konie roku 1970 czyli aktywnie rozwijający się Rare Bird oraz ciężki i niesamowicie żywiolowy jak na standardy epoki Lucifer's Friend. Zwróciliśmy ponadto uwagę na zapomnianych czyli duński Culpeper's Orchard oraz brytyjską Aquilę, która wydała jeden album i rozwiązała się (niestety!) tak szybko jak powstała.

Analizując dany rok sporo miejsca poświęciliśmy biłgorajskiej Kali-Guli, która wydając nowy materiał zrobiła niesamowity przeskok artystyczny. Zwycięzcy krążka zespołu pt. Minotaur serdecznie gratuluję! Audycję zakończyliśmy zaproszeniem na występy Riverside wraz z Disperse oraz Decapitated.

Do usłyszenia za tydzień! 

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Frijid Pink - God Give Me You (Frijid Pink, 1970)
3. Culpeper's Orchard - Mountain Music Part 2 (Culpeper's Orchard, 1970)
4. Jethro Tull - With You There To Help Me (Benefit, 1970)
5. Jethro Tull - To Cry You a Song (Benefit, 1970)
6. Aquila - How Many More Times (Aquila, 1970)
7. Rare Bird - What You Want To Know (As Your Mind Flies By, 1970)
8. Lucifer's Friend - Everybody's Clown (Lucifer's Friend, 1970)
9. Kali-Gula - Bezsenny (Minotaur, 2011)
10. Disperse - Far Away (Journey Through The Hidden Garden, 2010)
11. Decapitated - Homo Sum (Carnival is Forever, 2011)
12. Zaprogowe outro
 rozwinięcie muzycznego stylu Jethro

poniedziałek, 21 listopada 2011

Jethro Tull i Kali-Gula za PROGiem

 
Zapraszam gorąco na najbliższą audycję za PROGiem! W trakcie audycji zostanie przeprowadzony konkurs, którego nagrodą będzie najnowszy album biłgorajskiej Kali-Guli pt. Minotaur! Oprócz tego wnikliwym okiem badacza spojrzymy na album Jethro Tull pt. Benefit i opowiemy o dość znacznym muzycznym zwrocie w historii zespołu prowadzącym formację gatunkowo ku muzyce progresywnej. Dodatkowo zerkniemy na hardrockową stronę roku 1970 w muzyce oraz porozmawiamy o zbliżających się koncertach Riverside oraz Decapitated.

Relacja: Filmowy wieczór z muzyką Lebowskiego

Dużo czasu musiało upłynąć od momentu wydania płyty Cinematic do dnia, kiedy zespół po raz pierwszy odwiedził stołeczną Warszawę czyli momentu, kiedy miałem nareszcie szansę zobaczyć Lebowskiego w akcji. Osobiście uważam grupę za największe muzyczne odkrycie roku 2010 w Polsce (zresztą płynące zewsząd rewelacyjne recenzje i opinie moje zdanie utrzymują), a do tego jako formację niesamowicie inteligentnie i przemyślanie się rozwijającą. Nie mogłem więc doczekać się dnia 19 listopada, kiedy to w warszawskim Kinie Alchemia szczecińska formacja miała zaprezentować się na żywo.

Występ rozpoczął się w dwudziestominutowym opóźnieniem. Po wejściu do sali kinowej, gdzie miał odbywać się występ niejako fontman zespołu Pan Marcin Grzegorczyk głęboko przeprosił wszystkich zebranych za niezależne od zespołu problemy techniczne i wynikające z tego faktu opóźnienie (z taką profesjonalną postawą muzyka spotkałem się po raz pierwszy), po czym można było wygodnie rozsiąść się w fotelach i oczekiwać tego, co Lebowski nam zaprezentuje.

Początkowo można było narzekać na nagłośnienie: zdecydowanie za głośne sample, buczący bas, przyciszona gitara, jednak z każdą kolejną sekundą stan faktyczny poprawiał się i po Trip to Doha podczas kolejnego utworu już w pełni można było delektować się muzyką zespołu. Co ciekawe Lebowski zaprezentował widzom naprawdę smoczą dawkę nowego, nieopublikowanego materiału bo oprócz bodajże sześciu utworów z debiutanckiego Cinematic mniej więcej połowa koncertu przypadła na nowy materiał. Rzecz jasna nie zabrakło tytułowego Cinematic, mojego numer jeden czyli Iceland, w trakcie którego ciarki przeszywają całe ciało czy naprawdę świetnie prezentującego się na żywo, francuskiego Encore. Biorąc pod uwagę nowe kompozycje to wręcz fenomenalne wrażenie zrobił utwór nawiązujący do Romeo i Julii nagrodzony burzliwymi oklaskami, zagrany na bis Midnight Syndrome oraz jeden utwór o dosyć trudnej do zapamiętania nazwie, w którym przejawiały się motywy muzyki chińskiej, tudzież japońskiej. Zresztą… naprawdę nie można było narzekać na utwory zagrane przez zespół (chociaż mi osobiście zabrakło The Storyteller), bo prezentowały one wszystkie niesamowicie wysoki poziom. Jednocześnie już można było zaobserwować różnice między nowym, a starym materiałem – ten pierwszy jest dużo bardziej energiczny i żywiołowy niż utwory pochodzące z Cinematic.

Jeżeli chodzi o samych muzyków, to naprawdę z daleka widoczna była ich radość z możliwości zaprezentowania swojego materiału warszawiakom, a rozradowana mina basisty formacji mówiła sama za siebie. Publiczność została zdobyta jednak nie tylko świetnym materiałem grupy i formą zespołu, ale poczuciem bliskości i wewnętrznej więzi, którą można było odczuwać już w trakcie Trip to Doha. Zarówno widownia jaki i zespół uczestniczyli w pewnego rodzaju misterium i mi osobiście ciężko wytłumaczyć pewnego rodzaju nieznaną więź, duchowe połączenie między muzykami, a publicznością których zjednywały dźwięki płynące z instrumentów Lebowskiego. Niech za komentarz do całego wieczoru posłużą gromkie brawa i oklaski na stojąco części publiczności, bo naprawdę… było pięknie.

Koncert trwał około godziny i trzech kwadransów. W tym czasie zespół pokazał się z naprawdę świetnej strony. Zatapiał swoją muzyką, w sposób niespodziewany zabierał słuchacza w obłoki odrywając go od spraw przyziemnych. Przed występem formacji nurtowała mnie sprawa frekwencji, ale jak się okazało była ona naprawdę zadowalająca (Kino Alchemia zapełniło się niemal w pełni), a wśród publiczności mogliśmy zobaczyć zarówno kilkuletnie dzieci, jak i osoby w podeszłym wieku.

Ostatecznie podsumowując występ muzyków jestem nim w pełni usatysfakcjonowany. Nie jestem jednak pewien czy zespół powinien występować w kinie czy po prostu w klubie. Przemyślam to zagadnienie do tej pory i w sumie o ile kino jest chyba naturalnym matecznikiem zespołu i przemawia za nim dość sporo argumentów, to sądzę że występy w typowo koncertowych miejscach w większym stopniu potrafiłyby wykorzystać muzyczny potencjał formacji i emocje związane z graną przez nią muzyką.


Na występ formacji Lebowski dość długo oczekiwałem i absolutnie nie czuję się zawiedziony. Przeżyłem naprawdę bajkowe chwile okraszone piękną, filmową atmosferą. Zespołowi życzę poszerzania grona fanów, bo z pewnością formacja ma ogromny artystyczny potencjał. Najważniejsze jednak, żeby miała okazję i możliwości go odpowiednio wykorzystać. Trzymam kciuki i czekam na kolejny występ!

niedziela, 20 listopada 2011

Wywiad z Leash Eye


Serdecznie zapraszam dziś na godiznę 22.00 do słuchania audycji Zrockowana, którą będę miał okazję okazjonalnie poprowadzić. Gośćmi audycji będzie zespół Leash Eye promujący swoje najnowsze wydawnictwo pt. V.I.D.I., które już zostało uznane płytą miesiąca czasopisma Metal Hammer!

Leash Eye to polska grupa wykonująca muzykę z pogranicza rocka i heavy metalu powstała w 1996 roku w Warszawie. Do tej pory grupa wydała dwa krążki pt. V.E.N.I. oraz V.I.D.I.. Ma na swoim koncie m.in. występy na Wacken Open Air oraz Sonisphere Festiwal.

Relacja: Jean-Michel Jarre w Torwarze

Koncert Jean-Michel Jarrea był jednym z koncertów, na które w tym roku oczekiwałem z największym zaciekawieniem i zainteresowaniem. W naszym kraju bowiem wydarzeń stricte nastawionych na muzykę elektroniczną jest jak na lekarstwo i nigdy nie miałem możliwości w takim występie uczestniczyć, a że trafiła mi się okazja po raz pierwszy zatopić się w takiej muzyce i to jeszcze w wykonaniu arcymistrza elektroniki, pogłębiło we mnie dociekania, jak taki koncert wryje się w moją pamięć. 

Występ Francuza odbył się w warszawskim Torwarze i patrząc z perspektywy dnia powszedniego (poniedziałek) i ceny biletów, na którą nie każdy mógłby sobie pozwolić, to frekwencja była naprawdę spora mimo tego, że dość dużo miejsc pozostało pustych. Występ muzyka rozpoczął się o godzinie 20.20 i potrwał ponad dwie godziny (bodajże do 22.30) czym z pewnością zadowolił przybyłą publiczność, choć nie chodzi tu tylko o długość koncertu, a jego jakość i wysoką muzyczną próbę.


Gdy wszyscy oczekiwali wejścia muzyka na scenę, ten niczym Fish z Marillion nagle znikąd pojawił się wśród publiczności i biegnąć przybijał tzw. piątki kolejnym fanom w drodze na scenę. Właśnie wtedy rozpoczęły się dwie godziny, w których Jean-Michel Jarre zaprezentował publiczności dość przekrojowy materiał. Ja ze swej strony mógłbym podzielić występ muzyka na trzy fazy: pierwszą – eksperymentalną i niezbyt mnie przekonującą, drugą – przecudną i wzruszającą, trzecią – żywiołową, którą wyrwał setki fanów z siedzeń. Jean-Michel Jarre w trakcie występu pokazał naprawdę swe zróżnicowane muzyczne oblicza poczynając od tego skrajnie eksperymentalnego poprzez melodyjne, kojące i wzruszające. Świetnie zaprezentowały się utwory z najlepiej przyjętych albumów artysty czyli Oxygene oraz Equinoxe, warto zwrócić było uwagę na wzruszający Adagio, połączony z ciekawą historią Souvenir of China czy porywające publiczność Rendez-Vous 4 oraz Vintage. No właśnie! To co okazało się bardzo dużym plusem występu to fakt, że Jean Michel-Jarre postanowił zabrać publiczność w naprawdę odmiennie klimatycznie rejony muzyczne czym zadbał o pozostawienie widowni w ciągłej czujności, pobudzeniu i uwadze skupionej na tym, czym tym razem zaskoczy nas Francuz.

Oczywiście warto wspomnieć również o całej otoczce technicznej towarzyszącej koncertowi w Torwarze. Jeżeli chodzi o tzw. show i artystyczny rozmach, to występ Jean-Michel Jarre’a obok koncertu Judas Priest w katowickim Spodku w sierpniu br. mogę sklasyfikować jako mój prywatny numer jeden. Niezwykłe  kombinacje laserów, fantastyczne, tajemnicze wizualizacje czy muzyk biegający po scenie, grający na pojawiających się z podłogi smugach lasera (jak to możliwe?)... Wszystko to złożyło się na to, że mieliśmy przyjemność słuchać nie tylko muzycznych dokonań Jarre’a, lecz również podziwiać jedyną w swoim rodzaju otoczkę koncertu.

Podsumowując występ jestem zmuszony stwierdzić, że nie zawiodłem się licząc przed występem na niezapomniane, muzyczne show bo takie z pewnością miałem przyjemność oglądać. Jean-Michel Jarre udowodnił, że jest muzykiem niezwykle doświadczonym, umie panować nad tłumem i wie w jaki sposób wykorzystywać poszczególne elementy muzyczne, aby wprowadzać słuchaczy w stan muzycznej hipnozy i zdumienia umiejętnościami artysty. Muzyk z utworu na utwór napędzał muzyczną koniunkturę występu tak, że w pewnym momencie najpierw wyrwał niemal wszystkich siedzących w dolnej kondygnacji z krzeseł, a następnie niejako nie pozostawił im wyboru jeśli chodzi o burzliwe domaganie się bisu, oklaski na stojąco oraz owacje sięgające zenitu. Co prawda mnie osobiście występ Jarre'a nie urzekł w pełni i mógłbym wymienić sporo fantastycznych momentów zapierających dech w piersiach przy tych irytujących czy męczących ucho. Nie mogę jednak odmówić muzykowi tego, że wypadł naprawdę świetnie co z pewnością potwierdzi zdecydowana większość widowni zebranej w Torwarze, którą Francuz z całym przekonaniem zdobył.

piątek, 18 listopada 2011

Decapitated znowu w Polsce


Najbliższe dni zapowiadają się bardzo ciekawie dla wszystkich maniaków death metalu! Do naszego kraju na trzy koncerty zawita trasa "THE DECIMATION OF EUROPE TOUR". Headliner'em tego wydarzenia będzie nasze rodzime DEACAPITATED! Oprócz nich będziemy mieć okazję usłyszeć legendę brutal death metalu z Belgii - ABORTED.

Tempa na pewno dotrzymają także amerykanie z DECREPIT BIRTH lubujący się w bardziej technicznym graniu. Na rozgrzewkę otrzymamy dwie młode, świetnie zapowiadające się załogi CYANIDE SERENITY oraz ARCHSPIRE.

24.11.2011 Warszawa - Progresja
25.11 - Poznań, "U Bazyla"
26.11 - Kraków, "Rotunda"
Start : 19:00 (otwarcie bram)
Wjazd : 45 PLN / 55 PLN

czwartek, 17 listopada 2011

Recenzja: Kali-Gula - Minotaur (2011)


Kali-Gula jest młodym polskim zespołem założonym w roku 2005 w Biłgoraju. Swoją przygodę muzyczną zespół rozpoczął od wydania dwóch materiałów demo, lecz dopiero rok 2008 kiedy pozycję wokalistki w zespole objęła Yoanna Gulak (grając jednocześnie na gitarze) zespół wykrystalizował się jako twór muzyczny w pełnym słowa tego znaczeniu. Sfundamentalizowany został skład formacji, grupa rozszerzyła swoją działalność na wiele występów na żywo, a już rok następny przyniósł nagranie dwudziestominutowego mini albumu pt. Crucial Point. Rok 2011 za to zespół poświęcił na prace nad swym kolejnym dziełem, którym jest recenzowany tutaj Minotaur.

środa, 16 listopada 2011

Audycja nr 23 - rok 1970 (I)

Tym razem za PROGiem królowały dość sentymentalne, delikatne muzyczne klimaty. Odwiedziliśmy naszych starych znajomych z Family oraz Procol Harum, odkurzyliśmy wspaniały i niesłusznie zapomniany Affinity, zerknęliśmy trochę w pogranicza muzyki progresywnej by nacieszyć się delikatną muzyką Tudor Lodge i Pearls Before Swine. Głównym punktem naszego spotkania była jednak analiza drugiego krążka najbardziej reprezentatywnego zespołu tzw. sceny cantenbury - If I Could Do It All Over Again I'd Do It All Over You od Caravan. Przypomnieliśmy historię oraz działalność grupy oraz istotne znaczenie albumu dla muzyki progresywnej. Na deser jeszcze raz nacieszyliśmy się informacją o reaktywacji Black Sabbath i poznaliśmy niezwykle utalentowany, grający wspaniałą muzykę zespół Lebowski. Serdecznie gratuluję zwycięzcy biletu na występ formacji w Warszawie, a i Was zachęcam do udania się na jeden z koncertów zespołu zespołu, który jest w trakcie trasy koncertowej po Polsce.

Zapraszam za próg już za tydzień, kiedy to dogłębnie przyjrzymy się krążkowi Jethro Tull pt. Benefit.

...no i mam nadzieję że zauważyliście że przekroczyliśmy próg kolejnego muzycznego rocznika! :) 

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Family - Drowned in Mine (A Song for Me, 1970)
3. Pearls Before Swine - Rocket Man (The Use of Ashes, 1970)
4. Caravan - And I Wish I Were Stoned/Don't Worry (If I Could Do It All Over Again I'd Do It All Over You, 1970)
5. Caravan - With an Ear to the Ground You Can Make It/Martinian/Only Cox (Reprise) (If I Could Do It All Over Again I'd Do It All Over You, 1970)
6. Tudor Lodge - Help Me Find Myself (Tudor Lodge, 1970)
7. Affinity - Night Flight (Affinity, 1970)
8. Procol Harum - The Dead Man's Dream (Home, 1970)
9. Black Sabbath - Black Sabbath (Black Sabbath, 1970)
10. Lebowski - Iceland (Cinematic, 2010)
11. Zaprogowe outro
 druga płyta czołowego przedstawiciela sceny cantenbury

niedziela, 13 listopada 2011

Wygraj bilet na koncert Lebowskiego!

Chcesz zobaczyć na żywo sensację polskiej sceny muzycznej roku 2010? Nic prostszego! Wystarczy słuchać audycji za PROGiem w najbliższy wtorek 15 listopada i mieć odrobinę szczęścia!

 
Podczas audycji do wygrania będzie jedna podwójna wejściówka na występ zespołu, który odbędzie się w sobotę, 19 listopada w warszawskim kinie Alchemia. Oprócz tego na słuchaczy będzie czekać kolejna solidna dawka najciekawszej muzyki lat 70-tych. 

Pierwsze dziecko zespołu Lebowski pt. Cinematic może poszczycić się takimi tytułami jak "Polski album roku 2010" wg słuchaczy radia Megastacja, "Najlepszy debiut roku 2010" wg słuchaczy radia ProRadio, "Drugi najlepszy debiut roku 2010" wg czytelników magazynu Metal Hammer czy "Najlepszy album roku 2010" wg czytelników portalu progrock.org.pl. 

Więcej o albumie 

sobota, 12 listopada 2011

Łódka płynie dalej...

W listopadzie z pewnością nie zabraknie deszczu oraz muzyki spod znaku Lebowski. Zespół podczas swej trasy koncertowej odwiedzi między innymi warszawskie Kino Alchemia już 19 listopada, a bilety na ten koncert będą do wygrania podczas wtorkowej audycji za PROGiem! Dodatkową atrakcją koncertów w Szczecinie i Łodzi będzie obecność zespołu Tune. 

piątek, 11 listopada 2011

Relacja: Arena w Progresji

Arena powróciła. Po sześciu latach milczenia zespół po raz kolejny wszedł do studia nagraniowego by tam, już z nowym wokalistą, nagrać swój kolejny krążek zatytułowany The Seventh Degree of Separation, a listopadową trasą koncertową zaprezentować go na żywo swoim starym jak i nowym fanom. Brytyjczycy zaplanowali sobie w Polsce cztery koncerty, z czego jeden z nich odbył się 8 listopada w warszawskiej Progresji, w którym miałem okazję uczestniczyć.

Koncert rozpoczęła założona przez Mirka Gila z Collage polska grupa Believe. Zaskoczyło mnie nie tylko to, że muzycy rozpoczęli wieczór punktualnie co do minuty, ale również to, że zespół zaprezentował się naprawdę świetnie. Formację Believe znam niemal od podszewki i zarówno ich dorobek muzyczny jak i forma koncertowa nie sprawiały na mnie większego wrażenia. Wszystkie swoje uprzedzenia musiałem jednak wyrzucić do worka już po pierwszych, doprawdy magicznych utworach (z najnowszego wydawnictwa) wykonywanych przez zespół. Fantastyczny klimat i muzyczna aura osiągnęła punkt kulminacyjny w środku czwartego z kolei Bread is Mine (objawy – gęsia skórka i dreszcze), jednak zakończenie utworu wybiło niestety z wysokiego poziomu wtajemniczenia i zespołowi nie udało się wzbić na wyżyny artystyczne początkowych  kompozycji. Nie znaczy to jednak, że Believe całkowicie spuścił z tonu bo po porywających utworach z płyty Yesterday is a Friend (był to bodajże What they Want) oraz Poor King Of Sun/Return z najnowszego krążka ręce same składały się do oklasków. Zresztą zespół został ciepło przyjęty przez publiczność, która zdaje się w większości zespołu wcale nie znała, co musi dobrze świadczyć o godzinnym występie formacji. Ja w każdym razie zostałem przez muzyków oczarowany i musiałem z całą odpowiedzialnością przyznać, że niesłusznie spisałem kiedyś Believe na straty i z chyba znowu zacznę dokładniej przyglądać się grupie. 

Po dwudziestu minutach poświęconych na przygotowanie sceny i instrumentów zadanie podbicia serc widowni rozpoczęła brytyjska Arena. Zespół powitany głośnym wiwatowaniem przez publiczność z właściwą sobie energią rozpoczął występ od otwierającego najnowszy krążek utworu The Great Escape. Okazało się, że grupa zaprezentowała setlistę złożoną ze starych, klasycznych utworów poprzecinanych kompozycjami z najnowszego (jeszcze nie wydanego) albumu. Ja niestety ze względów natury osobistej musiałem koncert opuścić po zakończeniu wiekowego Crying for Help IV czyli utworu, który został napisany przez Clivea Nolana oraz Mikea Pointnera jeszcze zanim w głowach zaświtał im pomysł o założeniu wspólnego zespołu. Na szczęście udało mi się załapać jeszcze na A Crack In the Sky, Burning Down czy przepiękne What If? więc chociaż po części usatysfakcjonowany opuściłem klub pozostawiając publiczność z coraz bardziej rozkręcającym się zespołem. Tej zazdroszczę szczególnie tego, że miała okazję usłyszeć na żywo fenomenalną solówkę gitarową w trakcie mojego ulubionego utworu zespołu – The Visitor. Z poczuciem niemocy zabrałem swoje rzeczy i udałem się w podróż nocnymi ulicami Warszawy analizując to, co przed chwilą zobaczyłem i usłyszałem.

Jeżeli chodzi o moje osobiste odczucia po jakiejś połowie występu to są one dość mieszane. Niektóre muzyczne momenty robiły naprawdę świetne wrażenie, inne strasznie nudziły i wprowadzały monotonię. Z przyjemnością patrzyło się na gitarowe popisy Johna Mitchella, irytowały czasami perkusyjne zagrywki Mikea Pointnera. Warto odnotować bardzo dobrą postawę pana Paula Manziego jako wokalisty, który udanie zastąpił swego poprzednika. Naprawdę trzeba Panom z Areny pogratulować dobrego personalnego wyboru. Pięknie z muzyką zsynchronizowana została gra świateł, a nagłośnienie zarówno na koncercie Brytyjczyków i Believe zachowało wysokie standardy klubu.

Jeżeli chodzi o frekwencję to ta przedstawiała się dość przeciętnie. Na pewno dużo wpływ na ten stan rzeczy miała dość wysoka cena biletów oraz niszowy gatunek, w którym zespół się muzycznie obraca. Występ Areny z pewnością zaliczę do tych, podczas których mogłem zadać sobie pytanie: „Czyżbym był najmłodszy na widowni?” gdyż średnia wieku publiczności z pewnością przewyższała 30 lat.

Jak będę wspominał koncert Areny? Najpewniej zostanie przeze mnie zaliczony do tych ciekawszych, legendarnych spotkań z muzycznie uznaną marką i kanonem rocka progresywnego. Nie będzie to jednak występ,  o którym będę jednak opowiadał z wypiekami na twarzy i rozmarzeniem w oczach. Być może wpływ na taki fakt miało to, że musiałem muzyków z Wielkiej Brytanii opuścić w trakcie koncertu? Być może tak, bo publiczność przy neoprogowych dźwiękach bawiła się wspaniale. Cóż… może innym razem będę miał okazję do poprawienia opinii o zespole w mych oczach, bo dla usłyszenia samego The Visitor na żywo na występ Areny skuszę się z pewnością.

Pierwsze 15 minut występu można obejrzeć tutaj

czwartek, 10 listopada 2011

Jean Michel Jarre na koncertach w Polsce

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych artystów na świecie, ikona muzyki elektronicznej. rekordzista Guinessa grający dla największej publiki świata wraca do nas na trzy koncerty.


środa, 9 listopada 2011

Audycja nr 22 - rok 1969 (XVIII)

Dwudzieste drugie spotkanie za PROGiem przyniosło nam ostatnią styczność z dorobkiem muzyki progresywnej roku 1969. Naszą podróż zwieńczyliśmy dogłębną i szczegółową analizą najważniejszego progresywnego albumu w historii czyli In the Court of the Crimson King autorstwa King Crimson. Podczas audycji omówiliśmy istotę i ukryty sens każdego utworu z albumu, nie zabrakło też wielu ciekawych cytatów oraz opinii członków King Crimson na temat własnego dzieła.
Naszą historyczną podróż rozpoczęliśmy od roku 1967 kiedy powstały pierwsze zręby Giles, Giles & Fripp, przyjrzeliśmy się zmianom personalnym w zespole i przekształceniu formacji w King Crimson, a także  procesowi nagrywania i wydaniu płyty, odzewie opinii publicznej oraz ocenom recenzentów, aby skończyć na amerykańskiej trasie zespołu i nieoczekiwanym, niemalże całkowitym rozpadzie grupy.

Oczywiście sporo czasu zostało poświęcone znaczeniu płyty dla rozwoju muzyki. Sądzę, że nawet mimo niezależnych ode mnie problemów natury technicznej i tego, że naprawdę zabrakło czasu do omówienia wszystkich interesujących mnie i Was aspektów ostatecznie udało się zrealizować postawione przed audycją zadanie i ukazać In the Court of the Crimson King jako fundament i kamień węgielny muzyki progresywnej, jako album który zmienił niemal wszystko na progresywnej scenie na świecie.

Osoby szerzej zainteresowane krążkiem odsyłam do książki autorstwa Sida Simtha pt. Na Dworze Karmazynowego Króla oraz szeregu internetowych publikacji.

Ostatnie zaPROGowe minuty poświęciliśmy krótkiemu omówieniu najnowszego albumu i występowi neoprogresywnej Areny w warszawskiej Progresji oraz zaanonsowaniu wizyty Jeana Michel Jarre'a w Polsce na trzech koncertach.

Było to nasz ostatnie spotkanie z rokiem 1969 mimo jeszcze masy materiału, którą dla Was przygotowałem. Nazwy zespołów, które za PROGiem miały się pojawić, a ze względu na dbałość o wartkość audycji zmuszony byłem pominąć, zostaną w najbliższym czasie opublikowane na blogu audycji wraz z krótką adnotacją czego można od nich oczekiwać.

Serdecznie dziękuję za słuchanie audycji oraz masę ciekawych komentarzy i spostrzeżeń. Analiza In the Court of the Crimson King była dla mnie prawdziwym zaszczytem połączonym z wielką odpowiedzialnością, ale sądzę że wspólnymi siłami udało nam się zrealizować postawione zadanie.

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Giles, Giles & Fripp - North Meadow (The Cheerful Insanity of Giles, Giles & Fripp, 1968)
3. Giles, Giles & Fripp - Erudite Eyes (The Cheerful Insanity of Giles, Giles & Fripp, 1968)
4. King Crimson - 21st Century Schizoid Man (In the Court of the Crimson King, 1969)
5. King Crimson - I Talk to the Wind (In the Court of the Crimson King, 1969)
6. King Crimson - Epitaph (In the Court of the Crimson King, 1969)
7. King Crimson - Moonchild (In the Court of the Crimson King, 1969)
8. King Crimson - The Court of the Crimson King (In the Court of the Crimson King, 1969)
9. Arena - What If? (The Seventh Degree of Separation, 2011)
10. Jean-Michel Jarre - Oxygene 6 (Oxygene, 1976)
11. Zaprogowe outro

portret Belzebuba wewnątrz albumu autorstwa B. Godberga

poniedziałek, 7 listopada 2011

Karmazynowy Król za PROGiem

 
Nasze najbliższe wtorkowe spotkanie będzie szczególną i jedyną w swoim rodzaju audycją za PROGiem w całości poświęconą najważniejszej progresywnej płycie wszech czasów czyli In the Court of the Crimson King od King Crimson

Podczas audycji powiemy sobie o historii grupy, przeanalizujemy zawartość albumu, postaramy się znaleźć odpowiedzi na pytania dlaczego akurat ta płyta jest tak istotna w historii rocka progresywnego i jakie czynniki złożyły się na jej fundamentalne znaczenie dla rozwoju gatunku.

To wszystko już we wtorek 8 listopada o godzinie 23.00 na antenie Radia Aktywnego!

Do usłyszenia za PROGiem na Dworze Karmazynowego Króla.

niedziela, 6 listopada 2011

Relacja: Wyprawa poza przestrzeń w Fonobarze

Sobota piątego listopada była długo wyczekiwanym dniem przez fanów zespołu Pathfinder. Właśnie wtedy formacja dotarła do Warszawy z materiałem z debiutanckiej płyty, którą w ramach trasy Beyond the Space, Beyond the Time – Poland Tour 2011 zespół promuje w naszym kraju.

Ucztę muzyczną w Fonobnarze rozpoczęła grupa z Kostrzyna Wielkopolskiego, która jest gościem Pathfinder na trasie koncertowej o nazwie Savetest. Niestety muzycy musieli zapłacić frycowe roli koncertowego otwieracza czyli brak zbytniego zainteresowania zgromadzonej publiczności występem muzyków. Na przestrzeni koncertowej godziny tylko jednostki bawiące się pod sceną podtrzymywały na duchu zespół. Z pewnością na to mało żywiołowe przyjęcie formacja nie zasłużyła, bo zaprezentowała się co najmniej poprawnie rozkręcając się z numeru na numer. Na pochwałę zasługują całkiem ciekawe, choć dość schematyczne, kompozycje i bardzo solidny warsztat muzyczny zespołu. Ja z pewnością na Savetest będę miał jeszcze oko…

Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy na scenę weszła gwiazda wieczoru czyli grający muzykę z pogranicza symfonicznego i power metalu Pathfinder. W trakcie instrumentalnego intra pt. Deep into that darkness peering… niemal wszyscy, którzy wcześniej biernie przyglądali się występowi poprzedników, stłoczyli się pod sceną w oczekiwaniu na pierwsze dźwięki chyba najbardziej niedocenianego polskiego zespołu. Muzycy rozpoczęli występ od The Lord of Wolves i od razu rozłożyli publiczność na łopatki, która niezwykle entuzjastycznie przyjęła zespół i rozpłynęła się w prawdziwym  muzycznym show. Koncert rozkręcał się z numeru na numer i już po paru utworach (bezpośrednio po Sons of Immortal Fire) publiczność grzmiała gromkim i nieprzerwanym okrzykiem Pathfinder! doceniając niesamowity kunszt muzyczny zespołu i jego świetną koncertową formę (szczególnie warto wyróżnić wokalistę Simona Kostro, który potwierdził swoje niesamowite umiejętności wokalne znane z krążka). Co prawda czasem dało się odczuć, że bardzo rozbudowane utwory swoimi dłużyznami powodowały ulatywanie muzycznej aury i emocji oraz odrobinę nudziły, ale ostatecznie zespół zawsze wychodził na swoje. Podczas koncertu usłyszeliśmy niemal cały promowany album pt. Beyond the Space, Beyond the Time poprzecinany coverami (Moonlight Shadow oraz Forever Young), perkusyjną solówką oraz jednym nieznanym mi utworem (czyżby przygotowanym na kolejny album?). Na bis za to usłyszeliśmy żywiołowy The whisper of ancient rocks, po którym po gromkich podziękowaniach od publiczności zespół (wyraźnie usatysfakcjonowany z koncertu) ukłonił się fanom i zakończył niezwykle emocjonujący i magiczny wieczór.

Pathfinder po tym wieczorze zapamiętam jako zespół, który nie potrzebuje perfekcyjnego nagłośnienia, wysokiej koncertowej frekwencji ani sztucznych ulepszaczy to stworzenie wręcz niesamowitej koncertowej atmosfery. Ja osobiście już po paru minutach występu zespołu zostałem wyrwany z butami w inną czasoprzestrzeń i znalazłem się, jak głosi tytuł trasy, poza czasem i poza przestrzenią, bo z uczciwością serca trzeba przyznać – występ zespołu minął niesamowicie szybko. Pathfinder zaprezentował się naprawdę profesjonalnie w każdym calu potwierdzając moje oczekiwania wobec niego po Cieszanów Rock Festiwal, podczas którego zespół dość przypadkowo poznałem.

Warto odnotować także dość niską frekwencję na koncercie, bo kilkadziesiąt osób na występie zespołu grającego muzykę na naprawdę światowym poziomie i mającego już solidną pozycję za granicą, to jak na stolicę kraju wynik mierny. Niestety Pathfinder trafił z wykonywanym przez siebie gatunkiem muzycznym w czarną dziurę, bo niestety – scena power/symphonic metalowa w Polsce niemal nie istnieje. Dobrze więc, że zespół coraz prężniej promuje się za granicą, ale i nie zapomina o kraju, a sądzę że w perspektywie paru lat powtórzy sukces Riverside, który dzięki niesamowitej konsekwencji i determinacji podniósł w Polsce rock progresywny niemal z kolan.

Osobiście będę wypatrywał okazji, aby kolejny raz zobaczyć muzyków z Pathfinder w akcji. Sobotni wieczór naprawdę można zaliczyć do udanych, a z pewnością zespół przysporzył sobie dzięki występowi sporą rzeszę oddanych fanów. No i cóż… czekamy na większą ilość koncertów i kolejny album!


Biuletyn podProgowy, nr 6


Jazz-rock czy też, jak kto woli, fusion to osobliwe zjawisko. Przyznają się do niego sympatycy rocka, przyznają się i fani jazzu. Jednocześnie jednak słuchaczom rocka, nawet tego okraszonego przymiotnikiem „progresywny”, jazz-rock nierzadko jawi się jako coś skomplikowanego i trudnego do ogarnięcia, zaś sympatycy jazzu częstokroć zawstydzą się na samo słowo „fusion”, wzruszą ramionami i rzucą krótki komentarz: „komercja”. Prawda, jak zwykle w takich przypadkach bywa, leży po środku.

Wybuch na początku lat 70. swoistej mody na łączenie elementów jazzu i rocka był w muzycznym świecie objawieniem. I jak wszystko, co popularne idea fusion szybko uległa dewaluacji. Wielu jazzmanów rzuciło się na rock licząc na odniesienie spektakularnego sukcesu komercyjnego. Muzycy rockowi z kolei nieumiejętnie, czy też raczej: na miarę swoich możliwości, starali się komplikować własne kompozycje, próbując uwolnić je od łatki muzyki łatwej, lekkiej i przyjemnej.  
 Pojawili się też artyści, którzy wyznaczali nowe szlaki na muzycznej mapie XX wieku, grupy, które umiejętnie tworzyły w ramach tego gatunku, rozwijały go, poszerzały jego definicję. Wykonawcy, którzy zostawili po sobie, jakby na to nie spojrzeć, świetne nagrania, które po czterdziestu latach wciąż intrygują, wciąż urzekają słuchaczy, a młodych adeptów sztuki muzycznej – inspirują.  

 To, co pragniemy Tobie, drogi czytelniku, zaproponować wraz z nowym numerem Biuletynu podProgowego, to właśnie przegląd wartościowych zjawisk z kręgu jazz-rocka. Można powiedzieć, że chcieliśmy zwrócić tu uwagę na absolutny kanon (Miles), zalecaną lekturę uzupełniającą (zestaw niemieckich kapel), garść ciekawostek i płyt wartych przypomnienia (polscy wykonawcy), sylwetkę klasyków oraz coś do dyskusji (teksty o Weather Report i Return to Forever). Oprócz tego, czeka na Ciebie w nowym Biuletynie mnóstwo recenzji płyt nowych i starych, wywiadzik, kolejna część podróży muzycznej dookoła globu i... wiele innych atrakcji. 

 W następnym numerze będziemy chcieli m.in. przyjrzeć się ciekawym wydawnictwom z 2011 roku. Jeśli macie swoje typy, chcielibyście sami napisać laurkę jakiejś płycie – piszcie, czekamy na maile od Was.

 A na koniec musimy poinformować, że od tego numeru nasz Biuletyn ukazywać się będzie co dwa miesiące. Oddalcie jednak od siebie smutek i niech widmo żałoby nie krąży nad nikim i niczym. Zapału, pomysłów i sił nam nie brakło. Co to, to nie! Ale nasze oddanie tej idei sprawia, że inne atrakcje życia cierpią. A ile można kobietom mówić, że głowa nas boli, po czym wymykać się do kuchni, by chyłkiem pisać kolejny tekst do Biuletynu? Życie nam miłe.  Jakość Biuletynu także. Czekajcie zatem niecierpliwie na kolejny numer, a do tego czasu... zaczytujcie się w bieżącym – ślicznym, pachnącym i w kolorze. Miłej lektury! 
Biuletyn jest darmowy i można go pobrać klikając na ikonę
Biuletyn można pobrać tutaj

środa, 2 listopada 2011

Audycja nr 21 - rok 1969 (XVII)

Głównym bohaterem dwudziestej drugiej audycji za PROGiem była włoska formacja Jacula, zespół ewenement na muzycznej scenie roku 1969, wyprzedzający muzyczną epokę o kilkanaście lat. Jak się okazało muzyka Włochów zebrała od Was dość niejednoznaczne opinie począwszy od tych mówiących o znudzeniu i irytacji do tych pełnych podziwu i fascynacji. W każdym razie jest to produkcja, na którą naprawdę warto rzucić okiem. Gorąco polecam!

Dniem wczorajszym rozpoczęliśmy swojego rodzaju serię konkursów. Zwycięzcy biletu na koncert Pathfinder w warszawskim Fonobarze serdecznie gratuluję a i Was zachęcam do zobaczenia na żywo tę formację.

Coraz śmielszymi krokami opuszczamy rok 1969. Kolejna audycja w całości zostanie poświęcona najważniejszemu progresywnemu albumowi wszech czasów czyli In the Court of the Crimson King od King Crimson, a w bliższej przyszłości czekają na nas same klasyki roku 1970.

Playlista:
1. Zaprogowe intro
2. Ora - Are You Seeing (Ora, 1969)
3. Alrune Rod - Bjergsangen (Alrune Rod, 1969)
4. Ekseption - The 5th (Ekseption, 1969)
5. Jacula - Ritus (In Cauda Semper Stat Venenum, 1969)
6. Jacula - In Cauda Semper Stat Venenum (In Cauda Semper Stat Venenum, 1969)
7. Jacula - Initiatjo (In Cauda Semper Stat Venenum, 1969)
8. Arco Iris -  Cancion Del Nino Astronauta (Arco Iris, 1969)
9. Music Emporium - Cage (Music Emporium, 1969)
10. Pathfinder - All the Morinings of the World (Beyond the Space, Beyond the Time, 2010)
11. Zaprogowe outro

 muzyczny fenomen roku 1969