poniedziałek, 30 stycznia 2012

Recenzja: After... - Live at Home (2011)


Przyznam się bez bicia - przed pisaniem recenzji dorobek After... znałem, ale nigdy się zbytnio w niego nie zgłębiałem i przebadałem go dosyć pobieżnie. Biorąc do ręki najnowszy krążek zespołu i przygotowując się do pisania recenzji musiałem, bądź co bądź, zdecydowanie bardziej wgłębić się w zawartość zarówno Endles Lunatic jak i Hideout i spędzić z nimi więcej czasu. Och, jakie szczęście mnie dopadło! Wystarczyło poświęcić trochę więcej chwil muzykom z Włocławka, aby ich twórczość mnie urzekła i oczarowała. Tyle ode mnie - przejdźmy do recenzowanego krążka pt. Live at Home.


Jak nazwa albumu wskazuje jest to krążek koncertowy. Krążek został zatytułowany Live at Home dlatego, że zespół zarejestrował koncert w swoim rodzinnym mieście czyli Włocławku. Na pewno wielu zadaje sobie pytanie czy po nagraniu dwóch albumów jest sens wydawać krążek z muzyką zagraną na żywo? Moja odpowiedź brzmi: tak! No bo czemu i nie?

Zwróćmy swój wzrok na projekt graficzny płyty. Trzeba przyznać, że okładka jest po prostu ładna, a co więcej widać, że muzycy przyłożyli się do wydania krążka. Otwierając książeczkę możemy obejrzeć sporo zdjęć z nagranego koncertu, co w przypadku nagrań koncertowych nie zawsze jest możliwe (a szczególnie w takim ilościowym wymiarze). Przejdźmy do muzyki. Tutaj kolejna miła niespodzianka, zespół - mówiąc kolokwialnie - "zapchał" swymi utworami cały krążek, tak że wplecenie w Live at Home kolejnego numeru byłoby wprost niewykonalne. Jak się można było domyśleć album w miarę równo przedzielono między utwory z najnowszego krążka Hideout (7 numerów), a między te z albumu debiutanckiego pt. Endles Lunatic (5 numerów). Co ciekawe wszystkich utworów na krążku jest 13. Tak, potrafię dodawać. Zespół zdecydował się podczas rejestrowanego występu zagrać jeszcze cover zespołu Black Sabbath pt. Planet Caravn, tak że ostatecznie otrzymujemy, tym razem szczęśliwą, trzynastkę.

Bardzo dobrą decyzją było rozpocząć występ od energetycznego Hilside of Dreams. Z czasem przeskakujemy do bardziej melancholijnych utworów (tą twarz After... lubię najbardziej) by znowu przejść do tych mocniejszych - zespół bardzo dobrze ustalił swoją koncertową setlistę. Słuchając albumu po raz kolejny i kolejny zaczynałem się zastanawiać czy to na pewno nagranie koncertowe. Dlaczego? Utwory zagrane są tak perfekcyjnie, że brzmią jakby wyjęte ze studia. Przy nagraniach występów na żywo zawsze bierzemy pod uwagę jakąś źle dociśniętą strunę, pomylony klawisz, a najczęściej nieumiejętność powtórzenia czysto zaśpiewanych na krążku partii wokalnych. Takich rzeczy na albumie After... absolutnie nie uświadczymy. Muzycy grają (i śpiewają) dosłownie perfekcyjnie. Drugą sprawą była moja obawa, jak zespół poradzi sobie koncertowo ze swym materiałem, a jak wiemy jest pełen tzw. elektroniki oraz wielu drobiazgów i muzycznych szczegółów. Jak się okazało zespół wyszedł obronną ręką.

Nawiązując jeszcze raz do wybranych przez zespół numerów na koncert, zacząłem się zastanawiać jakie ja bym tam jeszcze umieścił, gdybym miał taką możliwość. Analizując dodawałem jeden, po nim kolejny, znowu jeszcze jeden i ostatecznie doszedłem do ciekawego wniosku, że najchętniej usłyszałbym nagrane calutkie dwie płyty, ale jak wiemy nie jest do końca wykonalne, a szkoda bo posłuchałoby się z przyjemnością! Ciekawym urozmaiceniem było wykonanie przez zespół Dreams Hang On Walls w wersji akustycznej. Po nim przechodzimy w cover zespołu System of a Down pt. Spiders (utwór został nagrany na pierwszym krążku zespołu), a zwracam na niego szczególną uwagę, bo jest to w mojej opinii cover pisany przez duże C. Naprawdę polecam przesłuchać, bo tak właśnie powinno się nagrywać wersje cudzych piosenek, a After... włożył w nią po prostu cząstkę siebie. Wróćmy jeszcze na chwilę do coveru Black Sabbath. Czyż to nie niespodzianka? Zespół, którego muzykę moglibyśmy podejrzewać o wzorce zaczerpnięte z Pink Floyd czy Marillion nagrywa utwór zespołu, którego muzyka pozornie nie jest związana z After.... No i oczywiście wielka ulga, że Włocławianie nie nagrali n-tego z kolei coveru Wish You were Here, bo granie go jako cover przez wiele zespołów już tak niektórym zbrzydło, że zrobiło się to po prostu śmieszne.

We wstępie wspominałem, że zespół tym razem naprawdę się postarał. Mamy tego potwierdzenie z utworze pt. The End, w którym to gośćmi są dwaj gitarzyści, przyjaciele zespołu (Marek Specjalski i Sławek Kanderski) wykonujący wespół z zespołem najdłuższą kompozycję Włocławian. The End nie jest jednak kuriozalnie końcem koncertu i na deser After... zostawił nam wspomniany wcześniej Planet Caravan i tytułowy utwór z najnowszego krążka studyjnego pt. Hideout. Niespełna 80 minut. Aż tyle czy tylko tyle? Mimo tego, że muzyki jest naprawdę bardzo sporo to chciałoby się więcej. O czym to świadczy? O tym, że płyta jest wspaniała i po prostu piękna!

Powiem szczerze, że nieczęsto mam okazję spotykać tak dopracowane, przemyślane oraz perfekcyjnie wykonane i przygotowane krążki. Osobiście mogę się przyczepić jedynie do faktu, że bardzo niewiele jest tzw. "pogadanek" wokalisty, opowiadających między innymi o historii utworów. Ja to osobiście w albumach koncertowych naprawdę lubię. W każdym razie gdybym miał poświęcić ucięcie którejś z kompozycji za cenę tych tzw. pogadanek, to jednak przystałbym za zachowaniem ostatecznej formy krążka.

Podsumowując, After... naprawdę nagrał świetną płytę koncertową. Nie brak na niej niczego co powinno znajdować się na koncertowym krążku i skłonny byłbym ją polecać nawet osobom, które zespołu jeszcze nie miały okazji poznać (a warto). Po zapoznaniu się z Live at Home niesamowicie wzrósł mój apetyt na to, by zobaczyć występujący zespół na żywo. Czekając na ten moment mogę na razie posłuchać muzyków grających z odtwarzacza w moim domu, jak to ujęli na swym krążku: Live at Home (a jednak tytuł okazał się dwuznaczny!) do czego i Was serdecznie zachęcam. 

Lista utworów:
1. Hillside Of Dreams (5:17)
2. Cleaning From Scars (5:30)
3. Reflecting Me (5:18)
4. Closed Shame (7:49)
5. Wonderful Mistake (4:59)
6. Waiting For (6:44)
7. Dreams Hang On Walls (acoustic version) (3:56)
8. Spiders (4:04)
9. Fingers (6:21)
10. Senses Confuse Reality (4:47)
11. The End (12:12)
12. Planet Caravan (5:42)
13. Hideout (6:47)
Czas całkowity: 79:28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz