piątek, 27 stycznia 2012

Recenzja: Sylvan - Sceneries (2012)


Stare dobre porzekadło mówi: „każdy szanujący się zespół progresywny musi wydać dwupłytowy album”. Co prawda jest to sformułowanie poniekąd żartobliwe, ale wystarczy tylko zerknąć w dyskografie typowo progresywnych grup muzycznych by zauważyć, że taki materiał jest dość charakterystyczny dla progresywnych formacji. Te starsze, bardzo dobrze znane (Yes, Jethro Tull, Genesis, Pink Floyd, Soft Machine), te starsze, mniej znane (Burnin Red Ivanhoe, The Incredible String Band, Chicago, Pete Brown & Piblokto!, Jericho Jones) czy te pochodzące z czasów nam współczesnych (Dream Theater, Marillion, IQ, Porcupine Tree, Symphony X, Millenium) mogły i mogą się pochwalić wydaniem takich dwupłytowych albumów. Przyszła więc i pora na niemiecki Sylvan, który trzyletni czas oczekiwania na swój kolejny krążek postanowił fanom wynagrodzić większą niż zwyczajnie ilością materiału.

Wewnątrz Sceneries dwie płyty, nieco ponad 90 minut muzyki i pięć potężnych kompozycji. Z zewnątrz dość zachowawcza artystycznie okładka, subtelna oprawa graficzna, gdzie głównym elementem wystroju jest książka, a może raczej masa opasłych tomów. Jak zapowiadali muzycy Sceneries miał być najbardziej osobistym wydawnictwem w dyskografii Sylvan i przypatrując się tytułom poszczególnych utworów (choćby Dziel świat ze mną czy Słowa które skrywasz) oraz samym tekstom i przesłaniom kompozycji rzeczywiście czujemy, że Sylvan stara się poprzez swą muzykę odnaleźć wartości, dla których po prostu warto żyć. Marco Gluhmann na Sceneries śpiewa o uczuciach, ludzkiej wrażliwości, miłości i przyjaźni. Od razu zaznaczę, że muzyka idealnie komponuje się z tekstami zespołu czyli jest dość delikatna, subtelna i bardzo wyważona.

Na krążek jak wspominałem składa się pięć niezwykle długich kompozycji. Zespół by ułatwić słuchaczom odbiór całości podzielił każdy z nich na kilkuminutowe części. Od razu warto zwrócić uwagę na to, że utwory ze Sceneries są raczej zlepkiem poszczególnych, krótszych utworów, które można traktować z powodzeniem jako suwerenne części, niż spójnymi, przemyślanymi progresywnymi suitami. Sylvan postąpił tu trochę jak Pendragon przy swoim Not of this World czy Queen of Hearts, z tym że utworów Brytyjczyków dzielić naprawdę nie warto, a w przypadku Sylvan na taki ruch możemy sobie pozwolić.

Muzycznie jest dość subtelnie. Jest to płyta poświęcona ludzkim uczuciom więc rzecz jasna ten tekstowy przekaz musi udzielać się muzyce, w której przeważają podniosłe, delikatne momenty. Na Sceneries króluje gitara akustyczna i fortepian, zespół nie szasta używanymi muzycznymi środkami. Rzecz jasna nie brakuje też bardziej energicznych, żywych muzycznych momentów, ale są one jakby w mniejszości oddając pola tym delikatniejszym (a może są one po prostu bardziej zapamiętywane?).

Trzeba przyznać, że zespołowi niesamowicie dobrze udało się przemycić wiele emocji. Posłuchajcie choćby takich utworów jak The Words You Hide (part 2), Share the World with Me (part 3) czy Farewell To Old Friends (part 4). Na odległość bije od nich niesamowity urok i słuchając ich samoistnie przychodzą nam do głowy wspomnienia, aż rwiemy się do tego, by wziąć za rękę naszą drugą połowę i poprosić do tańca. Co prawda od czasu do czasu można odczuć wrażenie, że emocje wzbudzane przez Sylvan są dość sztuczne czy niejako wymuszone i bardzo daleko im od kipiących szczerymi uczuciami The Dark Side of the Moon lub Brave, ale Niemcom często udaje się słuchacza złapać za serce i mocno opatulić rękami. Decydujący wpływ na to ma bardzo dobry wokal Marco Gluhmanna i sposób w jaki nim włada. Wokalista świetnie wpasowuje się w muzyczny klimat zbudowany przez instrumentalistów Sylvan i gustownie modeluje swój głos czym zdobywa słuchacza. Wiele razy ze świetnej strony pokazuje się również Jan Petersen grający na gitarze, który może zbytnio nie daje upustu swoim gitarowym umiejętnościom, ale gdy już wychodzi na pierwszy plan robi fantastyczną robotę. Biorąc na warsztat jego solówki i talent w wyciąganiu z człowieka najgłębszych pragnień serca można je ocenić na światowym poziomie klasy B (przy klasie A dla Gilmoura czy Rotherego). Przepiękne klawiszowe melodie pochodzą z rąk Volkera Sohla, któremu wiele razy udaje się wprowadzić słuchacza w stan ukojenia i odprężenia.

Zdarzają się też płycie wpadki, pewne muzyczne fragmenty są jakby nie do końca przemyślane i część pomysłów zespołu przez to jakby traci swój potencjał, niektóre muzyczne momenty są tak irytujące (nie będę wskazywał które) że z niemal zgrzytaniem zębów przychodzi mi je znosić w oczekiwaniu na muzyczną zmianę warty. Nie będę jednak szczery jeśli nie przyznam, że mimo wszystko formacji można w pełni zaufać, bo choć co prawda wpakuje nas czasami w jakąś kałużę czy nierówności terenu, to ostatecznie pewnie i konsekwentnie prowadzi nas do upragnionego celu – muzycznej satysfakcji. Mimo wszystko sądzę, że zespół chyba powinien wybrać ze Sceneries te najbardziej smakowite kąski i wydać album jednopłytowy. Album bądź co bądź po pewnym czasie traci wartkość (pierwszy krążek sprawia dużo lepsze wrażenia niż drugi) i muzyczne przyciąganie, choć jak rasowemu, doświadczonemu bokserowi udaje mu się dotrwać do końcowego gongu i mimo że poobijany, wygrywa swą walkę na punkty.

Alternatywna okładka 'Sceneries'
Ostatecznie podsumowując Sceneries to bez wątpienia najlepsza produkcja Sylvan od czasów Posthumous Silence i choć prawda nie jest to album do końca równy, to trzeba formację pochwalić szczególnie za jedną rzecz. Udało jej się obronić przed syndromem dwupłytowych wydawnictw, których głównym przekleństwem w dużej części przypadków są niezwykle duże wahania artystycznego poziomu, postępujące znudzenie słuchacza materiałem, problemy z odsłuchaniem krążka w całości od początku do końca. Sylvan tych cech w dużej mierze uniknął za co należy mu się duży szacunek i choć co prawda znajdziecie na jego najnowszym wydawnictwie mankamenty i elementy na które można wodzić nosem, to jestem w pełni przekonany, że wydawnictwo będzie wymieniane jednym tchem wśród najlepszych wydawnictw roku 2012. Na Sceneries fani Sylvan oraz neoprogresywni zapaleńcy z pewnością nie będą mieli prawa narzekać, a sądzę że i pozostali słuchacze znajdą na tym krążku coś dla siebie. Ja narzekać z pewnością nie mam zamiaru!

 Lista utworów:
1. Chapter 1: The Fountain of Glow (14:50)
2. Chapter 2: Share the World with Me (15:05)
3. Chapter 3: The Words You Hide (20:10)
4. Chapter 4: The Waters I Traveled (20:00)
5. Chapter 5: Farewell to Old Friends (20:33)
Całkowity czas: 90:38

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz