czwartek, 31 lipca 2014

Recenzja: Tides From Nebula - Eternal Movement (2013)


Pewnego rodzaju fenomenem jest dla mnie to, że Tides From Nebula kolejny raz zaskoczył. Zaskoczył tworząc album w swoim stylu, ale jednak zupełnie odmiennie od poprzednich dwóch wydawnictw. Na krążku Aura dominowała muzyczna energia i pazur, Earthshine to niezwykle klimatyczne, wręcz ambientowe dźwięki, Eternal Movement to natomiast ruch, dynamika oraz przestrzeń. Tides From Nebula jest daleki od odcinania kuponów. Najnowsze wydawnictwo grupy to świeży powiew nowych dźwięków i pełna gama nieeksploatowanych dotąd muzycznych emocji. 

Eternal Movement to bardzo przestrzenna płyta. Mimo tego, że jest bardzo gęsta pod względem używanych instrumentów, to zespół pozostawił słuchaczowi dużo miejsca dla jego własnej muzycznej wyobraźni. Duży nacisk został postawiony na melodie. Utwory są dynamiczne oraz dosyć zróżnicowane pod względem kompozycji (zespół bardzo często przeplata delikatniejsze i mocniejsze momenty). To co jednak należy zdecydowanie podkreślić to niepowtarzalny klimat krążka.

W skład Eternal Movement wchodzi osiem utworów, trwających w sumie niespełna 50 minut. Osiem utworów, spośród których każdy wyróżnia się czymś szczególnym i pośród których próżno szukać słabych punktów. Rozpoczynający album Laughter of Gods to zdecydowane, skondensowane gitarowe wejście z delikatniejszym rozwinięciem w części środkowej. Świetne wrażenie robi drugi na płycie, wybrany jako singiel, pełny energii Only With Presence. Kolejny Satori zapada w pamięć hipnotyzującym rytmem perkusji, przyjemnie pulsującym basem i goniącymi za nieboskłon gitarami wylewającymi się strumieniami po delikatnym wstępie. Emptiness of Yours and Mine to z kolei bardzo niespiesznie rozwijający się i delikatny utwór, który przechodzi do zdecydowanej, a wręcz ciężkiej końcówki. Hollow Lights cechuje się niebywałą otwartością i muzyczną przestrzenią. Najbardziej emocjonująca jest natomiast końcówka: nastrojowy, bardzo wciągający, wręcz kosmiczny Now Run, dramatyczny Let It Out, Let It Flow, Let It Fly i, chyba najlepszy na krążku, Up From Eden.

W porównaniu do poprzednich dwóch wydawnictw Eternal Movement to wydawnictwo nadające się do słuchania w różnych okolicznościach. O ile Aura to płyta klimatem nawiązująca do jesieni, a Earthshine do zimy, to Eternal Movement doskonale sprawdza się jako dodatek do dnia codziennego o każdej porze roku. Jest tu bowiem wszystko: i wiosenna, zielona polana, i pokryty białą warstwą śniegu pejzaż, i spadające z drzewa liście, a także letnie promienie słońca. Najnowsze wydawnictwo Tides From Nebula przemyca zdecydowanie więcej różnorodnych emocji niż to miało miejsce na poprzednich dwóch krążkach. Być może dlatego ciężko się tym krążkiem zmęczyć.

Może muzyka Tides From Nebula nie jest szczególnie nowatorska i odkrywcza, może słuchacz przy pierwszych dźwiękach płyty grupy nie wpada w ekstazę, a muzyka nie robi na nim wielkiego wrażenia, ale z absolutną pewnością jest to muzyka, której naprawdę niezwykle przyjemnie się słucha. Nie jestem pewien czy umieściłbym tę płytę, a także poprzednie wydawnictwa formacji, w dziesiątce najlepszych albumów wydanych danego roku. Kuriozalny dla mnie jest przy tym fakt, że Eternal Movement to piąta najczęściej słuchana przeze mnie płyta wydana w roku 2013...

Ta muzyka całkowicie pochłania i wciąga. Właśnie dlatego puszczonego w odtwarzaczu krążka po prostu nie zatrzymuje się aż do ostatnich dźwięków. 

Lista utworów:
01. Laughter of Gods  
02. Only With Presence  
03. Satori  
04. Emptiness of Yours and Mine 
05. Hollow Lights 
06. Now Run  
07. Let it Out, Let it Flow, Let it Fly  
08. Up From Eden

poniedziałek, 28 lipca 2014

Najnowszy Lizard już w sklepach!

Lizard, choć może jawić się jako pismo typowo rockowe, nie jest ściśle związany z głównym “strumieniem” tego gatunku. Na łamach magazynu dużo miejsca poświęcane jest nurtowi rocka progresywnego (stale popularnego w muzyce od lat 70.), rocka psychodelicznego (przeżywającego w ostatnim czasie ogromny renesans, także w Polsce). Lizard zajmuje się także jazzem i jazz-rockiem, bluesem, muzyką elektroniczną, a nawet soul-funkiem.
 
Na okładce zapatrzony w gitarę Jimmy Page, jeden z liderów grupy Led Zeppelin, który to zespół, a konkretnie jego najwcześniejsze poczynania, są głównym tematem numeru. Inni rockowi weterani, którzy również stanowią ważną część tego wydania, to Deep Purple i ich wybuchowy, koncertowy album “Made in Japan”, Elton John i jego arcydzieło - LP “Goodbye Yellow Brick Road” oraz rodzima Budka Suflera i opis jej poczynań na polu prog-rocka. Przepytujemy o karierę Stana Borysa, rozmawiamy z basistą wielce popularnego w Polsce zespołu Camel - Colinem Bassem. Przyglądamy się także twórczości młodych, świetnie rokujących muzyków - Natalii Sikorze i jej hard-rockowemu BWB Experience, Tomaszowi Organkowi, który zadebiutował w maju świetnym, solowym albumem “Głupi”, wybitnej gitarzystce jazzowej - Mary Halvorson oraz brytyjskiemu wokaliście, który ma szansę być następcą gwiazd pokroju Johna Lennona czy Boba Dylana - Pete’owi Molinari. Nie zabrakło także miejsca na odrobinę awangardy, w postaci biografii poprzedzającej grupę Kraftwerk formacji Organisation (będącej jednocześnie świetnym esejem opisującym niemiecką muzykę ery Woodstocku) oraz CD z nagraniami od polskiej wytwórni For Tune, będącej esencją tego, co dzieje się na współczesnej scenie związanej z awangardą, improwizacją oraz jazzem.
 
Magazyn Lizard ukazuje się jako kwartalnik, jego stała cena to 15zł. Można zakupić go w sieci Empik, w sklepach Takt24 i Rock-Serwis, na stronie pisma lub przez Allegro. Wydawcą magazynu jest Audio Cave, dystrybutor i wydawca audiofilskich sprzętów oraz płyt winylowych.
 
Więcej na:

poniedziałek, 21 lipca 2014

IQ i Haken na Ino-Rock Festival

Podczas tegorocznej edycji festiwalu Ino-Rock wystąpią grupy IQ, Haken, Nino Katamadze & Insight i Soma White. Impreza odbędzie się 30 sierpnia w Inowrocławiu.  

IQ to założony ponad 30 lat temu zespół uważany (zarówno przez dziennikarzy jak i fanów) za jedną z najbardziej znanych i szanowanych formacji z kręgu nowej fali rocka progresywnego (do której zalicza się także Pendragon, Solstice, Pallas, Twelfth Night i oczywiście Marillion).

Nie Dream Theater, Fates Warning czy Vanden Plas, ale właśnie muzycy Haken stanowią o współczesnym, innowacyjnym obliczu prog metalu. Pomimo krótkiej historii (zespół powstał w 2007 roku) oraz skromnej dyskografii (zaledwie trzy pełnoprawne albumy) Haken stał się zjawiskiem na progresywnej scenie. Perfekcyjny warsztat muzyczny, niespotykana wirtuozeria cechują tysiące zespołów zainspirowanych karierą i osiągnięciami Dream Theater. Niewiele z nich oprócz bajecznych umiejętności technicznych jest w stanie zaproponować coś więcej - prawdziwy artyzm i autentyczność. W tym wydawałoby się "skostniałym" gatunku niewiele jest szans na zmianę. A jednak - Haken przez wielu został nazwany "zbawcami progresywnego metalu". 

Nino Katamadze to urodzona w gruzińskiej Kobuleti artystka, która śpiewała na scenie już jako 4-latka. W 1990 roku dostała się na studia wokalistyki Uniwersytetu w Batumi, a w 2000 roku rozpoczęła profesjonalną karierę przy współpracy z liderem grupy Insight Goczejem Kaczeszwilim. Jest artystką cenioną nie tylko w rodzimej Gruzji, ale też w Rosji. Albumy Nino Katamadze & Insight okupują tamtejsze listy sprzedaży. W roku 2010 - na zaproszenie Bobby'ego McFerrina wzięła udział w premierze opery Amerykanina zatytułowanej Bobble, która wg założeń kompozytora miała stać się "nowym otwarciem w gatunku opery". Katamadze jest bohaterką dwóch filmów dokumentalnych (The Mermaid, Insight), komponuje dla teatru oraz X muzy. Wielokrotnie nagradzana "gruzińskimi Grammy" (wokalistka, osobowość, płyta roku) stała się dla mieszkańców Gruzji powodem do dumy.

Założona w 1990 grupa Lizard od wielu lat cieszy się sympatią nie tylko polskich fanów rocka progresywnego. Zainspirowani twórczością UK, Emerson Lake & Palmer, a przede wszystkim King Crimson muzycy od wielu lat budują swoją pozycję na polskim rynku muzycznym. Wydany w 1996 roku przez wytwórnię Ars Mundi debiutancki album zespołu W galerii czasu otrzymał szereg znakomitych recenzji, w następstwie czego Lizard zaczął koncertować zarówno w kraju, jak i w Europie. Sporym wyróżnieniem dla zespołu był występ muzyków przed katowickim koncertem super grupy Emerson Lake & Palmer. Zespół supportował również Porcupine Tree podczas pierwszej trasy po Polsce. Tym, co wyróżnia Lizard na tle reszty polskich zespołów to przemyślana warstwa wizualna.

Pochodząca z Trójmiasta Soma White to, jak określają jej członkowie, grupa propagująca za pomocą dźwięków "pozytywną stronę egzystencji". Sami o sobie nie lubią dużo mówić, zdecydowanie preferując możliwość poznania ich poprzez muzykę, którą tworzą i wykonują. Jako cezurę rozpoczęcia działalności Soma White, podają przełom roku 2009 i 2010.

Ino-Rock Festival to cykliczna impreza, która po raz pierwszy odbyła się w 2008 roku z inicjatywy Kujawskiego Centrum Kultury i muzyków z grupy Quidam, przy znaczącym wsparciu (i poparciu) Prezydenta Miasta Inowrocławia. Od 2009 współorganizatorem festiwalu jest Wydawnictwo "Rock-Serwis".

Koncerty festiwalowe odbywają się w Teatrze Letnim w samym sercu Parku Solankowego.

Do udziału w festiwalu zapraszani są wykonawcy niekoniecznie zbieżni stylistycznie, jednak trafiający swoją twórczością do wrażliwych słuchaczy o otwartych umysłach.

Sprzedaż biletów: na http://www.rockserwis.pl/ (bilety kolekcjonerskie) oraz w salonach EMPiK, Media Markt i Saturn, punktach sprzedaży Ticketpro (http://www.ticketpro.pl/) i Eventim ( http://www.eventim.pl/ ) na terenie całego kraju, także w Inowrocławiu - w sklepie Forte i Kujawskim Centrum Kultury.

niedziela, 20 lipca 2014

Relacja: Possessed w Progresji

Dziś coś z zupełnie innej beczki ;)

Nie pamiętam kiedy ostatnio uczestniczyłem w typowo old-schoolowym koncercie metalowym. Było warto być uczestnikiem koncertu Possessed choćby po to, aby po takiej przerwie jeszcze raz poczuć tę jedyną w swoim rodzaju aurę muzycznego podziemia i metalowego braterstwa. Dziś, kiedy nawet festiwale będące symbolem buntu i niezależności straciły swój niepowtarzalny klimat, o takie wrażenia niesamowicie trudno. Atmosfera na koncercie Possessed przypomniała mi lata młodości i muzycznych szaleństw.

Possessed to grupa, którą słusznie uważa się za protoplastów death metalu. Kiedy w roku 1985 wydana została płyta Seven Curches o Morbid Angel, Death czy Deicide nikt jeszcze nie słyszał. Na Seven Curches Possessed zaprezentował muzykę dość mocno zakorzenioną w przeżywającym swoje złote lata thrashu, a wychodzącą ze swą muzyczną brutalnością i ekstremą o krok dalej. To właśnie na Seven Curches znalazła się kompozycja pt. Death Metal (którą swego czasu coverował nasz Vader), dająca imię nowo powstającemu gatunkowi. Nie zdziwiło więc, że w Progresji mogliśmy uczestniczyć w swoistym święcie death metalu. Na koncert formacji zjechało się sporo prawdziwych fanów oldschoolowego, metalowego grania. Przyznam, że aż tak dobrej frewkencji na absolutnie niemainstremowym koncercie, gdzie promocja odbywa się na zasadzie kolega-powie-koledze, się nie spodziewałem.

Formacja zagrała ponad godzinę i zaprezentowała materiał opierający się na wyżej przytoczonym albumie (zabrzmiał niemal cały krążek). Nie zabrakło również utworów z The Eyes of Horrror (m.in. My Belief) oraz Beyond the Gates z szalonym Tribulation. Possessed zaprezentowało się naprawdę godnie, z pewnością nie rozczarowując warszawskiej publiczności (skandowanie nazwy zespołu po każdym utworze mówi samo za siebie!). Na ogromny szacunek zasługuje wokalista Jeff Becerra, jedyny oryginalny członek aktualnego Possessed, który od 1990 roku porusza się na wózku inwalidzkim (został postrzelony podczas napadu rabunkowego). Przykład wokalisty zespołu pokazuje, że muzyka jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności.

Possessed supportowały trzy polskie formacje: Empheris, Centurion oraz Hazael, z których szczególnie dobrze wypadła ta trzecia grupa. Przyznam szczerze, że o Hazael jeszcze nie słyszałem, a po naprawdę świetnym koncercie nie pozostało nic innego jak zapoznać się z twórczością i bogatą historią formacji w domowym zaciszu.

Kilka słów należy się organizacji przedsięwzięcia. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam abym uczestniczył w wydarzeniu, które pod tym względem by aż tak kulało. Po pierwsze opóźnienia - Possessed rozpoczęło koncert godzinę po ustalonym czasie(!). Droga Progresjo, chyba po to ogłasza się godzinowy grafik aby choć po części go przestrzegać... Koncert skończył się tak późno, że ledwo co udało mi się dotrzeć do domu. Po drugie - ochrona. Sam byłem świadkiem trzech bójek między publicznością. Skonfliktowanych, tarzających się po podłodze i okładających pięściami rozdzielali gapie. Gdzie była wtedy ochrona? Sam rozglądałem się aby kogoś zawołać po pomoc - nie znalazłem nikogo. Po trzecie - nagłośnienie. Possessed brzmiało po prostu słabo. Czasem odczuwało się wrażenie, że ma się do czynienia ze ścianą dźwięku i jednym wielkim łomotem. Co ciekawe Possessed nagłaśniał dźwiękowiec zespołu i z tego co zauważyłem niezbyt zależało mu na tym aby zespół brzmiał selektywnie. Jedyne co zrobił po wejściu na scenę formacji to... podbił do góry wokal. To wszystko. 

Mimo wszystkich niesnasek warto było uczestniczyć w koncercie Possessed. Klimat wieczoru, a zwłaszcza takie kompozycje jak The Exorcist, Pentagram czy Death Metal usłyszane na żywo to coś, co będzie się pamiętało przez długie lata.

piątek, 4 lipca 2014

Relacja: Disperse w Progresji

Tym razem będzie nietypowo. Krotką relację poświęcę nie gwiazdom wieczoru (Protest the Hero i Monuments), które swoją drogą zagrały świetne koncerty, ale formacji która koncert otwierała. Disperse to zespół, który dość często przypominam za PROGiem. Jego losy śledzę już od 4 lat i myślę, że warto podzielić się z Wami moimi ciekawymi przemyśleniami i uwagami na temat grupy.

Disperse widziałem na żywo już siedem razy. Ostatni raz jeszcze przed wydaniem Living Mirrors, dlatego niezwykle ciekawy byłem zmierzenia się już nie z typowo progresywną, a djentowo nacechowaną muzyką grupy. Skromne 40 minut pozwoliło muzykom zaprezentować swoje walory, a mi wyrobić zdanie na temat koncertowego wcielenia formacji.

Grupa, zgodnie z oczekiwaniami, zaprezentowała publiczności materiał bazujący na ostatnim wydanym krążku. Obok Dancing with Endless Love, Enigma of Abode, Touching the Golden Cloud, Unbroken Shiver i zamykającego Message from Atlantis formacja zagrała cover nieznanego mi utworu Smashing Pumpkins i Voodoo People Prodigy. Sporym zaskoczeniem był brak Profane the Ground oraz, choć nieco mniejszym, Universal Love, i szkoda że zespołowi zabrakło czasu na zagranie tych świetnych kompozycji. Mimo tego grupa zaprezentowała naprawdę porywający repertuar, inteligentnie mieszając utwory o spokojniejszej i bardziej energetycznej naturze.

Pamiętam, gdy po występach Disperse kilka lat temu obok zachwytów często usłyszeć było można kręcenie nosem. Od tego czasu grupa zrobiła ogromny postęp, w tym chyba głównie jeśli chodzi o prezentację sceniczną. Wokalista zespołu, jeszcze kilka lat temu niefrasobliwie prezentujący się na scenie i przeciętnie śpiewający, przepoczwarzył się we frontmana niemal pełną gębą. Dobry kontakt z publicznością, pewność siebie, umiejętność przekazania energii publiczności i naprawdę dobry wokal (w tym solidny growl).... Rafał Biernacki, niegdyś nieco krytykowany, zrobił ogromny, niezwykle widoczny postęp. Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem. Oby tak dalej! Chyba powoli zaczynają mijać czasy, kiedy słuchacze przychodzili na Disperse głównie dlatego, by popatrzeć jak na gitarze gra Jakub Żytecki ;) Formacja pokazała, że jest prawdziwym monolitem i słabych punktów po prostu nie ma. Reakcje publiczności mówiły same za siebie.

Koncert w Progresji po raz kolejny potwierdził to, o czym mówili niemal wszyscy od czasu pierwszego dema zespołu. Disperse to formacja z wprost ogromnym potencjałem. Tworzą ją nie tylko świetni muzycy, ale bardzo przyjaźni, otwarci ludzie, z wielkim dystansem do siebie, którzy żyją tworzoną przez siebie muzyką. Dzięki temu przyciągają coraz więcej fanów i budują pozycję w międzynarodowym świecie muzyki. Nie spuszczajmy ich z oczu!

wtorek, 1 lipca 2014

Protest the Hero po raz pierwszy w Polsce!

Warszawski klub "Progresja Music Zone" zapowiedział na 3 lipca 2014 roku jedyny polski koncert Protest The Hero, przedstawicieli math/progresywnego metalu. Kanadyjczycy zawitają do naszego kraju w towarzystwie Brytyjczyków z Monuments. Występ otworzy rodzima formacja Disperse.

Protest The Hero przyjedzie do Polski ze swoim czwartym pełnometrażowym albumem studyjnym, zatytułowanym "Volition". Wydawnictwo ukazało się 29 października 2013 roku za pośrednictwem Razor & Tie. Jest to pierwsze dokonanie Kanadyjczyków zarejestrowane bez wsparcia finansowego ze strony wytwórni - wszystkie fundusze muzycy uzyskali od fanów w wyniku kampanii zorganizowanej na serwisie Indiegogo. Wymaganą kwotę udało się zebrać w niespełna trzydzieści godzin.

"Volition" to także pierwsza płyta Protest The Hero nagrana bez udziału pierwszego perkusisty grupy, Moe Carlsona. W czerwcu 2013 roku bębniarz odszedł z zespołu, aby rozpocząć karierę jako ślusarz narzędziowy. Wszystkie ścieżki perkusyjne na "Volition" zarejestrował gościnnie Chris Adler z Lamb of God.

Protest The Hero koncertowali u boku takich zespołów jak: In Flames, Bullet For My Valentine, Alexisonfire, Bad Religion, Anti-flag, Trivium, As I Lay Dying, Long Distance Calling oraz Architects. Ich występy live to czysta adrenalina oraz pokaz kunsztu muzycznego i wykonawczego. Energia jaka kipi na scenie udziela się zgromadzonej pod nią publiczności. W wyniku takiej synergii koncerty formacji zasadniczo zamieniają się w święto szaleństwa i spontaniczności. Jeżeli jesteś fanem: System Of A Down, The Mars Volta, Fair To Midland a nawet takich weteranów technicznego prog-rocka jak Rush to nie możesz przegapić pierwszego występu Protest The Hero w Polsce.

3.07 - Warszawa, "Progresja Music Zone"
Start: 19:00
Bilety: 60 zł (przedsprzedaż) i 75 zł (w dniu koncertu)