czwartek, 30 maja 2013

Genesis (1972, cz.2) - notka biograficzna

Steve początkowo miał pewne wątpliwości związane z tą kompozycją: Gdy nagraliśmy Supper's Ready, nie byłem pewien, czy to się 24 sprawdzi - mówił w wywiadzie - Wydawało mi się, że ten utwór jest za długi, by publiczność mogła go zaakceptować. Myliłem się, bo przyjęcie tego utworu było niesamowite. Okazało się, że ludzie chcą właśnie czegoś tak awanturniczego - muzyki, która byłaby jak podróż i nawet w ramach jednego utworu prowadziłaby ją w różne miejsca. Ten utwór, choć zachował wszelkie cechy rocka, pod względem formalnym miał w sobie coś z muzyki symfonicznej. Dwudziestodwuminutowa suita siłą rzeczy zdominowała album, inne kompozycje, może z wyjątkiem Watcher Of The Skies, pozostały nieco w cieniu Supper's Ready. Tym czasem Foxtrot jest mimo wszystko albumem dość równym. Time Table i Can Utility And Coastliners udowadniały, że Genesis nie zawsze potrzebuje kilkunastu minut, żeby powiedzieć coś ciekawego. Get’Em Out By Friday, z dość przyziemnym jak na zespół tekstem, opowiadającym o bezlitosnych eksmisjach, był z kolei bardzo rockowym numerem, a Horizons, niespełna dwuminutowa, gitarowa miniatura Hacketta, cieszyła ucho delikatnością i przejmującą melodią.

Nie było wątpliwości że Tony, Peter, Mike, Phil i Steve sięgnęli swoich ówczesnych artystycznych szczytów i nagrali płytę z której naprawdę mogli być dumni od początku do końca. Dumny był Tony Stratton Smith, zadowoleni byli też dziennikarze muzyczni i słuchacze, którzy sprawili, że Foxtrot osiągnął dwunaste miejsce na brytyjskiej liście przebojów, co było wyraźnym postępem w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami grupy.

Podobnie jak w przypadku poprzedniej płyty obwolutą zajął się Whitehead i ponownie udało mu się stworzyć obraz gotowy przyciągać wzrok klientów sklepów muzycznych. Na gęstą od barw okładkę trafiła tym razem dziwna postać w czerwonej sukni, z głową lisa, sunąca z gracją na tafli lodu. W tle, plażą maszerują tajemnicze postaci z Supper's Ready.

Trasa promująca Foxtrot ruszyła już we wrześniu (album wydano 6 października) i miała przynieść wielką zmianę koncertowego wizerunku grupy. Członkowie Genesis ciągle byli niepewni na scenie, muzyka którą wykonywali była z trasy na trasę lepsza, a oni sami jak byli nieśmiali w roku 1970, tak niewiele się w tej kwestii zmieniło. Dźwięki dźwiękami, ale występy na żywo rządzą się własnymi prawami i przychodząca na koncerty publiczność miała prawo oczekiwać od rockowego zespołu nie tylko dobrego wykonania muzyki znanej z płyt, ale też ciekawego przedstawienia. Genesis grając duże koncerty podczas włoskiej trasy 1972 roku zdali sobie sprawę, że poza muzyką nie mają słuchaczom wiele do zaoferowania. Najmocniej doskwierało to Peterowi Gabrielowi, który był przecież najbardziej wyeksponowanym członkiem zespołu, i będąc scenicznym liderem brał na siebie kontakt z publicznością. Zdawałem sobie sprawę, że w pewnym sensie zawodziliśmy publiczność - mówił Gabriel, przypominając, że w tamtym czasie wszyscy, poza nim, mieli zwyczaj siedzieć podczas wystepów. Tony, Mike, Steve i Phil, będąc skupieni na grze, nie podejmowali żadnych prób wizualnego zainteresowania publiczności. Wokaliście coraz bardziej to przeszkadzało, tym bardziej, że on sam nie grał na żadnym instrumecie, oprócz króciutkich partii fletu, i przez spore fragmenty utworów nie miał co ze sobą zrobić. Pomysł na sceniczną prezentacje pojawił się w samą porę. Gabriel: Pamiętam jak Paul Conroy, pracownik Charismy zasugerował mi, żebym podczas koncertu ubrał na siebie czerwoną sukienkę i głowę lisa. Pomyślałem - zrobię to, chcę być w centrum uwagi!. Peter nie mówił nikomu o tym planie, a premierą swojego nowego wizerunku przewidział na 28 września 1972 roku. Wówczas to podczas irlandzkiego koncertu w Dublinie Gabriel po raz pierwszy pokazał się publiczności w charakterystycznym stroju znanym z okładki Foxtrot. Byłem bardzo zdenerwowany, kiedy w połowie utworu wchodziłem tak na scenę - wspominał wokalista - publiczność była w szoku, ale mnie się to podobało.

Zespół, początkowo zdziwiony, długo nie wiedział co myśleć o zachowaniu Gabriela. Tony, Mike, Phil i Steve z jednej strony nie byli przekonani do nowego pomysłu na sceniczną prezentację, ale z drugiej strony wiedzieli, że może być to dobra reklama grupy. Parateatralne przebieranki Petera mogły zwrócić większą uwagę na Genesis i dlatego reszta zespołu ostatecznie nie sprzeciwiała się gdy wokalista proponował rozwinięcie swojego przedstawienia o kolejne kostiumy. „Teatralny” debiut Gabriela bardzo szybko przyniósł pożądane efekty. W renomowanej muzycznej prasie zaczęły pojawiać się zdjęcia Genesis, a organizatorzy podnieśli zespołowi dwukrotnie koncertową gażę. O parateatralnych występach grupy zrobiło się dość głośno, co korzystnie wpłynęło na sprzedaż biletów i pozycję zespołu na brytyjskiej scenie rockowej. Całe to pozytywne zamieszanie dobrze wpłynęło też na samego Gabriela, który jako lider, twarz zespołu i łącznik z publicznością poczuł się pewniej. Trasa 1972 roku miała pokazać, że grupa znów wybrała właściwą drogę. Genesis powoli stawali się dużą atrakcją koncertową, a poziom scenicznego przedstawienia zaczął wreszcie dorównywać poziomowi wykonywanej muzyki.

Zespół całą jesień umacniał swoją świeżo zdobytą popularność w Anglii istnym koncertowym maratonem. Genesis ledwo ustabilizowali swój status w rodzinnym kraju, a już w grudniu 1972 roku Charisma wysłała ich na pierwsze małe tournee po Stanach Zjednoczonych. Tony Stratton Smith wiedział, że rzuca grupę na bardzo głęboką wodę, był jednak przekonany, że muzycy są gotowi do podjęcia tego ryzyka. Kilka krajów europejskich już pokochało Genesis, coraz cieplej myśleśli o zespole wybredni przecież Brytyjczycy, więc czemu amerykańska publiczność miała nie poddać się tej magii. Zimowe występy za oceanem obfitowały w olbrzymie problemy techniczne, ale przyjęte zostały dosyć ciepło. Rok 1973 otworzyła krótka, europejska trasa, podczas której zespół odwiedził Francję, Niemcy i Włochy. W lutym występował na Wyspach, a marzec i kwiecień przeznaczono na powrót do Ameryki. Grupa w zgodnej opini wielu recenzentów prezentowała się wówczas wyśmienicie. Podczas występów wykonywano materiał z wszystkich trzech płyt wydanych pod egidą Charismy, a przedstawienie otwierał potężnie brzmiący Watcher O The Skies. Pamiętam koncert w Rzymie - opowiadał Steve - Tony zaczynał interludium do Watcher Of The Skies. Byłem jeszcze w garderobie gdy dobiegł do mnie ten dźwięk, przez który drżały fundamenty całej budowli. To brzmiało jakby zaraz miało coś olbrzymiego wylądować. Pomyślałem wówczas, że czegoś takiego jeszcze nie było w muzyce rockowej. Ta epicka jakość to jest właśnie to, co wniósł Genesis do rocka. Dalsza część koncertu była nie mniej poruszjąca. Podstawowy set kończyło pełne wykonanie Supper's Ready i zespół zawsze wracał jeszcze na bis, żeby wykonać swój stary koncertowy klasyk - The Knife. W centrum zainteresowania był oczywiście Peter który prawie do każdego utworu miał przygotowany inny kostium. The Musical Box wykonywał w znanej już czerwonej sukni i masce starca, wcielając się w postać ducha Henrego, do Watcher Of The Skies miał przeznaczony strój nietoperza, a Willow Farm, część suity Supper's Ready, śpiewał z olbrzymim kwiatem na głowie. Trasa europejska i brytyjska była sukcesem. Dla równowagi rozczarowanie czekało na grupę w Ameryce. Po całkiem obiecującym grudniowym przyjęciu Genesis mieli prawo oczekiwać, że „inwazja” za oceanem pójdzie gładko. Tym czasem dwumiesięczne tournee po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie uświadomiło muzykom, że grupa, poza Nowym Jorkiem, jest w zasadzie nieznana. Plany podboju „nowego świata” należało przełożyć na następny rok, bo na Banksa, Gabriela, Rutherforda, Collinsa i Hacketta czekało nagrywanie kolejnego longpleja.

W szeregach zespołu pojawiło się zmęczenie. Genesis od dawna nie mieli dłuższych wakacji i żyli w rytmie wyznaczamy kolejnymi trasami koncertowymi i nagraniami. W celu promocji dwóch ostatnich płyt grupa zagrała ponad trzysta koncertów! Mimo tego lato 1973 roku też nie było czasem odpoczynku. Muzycy musieli napisać kolejny album żeby umocnić sukces 1972 roku i spróbować bardziej zainteresować swoją twórczością kontynent amerykański. Tradycyjnie więc okres wakacji poświęcili na komponowanie nowej muzyki na piąty, studyjny album, nazwany później Selling England By The Pound.

Na podst. Nowakowski M., Zagrajcie to jeszcze raz. Historia zespołu Genesis, MN, Wrocław 2007 

środa, 29 maja 2013

Temat okładkowy - Foxtrot

Autorem oprawy graficznej czwartego studyjnego albumu grupy Genesis jest Paul Whitehead. Nie jest to osoba anonimowa, gdyż twórca ten wsławił się wieloma okładkami m.in. dla Genesis oraz Van der Graaf Generator. Wspólnym elementem wszystkich prac Paula Whiteheada jest odwoływanie się do świata fantastycznego, wręcz surrealistycznego.

Okładka płyty Foxtrot [Fox - lis, trot - pogoń] przedstawia scenę polowania na lisa, jednak zobrazowana sytuacja z typowym polowaniem na to zwierzę nie ma wiele wspólnego (nawet lis został chytrze przeobrażony w postać ludzką). Co prawda nie widać tego na frontowej okładce jednak z lewej strony znajdują się postacie jeźdźców (m.in. małpa oraz kosmita), którzy są zawiedzeni faktem, iż lisicy udało się uciec na krze. W oddali widać również grupę ludzi grających w krykieta (nawiązanie do okładki albumu Nursery Cryme). Cynthia w tym samym momencie przygotowuje się do uderzenia, służąca biegnie do niej z tą samą tacą... Znajdujące się w lewym górnym rogu biurowce to te same, o których Peter Gabriel śpiewa w Get 'Em Out By Friday...

Nie zabrakło również odniesień do Supper's Ready... Widzicie siedem zakapturzonych postaci na drugim planie? Właśnie im poświęcona są słowa Gabriela o "siedmiu mężach w świętych szatach". Pływający na powierzchni wody lód jest jak dusza unosząca się w ciele człowieka. Lis to namiętność, pasja, gwałtowna strona ludzkiej natury. Jest przy tym przebiegła - przebiera się i wskakuje na krę by umknąć prześladowcom. Połowę okładki zajmuje ziemia, połowę morze - po obu stronach widać tyle samo życia. w morzu drzemie też smierć, symbolizowana młotkiem Cynthii, rekinem, barszczem Mantegazziego (The Return Of The Giant Hogweed) i łodzią podwodną o napędzie atomowym.

Istne szaleństwo. Jednak w latach 60. oraz 70. pozwalano sobie na jeszcze więcej...

Oryginalne płótna wszystkich trzech obrazów zaginęły podczas zamieszania związanego z przejęciem Charismy przez Virgin, jednak po 30 latach Whitehead postanowił poodcinać kupony i namalował wszystko jeszcze raz.

Na podst.
okladki.net
Łukasz Hernik, Genesis. W krainie muzycznych olbrzymów

poniedziałek, 27 maja 2013

Genesis (1972, cz.1) - notka biograficzna

Wydany w listopadzie 1971 roku Nursery Cryme sprzedawał się przeciętnie. Status zespołu był wówczas dość dziwny i trudny do jednoznacznego określenia. Grupa miała już swoich fanów, którzy potrafili licznie stawiać się na klubowych koncertach, ale nie można było powiedzieć, że zespół dotarł już ze swoją muzyką do szerokiej publiczności. W pewnych środowiskach Genesis pracował na miano zjawiska niemalże kultowego, tym czasem gdzie indziej ciągle był nieznany. Sytuacja poprawiała się jednak z każdym kolejnym koncertem, a tych Peter, Tony, Mike, Phil i Steve grali naprawdę bardzo dużo. W celu promocji Nursery Cryme grupa wróciła na scenę już we wrześniu 1971 roku i w trasie miała spędzić praktycznie cały rok. Jeśli w Anglii zdobywanie popularności szło dość opornie, tak Belgia i Włochy były pod olbrzymim wrażeniem Genesis. Pierwsze dobre sygnały dotarły do członków zespołu w drugiej połowie 1971 roku. Komunikat był lakoniczny, ale zaskakująco dobry- album Trespass wszedł na pierwsze miejsce belgijskiej listy przebojów, a jesienią Nursery Cryme dotarł do czwartej pozycji na liście włoskiej. To był bardzo potrzebny sygnał, że wszystko idzie w dobrym kierunku, i że sukces Genesis jest tylko kwestią czasu.

Tony, Peter, Mike, Phil i Steve mieli teraz niejako obowiązek pokazać się na żywo Belgom. W lutym 1972 roku grupa dotarła do Brukseli, gdzie zagrała swój pierwszy koncert poza granicami Zjednoczonego Królestwa. Niebawem odwiedzone zostały też Francja i oczywiście Włochy, które przyjęły Genesis szczególnie ciepło. Popularność zespołu zwłaszcza we Włoszech była wręcz szokująca. Gdy w Anglii na genesisowe koncerty ciągle przychodziło po kilkaset osób, włosi stawiali się w liczbie kilku tysięcy i reagowali na muzykę entuzjastycznie. 

W Rzymie zagraliśmy dla dwudziestotysięcznej widowni. Fakt, że tyle ludzi chciało nas zobaczyć był 22 dla nas niewiarygodny - wspominał Tony. Włochy nas uratowały, w Anglii mieliśmy trudny czas - twierdził z kolei Mike. Genesis czerpali więc pozytywną energię z włoskiego sukcesu, co w rezultacie zaowocowało powstaniem, właśnie podczas pobytu we Włoszech, utworu Watcher Of The Skies, który kilka miesięcy później otworzył album numer cztery w dyskografii Genesis, zatytułowany Foxtrot. Tradycyjnie pracę nad płytą muzycy zaplanowali na lato, żeby nie stracić wiosny i jesieni - najlepszych okresów koncertowych. Skład w ciągu kilkunastu miesięcy wspólnej gry zdążył się już „przegryźć” i wszyscy oczekiwali teraz muzyki na miarę olbrzymich możliwości zespołu. Nie było już odwrotu, Nursery Cryme ostatecznie wyznaczył drogę rozwoju, teraz trzeba było tylko umiejętnie rozwinąć te wszystkie elementy, które zachwyciły na poprzednim wydawnictwie i wyeliminować drobne potknięcia.

W czasie trasy promującej 1972 roku w repertuarze pojawiło się kilka nowych utworów, jak wspomniany wyżej Watcher Of The Skies, Get’Em Out By Friday czy Bye Bye Johny przemianowany później na Can Utility And Coastliners. Zespół wiedział, że są to kolejne dobre pomysły, ale widział też konieczność w sprezentowaniu słuchaczom czegoś zupełnie nowego. Genesis tym razem ćwiczyli w sali szkoły tańca w Shepherds Bush, nagrań dokonano ponownie w Trident, ale już bez produkcyjnej opieki Johna Anthonego. Muzycy mieli ochotę sami zająć się wyprodukowaniem płyty, na to jednak nie zgodził się Tony Stratton Smith. Miejsce Anthonego przy konsolecie zajęli David Hitchcock i inżynier dźwięku John Burns, ale tylko ten drugi miał związać się z zespołem na dłużej. 

Foxtrot ukazał się w październiku 1972 roku i w odróżnieniu od swojego poprzednika zachwycił szefa wytwórni Charisma, Tony’ego Strattona Smitha, który upatrywał w tym krążku początku wielkiej kariery swojego zespołu Całość otwiera monumentalny, rozwijający się niespiesznie Watcher Of The Skies, koncertowy as Genesis z tamtego okresu. Gdy po dwuminutowym organowym wstępie, pojawia się rytmiczny nerw i kapitalny wokal Gabriela wiadomo już, że mamy do czynienia z jednym z najpotężniejszych otwarć w całej dyskografii Genesis. Watcher Of The Skies okazał się być idealnym połączeniem wszystkiego, co w muzyce zespołu było wówczas najlepsze. Rozmach, przestrzeń i dramaturgia zaczerpnięte niemalże z muzyki klasycznej, oraz dynamika, nerw i melodyka charakterystyczne rockowi. Jeśli nie ma przesady w stwierdzeniu, że album zaczyna się w wielkim stylu, to cóż można powiedzieć o jego zakończeniu. Supper's Ready to utwór - dzieło, który miał już na zawsze zostać najwspanialszą i 23 najdłuższą kompozycją w dorobku Genesis. Ta ponad dwudziestominutowa epicka suita ostatecznie skierowała grupę do szuflady z etykietą rock progresywny, mimo, że swoją konstrukcją różniła się od progresywnorockowych długasów komponowanych przez innych muzyków. Supper's Ready w gruncie rzeczy składa się z kilku różnych pomysłów muzycznych, umiejętnie złączonych ze sobą głównie za pomocą tekstu. Dźwiękowo Genesis zafundowali tu podróż przez wszystkie elementy własnej twórczości, od delikatnych melodii wygrywanych na akustycznych gitarach dwunastostrunowych, przez dłuższe fragmenty instrumentalne pełne cudownych partii gitary elektrycznej, melotronu i organów, aż po pełen pasji, momentami niemalże aktorski, wokal Petera. Z początku miała to być rzecz znacznie krótsza, coś w rodzaju The Musical Box - opowiadał Tony - Byliśmy z niej zadowoleni i chyba niczego byśmy już nie zmienili, gdybym nie wpadł na pomysł, żeby nagle przerwać tę subtelną muzykę i wejść z głośnym Willow Farm. To całkiem zmieniło naszą wizję Supper's Ready. Obok gitary akustycznej pojawiła się elektryczna, dodaliśmy też organy i perkusję. Utwór zaczął się przeobrażać. Tak właśnie z niczego narodziła się całkiem potężna całość. Przekaz wzmacniał jeszcze napisany przez Petera tekst, który ogólnie rzecz biorąc opowiadał „o walce dobra ze złem”, ale odnosił się w pewnym sensie do prawdziwych wydarzeń. Podstawą do napisania słów do Supper's Ready był bardzo dziwny wieczór jaki Peter spędził ze swoją ówczesną żoną Jill i zaprzyjaźnionym producentem Charismy, Johnem Anthonym. Spotkanie miało miejsce w domu rodziców Jill, a tematem przewodnim rozmów był spirytualizm i zjawiska nadprzyrodzone. Żona Petera pozwoliła się porwać atmosferze wieczoru i wpadła w dziwny trans. Gabriel i Anthony zgodnie twierdzą, że odbyły się wówczas sceny wyjęte rodem z horrorów, okna zaczęły się same otwierać, twarze przybrały inny wygląd, Jill zaczęła opowiadać cudzym głosem niestworzone, niezrozumiałe historie. Uczestnicy tego pamiętnego, mrocznego wieczoru zaprzeczają jakoby mieli budować atmosferę jakimikolwiek środkami odurzającymi. Tak czy inaczej cała trójka była pod olbrzymim wrażeniem tamtego wydarzenia, a Peter postanowił przelać emocje na papier i napisał jeden z najważniejszych tekstów w swoim życiu. Co ważne uniknął pretensjonalności i śmieszności, które często towarzyszą tak patetycznym opowieściom. Potrafił zachować niezbędny dystans, a niektóre aspekty potraktował nawet z poczuciem humoru, dzięki czemu tekst Supper's Ready nie jestpompatyczny i wydumany. 

Część druga w czwartek 30 maja. 

Na podst. Nowakowski M., Zagrajcie to jeszcze raz. Historia zespołu Genesis, MN, Wrocław 2007

niedziela, 26 maja 2013

Audycja odwołana

W związku z problemami natury technicznej dzisiejsza audycja zostaje odwołana i przełożona na niedzielę 23 czerwca, kiedy to zrealizujemy przewidziany na dziś materiał.

Za zaistniałą, niezależną ode mnie sytuację najmocniej przepraszam.

sobota, 25 maja 2013

Psychodelicznie za PROGiem

Najbliższa audycja zostanie poświęcona rockowi psychodelicznemu oraz space rockowi w muzyce progresywnej. Głównym bohaterem niedzielnego wieczoru za PROGiem będzie niemiecko-brytyjska grupa Nektar ze swym najwybitniejszym dziełem, wydanym w październiku roku 1972 albumem A Tab in the Ocean. Oprócz tego w programie audycji znajdą się m.in. Pink Floyd z albumem Obscured by Cloud z muzyka do filmu "The Valley", ciągle pnący się do góry Hawkwind czy Flower Travellin' Band.

Przygotujcie się na dużo przestrzeni!

Do usłyszenia w niedzielę o godzinie 21.00.

wtorek, 21 maja 2013

Analiza utworu 'Close to the Edge'

Utwór Close to the Edge pochodzi z płyty o tym samym tytule, wydanej przez Yes w roku 1972. Trwa 18 minut i 50 sekund. W opinii wielu jest on największym osiągnięciem artystycznym formacji. Cechuje go zwartość, dość przemyślana budowa oraz równowaga treści i formy. Poniższa analiza odnosi się do wersji studyjnek kompozycji.

I. THE SOLID TIME OF CHANGE

[0:00] Close to the Edge zaczyna się i kończy trelami ptaków, jest to klamra spinająca całość. Gdy słyszymy "ptaszki" po raz pierwszy, wiemy, że to początek, wszystko przed nami. Jakże odmienne uczucia wywołują one na końcu, coraz ciszej i ciszej... Był to pomysł Ricka Wakemana, podobno owe odgłosy są pochodzenia elektronicznego, ale można powątpiewać. W tle słychać typowo elektroniczne dźwięki, głośniej i głośniej, aż w końcu.... 

[0:57] Wybucha "intro". Ma charakter improwizowany, niektórzy mówią, że jazzowy. Jest to jakby fragment wyjęty ze wspólnego jamu. Główną rolę odgrywa gitara Steve'a Howe'a. Pozostałe partie instrumentalne są na niebywale wysokim poziomie, Bill Bruford wygrywa karkołomne rytmy, Squire szybkimi trylami wprawia szyby w drżenie. W drugiej minucie słyszymy Andersona - "aaa" - na ten czas wszystko zostaje zawieszone. I po sekundzie, a nawet mniej, dalej mknie. [2:12] - znowu "aaa" tym razem trochę dłużej, pod koniec włącza się Bruford. Muzyka, jakby z każdą chwilą nabierała intensywności, aż [2:52] zwalnia i z owego "aaa" wyłania się łącznik do [3:00] pierwszego tematu wprowadzonego przez Howe'a [3:00], który brzmi aż przez 54 sekundy. Ta ekspozycja jest mistrzowska, wszystko, co tkwi w tym temacie, zostaje pokazane, nie ma żadnych niedomówień. Intro ma nieco chaotyczny charakter. Myślę, że zostało wprowadzone po to, aby większe wrażenie wywołał pierwszy temat, jakby wywodzący się z tego chaosu. Pierwiastek emocjonalny jest wynikiem kontrastu między chaosem, a porządkiem. Następnie mamy pierwszą zwrotkę części pierwszej. Ma ona charakter recytatywny ze względu na partię Jona. Melodia wywodzi się z głównego tematu (wykorzystany jest króciutki motyw).
[4:37] Następuje ekspozycja drugiego tematu w wersji wokalnej. Jest to motyw przewodni. Cudowne harmonie wokalne pojawiają się na słowie "corner", w tle słychać mandolinę czy jakiś inny egotyczny instrument Howe'a.
[4:55] Jakby reminiscencje intra, już bardziej uporządkowane, bezpośrednio przechodzą w kolejną zwrotkę "Close the line around...". Tuż przed tymi słowami świetny motyw gra Squire. Ciekawe są dźwięki, które wprowadził Rick Wakeman, jakby alfabet Morse'a.
[5:41] Powtórka drugiego tematu, inny tekst.
[5:55] "I Get Up I Get Down" bardzo piękny i ważny motyw, teraz tylko zasygnalizowany, rozwinie się później.

Podsumowanie części pierwszej:
  1. Trele ptaków
  2. Intro
  3. Pierwszy temat
  4. Zwrotka pierwsza (recytatywna)
  5. Temat drugi (Close to the Edge)
  6. Zwrotka druga
  7. Znowu temat drugi
  8. Zasygnalizowane "I get up i get down"
II. TOTAL MASS RETAIN

[6:06] I znowu kłania się intro. Uwagę zwraca Squire. Rytmy są skomplikowane, nieparzyste, mamy pierwiastek chaosu. Wiadomo, że tekst coś opowiada, nawiązuje do (dramatycznej?) przeszłości.
[6:30] Wakeman gra motyw później rozwinięty.
[6:50] Temat drugi, ma nieco zmieniony charakter, nawiązujący do całej tej części. Jest to doskonały przykład wariacji, a umiejętność nadawania tematom różnych odcieni właściwa jest tylko największym.
[7:10] Tonacja zmienia się na durową, jakby po nocy nadszedł poranek. Wakeman znowu gra morsem. Jest to powtórzenie drugiej zwrotki części "The Solid Time Of Change".
[7:41] Temat pierwszy, zaraz po "I Get Up I Get Down".
[8:00] Wspaniały fragment "kontrapuntowany", prawie fuga. Jeden temat w basie (nazwał bym go toccatowym), drugi (temat pierwszy) gra Wakeman.

III. I GET UP I GET DOWN

[8:30] Uspokojenie, mi kojarzy się ta część z grotą, gdzieś kapie woda, echo...
[9:52] Wakeman zaczyna grać ostinato.
[10:07] Squire + Howe "In her white lace", jeżeli czasem z muzyką kojarzą mi się kolory to tutaj widzę biały. Świetny kontrapunkt z Jonem [od 10:23]. W całej krasie pojawia się I Get Up I Get Down, poprzetykany potężnymi organami. Słychać pogłos. Magia.
[13:44] Akord dysonansowy, coś zaczyna się dziać.
[14:15] Temat pierwszy.
[14:55] Genialne solo Wakemana, po prostu wybitne, w tle ciekawa partia basu.

IV. SEASONS OF MAN

[15:53] Ponownie pojawia się zwrotka pierwsza z "The Solid Time Of Change", pewne elementy pojawiają się pierwszy raz.
[16:35] Rozpoczyna się zakończenie, tematycznie wywiedzione z drugiego tematu.
[16:46] Pięknie zaaranżowany temat pierwszy, piękne harmonie wokalne na tle
[17:10] "I Get Up I Get Down". To chyba kulminacja, podsumowanie utworu, wzniosła, piękna...
Trele ptaków.


Z klasycznego punktu widzenia widzimy tu elementy ronda, allegra sonatowego, ale w gruncie rzeczy jest to swobodna forma. 

Na podstawie Analiza utworu Close to the Edge, Piotr Kuc, Yessomania

poniedziałek, 20 maja 2013

Audycja nr 78 - rok 1972 (XIV)

Playlista: (Pobierz i posłuchaj audycji)
1. Zaprogowe intro
2. Yes - America (single version) (America (single), 1972)
3. Steely Dan - Reelin' In The Years (Can't Buy a Thrill, 1972)
4. Emerson, Lake & Palmer - Living Sin (Trilogy, 1972)
5. Paladin - Give Me Your Hand (Charge!, 1972)
6. Yes - Close to the Edge (Close to the Edge, 1972)
7. Yes - And You and I (Close to the Edge, 1972)
8. Yes - Siberian Khatru (Close to the Edge, 1912)
9. Flash - Dreams of Heaven (Flash, 1972)
10. Ange - Tels quels (Caricatures, 1972)
11. Caravan - The Love In Your Eye (Waterloo Lily, 1972)

niedziela, 19 maja 2013

Blisko krawędzi.

Dzisiejsza audycja będzie jedną z najważniejszych, które znajdują się w muzycznym grafiku audycji za PROGiem. W dniu dzisiejszym zaprezentujemy bowiem absolutny opus magnum grupy Yes, a także jedno z najwybitniejszych wydawnictw muzyki progresywnej, album Close to th Edge. Właśnie temu wydawnictwu zostanie poświęcona lwia część audycji, a materiał pochodzący z tej płyty zostanie odegrany w całości.

Zapowiada się spotkanie z prawdziwym muzycznym gigantem. Tego nie można porzegapić!

Startujemy o godzinie 21.00. Nie spóźnijcie się ;)

Blisko krawędzi, przy samej rzece 
Niemal u kresu, za zakrętem 
Zmiany pór roku przejdą obok ciebie 
Teraz gdy wszystko mając za sobą 
Stając się siewem rzuconym ku słońcu 
Odkrywasz, że w końcu jesteś całością 
Zmiany pór roku przejdą obok ciebie 
Powstaję i upadam 
Powstaję i upadam 
Rodzę się i umieram


piątek, 17 maja 2013

Yes (1972) - notka biograficzna

Wraz z Close To The Edge osiągnąłem szczyt i wiedziałem, że to, co przyjdzie później, będzie tej płyty kolejną wersją. Close to the Edge był nie do przebicia. - takimi słowami z grupą Yes w roku 1972 żegnał się jej perkusista, Bill Bruford. 

Pierwszą połowę roku 1972 Yes spożytkował na kosumowaniu sukcesu albumu Fragile oraz wielkiego przeboju jakim stał się utwór Roundabout. W listopadzie 1971 roku, tuż po zakończeniu miesięcznej trasy po Anglii, zespół poleciał na długie tournee do Ameryki. Do Wielkiej Brytanii zespół powrócił na święto Bożego Narodzenia, a już w drugiej połowie stycznia dał dwa świetne koncerty w Belgii i Holandii. W lutym wrócił do Stanów na kolejne tournee, podczas pierwszej części trasy pełniąc rolę. tzw. supportu, otwierając koncerty Black Sabbath.

Miesiące, który nastąpiły, przyniosły dla formacji zasadnicze zmiany. Yes został gwiazdą pierwszej wielkości w Anglii, a w Ameryce szybko zbliżał się do tego miana. Kłopoty finansowe zespołu skończyły się raz na zawsze. Ciekawostką jest, że podczas amerykańskiej trasy koncertowej wszyscy członkowie Yes prócz Ricka Wakemana przeszli na... wegetarianizm!

Rok 1972 Yes poświęciło nie tylko na koncertowym konsumowaniu sukcesu albumu Fragile, ale również pracami nad kolejnym albumem, spędzając w studio aż trzy miesiące! We wrześniu 1972 roku wydano Close to the Edge - absolutne opus magnum grupy. 

Close To The Edge, piąta pozycja w dyskografii zespołu, stała się sensacją na światowym rynku muzycznym. A przecież w 1972 roku świat miał czego słuchać, na rynku królowały bowiem nowe wydawnictwa Emerson, Lake & Palmer (Trilogy) czy Jethro Tull (Thick as a Brick). Ale świat słuchał także i Yes, którzy ofiarowali mu taką muzykę, że i dzisiaj przechodzą przy niej ciarki...

Zapowiedź Close To The Edge mieliśmy już na poprzednich albumach Yes - The Yes Album i Fragile. A takie utwory jak Yours Is No Disgrace, I've Seen All Good People, Roundabout albo Heart Of The Sunrise zaskakiwały niezwykłym ciepłem melodii, wyszukanymi zmianami rytmiki i zróżnicowaniem dynamiki. I choć Fragile to już duże art rockowe osiągnięcie, (szczególnie zadziwia Wakemanowska transkrypcja fragmentów czwartej symfonii Brahmsa w Cans And Brahms), to dopiero muzyka na Close To The Edge osiągnęła szczyty yesowej wyobraźni.

Album otwiera zajmujący całą stronę utwór tytułowy. Dynamiczny początek zdradza umiejętność zaadaptowania zwrotów rock-jazzowych, a linia śpiewu kapitalnie łączy melodykę z dynamiką. Kulminacyjnym momentem jest poprzedzone wielkim przygotowaniem klasycyzujące solo Ricka Wakemana. Zresztą podobna kulminacja ma miejsce w prześlicznym And You And I, będącym połączeniem rocka symfonicznego z akustyczną balladą. Wreszcie Siberian Khatru (Squire - "Khartrue" jest starym azjatyckim słowem oznaczającym coś w rodzaju "jak sobie życzysz". To najlepszy sposób wyjaśnienia znaczenia tego utworu) - schematyczna struktura ani na moment nie stanowi tu ograniczenia formalnego, jest po prostu świadomym zabiegiem kreacyjnym! Yes znalazł receptę na twórcze połączenie motoryczności rocka z pompą muzyki poważnej. Ani razu nie wpadł w koturnowość i granie na czas. Przemyśłany album lśni do dziś niczym perła w koronie, bo splot znakomitych pomysłów z podporządkowaniem się nadrzędnej koncepcji (przy jednoczesnym eksponowaniu silnych punktów własnych) innego efektu dać nie mógł.

Największym krytykiem Close To The Edge był Bill Bruford, który dowcipnie opowiadał, że zespól tworzył i nagrywał ów utwór zrywami, jakby w odcinkach, bez świadomości, co nastąpi dalej, bez pomysłu na zakończenie. Ten sam Bruford ogromnie zaś chwalił kompozycję Siberian Khatru, wysnutą z motywów Ognistego ptaka Strawińskiego, a skonstruowaną z dużo większą logiką niż pozostałe. Mówił z przekąsem: Jakoś nam to wyszło, mieliśmy chyba lepszy tydzień. Słabszą pozycją na płycie może wydawać się utwór And You And I, mimo pomysłowo zastosowanej techniki wariacyjnej. Wakeman skomentował go słowami: Chcieliśmy stworzyć muzykę, za jaką ganili nas zawsze krytycy, a uwielbiali słuchacze - silnie działającą na emocje. Teksty zdominowała już tematyka filozoficzna, eksponowana też na kilku następnych płytach.

Więcej o Close to the Edge oraz losach formacji w roku 1972 podczas najbliższej audycji za PROGiem!

Close to the Edge, 13.09.1972 
1. Close to the Edge (18:50)         
I. The Solid Time of Change (Anderson/Howe)         
II. Total Mass Retain (Anderson/Squire)         
III. I Get Up I Get Down (Anderson/Howe)         
IV. Seasons of Man (Anderson/Squire)      
2. And You and I (10:09)
I. Cord of Life (Anderson/Bruford/Howe/Squire)         
II. Eclipse (Anderson/Bruford/Squire)         
III. The Preacher the Teacher (Anderson/Bruford/Howe/Squire)         
IV. Apocalypse (Anderson/Bruford/Howe/Squire)      
3. Siberian Khatru (8:57) (Anderson/Howe/Wakeman)      
Czas trwania - 38:56  

Skład :     
Jon Anderson (vocals) 
Steve Howe (guitars and vocals) 
Chris Squire (bass guitar and vocals) 
Rick Wakeman (keyboards)
Bill Bruford (drums and percussion)

Na podst.
Yes. Cudowne opowieści, Dan Hedges
14xTak, Jan Skaradziński (Magazyn Razem)
Yes - aspiracje, początki, sukces, rozwój, muzyka... - Wiesław Weiss (Jazz)
Historia zespołu Yes do 1974 roku - Robert Drózd  
Wkładka nt. Yes, Tylko Rock 5/93 - Wiesław Weiss Yesomania, Strzał w dziesiątkę - Close to the Edge, Grzegorz Kszczotek

niedziela, 12 maja 2013

Audycja nr 77 - rok 1972 (XIII)

Playlista: (Pobierz i posłuchaj audycji)
1. Zaprogowe intro
2. Banco Del Mutuo Soccorso - Traccia (Banco Del Mutuo Soccorso, 1972)
3. Reale Accademia di Musica - Il Mattino (Reale Accademia di Musica, 1972)
4. Jumbo - E' Brutto Sentirsi Vecchi (DNA, 1972)
5. Le Orme - Gioco di Bimba (Uomo di Pezza, 1972)
6. Banco Del Mutuo Soccorso - L'evoluzione (Darwin!, 1972)
7. Banco Del Mutuo Soccorso - La Conquista Della Posizione Eretta (Darwin!, 1972)
8. Banco Del Mutuo Soccorso - Miserere Alla Storia (Darwin!, 1912)
9. Raccomandata Ricevuta Ritorno - Un Palco Di Marionette (Per... Un Mondo Di Cristallo, 1972)
10. Il Paese Dei Balocchi - Evasione (Il Paese Dei Balocchi, 1972)
11. Osanna - Canzona (There Will be Time) (Milano Calibro 9, 1972)
12. Il Balletto Di Bronzo - Primo Incontro (Ys, 1972)
13. Il Balletto Di Bronzo - Introduzione (Ys, 1972)

czwartek, 9 maja 2013

O teorii ewolucji...

Darwin! - taką nazwę nosi drugi album jednego z najwybitniejszych przedstawicieli włoskiej sceny rocka progresywnego, grupy Banco del Mutuo Soccorso. Właśnie temu albumowi, dziś uznawanemu za jeden z najwybitniejszych progresywnych wydawnictw włoskich, poświęcimy najwięcej uwagi w trakcie najbliższej audycji. 

Podczas audycji, nazwanej roboczo "rock progressivo italiano, vol. II", kontynuować będziemy naszą opowieść o historii włoskiej sceny progresywnej roku 1972. Podczas pierwszej audycji skupiliśmy się głównie na albumie Uomo di Pezza Le Orme oraz debiutami Premiata Forneria Marconi oraz właśnie Banco del Mutuo Soccorso. Tym razem nasza "świąteczne" niedziela będzie stała pod znakiem Banco del Mutuo Soccorso i albumu Darwin! oraz m.in. Il Balletto Di Bronzo, Reale Accademia Di Musica, Raccomandata Ricevuta Ritorno czy Jumbo.

Słyszymy się w niedzielę od godziny 21.00!

BdMS w roku 1972.

piątek, 3 maja 2013

Majówka

Przypominam, że w związku z długim, majowym weekendem audycja dnia 5 maja nie odbędzie się. W ramach dwóch godzin za PROGiem usłyszycie za to specjalnie przygotowaną przeze mnie progresywną playlistę, złożoną z utworów pochodzących z roku 1972. W programie m.in. Yes, 8 Days in April, Premiata Forneria Marconi czy Steely Dan.

Słyszymy się za to już 12 maja, kiedy głównym tematem audycji będzie włoska scena rocka progresywnego z Darwinem! od Banco Del Mutuo Soccorso. Usłyszymy też między innymi rewelacyjny Il Balletto di Bronzo oraz inne czołowe formacje z Półwyspu Apenińskiego, ale to... dopiero za dwa tygodnie ;)