piątek, 20 stycznia 2012

Recenzja: Konrad Kucz - Tatra (2009)

 

Recenzowana Tatra to dzieło stworzone przez polskiego człowieka orkiestrę, Konrada Kucza. Ten Pan w swojej bogatej twórczości sięgał do naprawdę wielu muzycznych źródeł tworząc muzykę opartą w głównej mierze na brzmieniach elektronicznych poczynając od głębokiego, subtelnego ambientu aż po skoczną, wesołą piosenkową muzykę. Biorąc pod uwagę jego zamiłowania plastyczne i wiele osiągnięć na tym polu otrzymujemy obraz prawdziwego artysty XXI wieku. Osoby, której nie obce są wszechstronne dziedziny sztuki, z powodzeniem obracającej się niemal we wszystkich muzycznych gatunkach.
My w podanym tekście zajmiemy się jednak tą najbardziej klimatyczną częścią twórczości Konrada Kucza. Tatra to krążek, który można zdefiniować tylko jednym muzycznym określeniem – ambient.

Album ten jest z pewnością nakierowany do jasno określonego odbiorcy. Konrad Kucz nie razi tutaj słuchacza aranżacyjnym bogactwem czy eksperymentalizmem. Artysta konsekwentnie, krok po kroku tworzy niczym malarz kolejnymi pociągnięciami pędzla obraz Tatr używając naprawdę niewielu środków, aczkolwiek w odpowiednich proporcjach gustownie nimi szafując. Przelicznik jakoś na ilość wypada w jego przypadku nadzwyczaj pozytywnie.

Dla wielu ta płyta może być problemem. Problemem dlatego, że wymaga ona od słuchacza sporych nakładów cierpliwości i skupienia. Słuchając Tatry możemy czuć się w taki sposób, jak nocą bez żadnego oświetlenia próbujemy zauważyć przedmiot całkowicie osłonięty ciemnością. Dopiero po chwili, kiedy naprawdę wyostrzymy wzrok i skupimy się na naszym celu, ten przedmiot zauważymy. Tak samo jest z Tatrą. Bardzo łatwo przychodzi powiedzieć, że ta płyta jest nudna i nic się tu nie dzieje. Bardzo trudno dostrzec w tej płycie ukryte dno i prawdziwą wartość. Tej muzyki słucha się z otwartym umysłem, nie wystarczy tylko biernie przyswajać kolejne dźwięki, trzeba się na Tatrę otworzyć, uruchomić tzw. trzecie oko, poruszyć wyobraźnię i łaknąć nawet każdy wydobywający się z płyty odgłos, czy to szmer, czy powiew wiatru, czy spadającą kroplę. Tę płytę polecam słuchać głośno,  w słuchawkach, najlepiej w samotności nocą kiedy nikt i nic nam nie przeszkadza. Dlaczego? Bardzo łatwo nie koncentrując się na muzyce artysty przegapić wiele ważnych jej elementów. Tutaj każdy dźwięk jest istotny, odpowiednio wyselekcjonowany, zlokalizowany w odpowiednim miejscu.

Słuchaczu, jeśli szukasz muzyki klimatycznej, opartej na emocjach, głębszym znaczeniu każdego niemal dźwięku i zawierającej autentyczny przekaz zachęcam Cię do tego by sięgnąć po Tatrę. Ostrzegam jednak, że jest to płyta niesamowicie wymagająca użycia najgłębszych pokładów własnej wyobraźni, bo tylko i wyłącznie dzięki niej niczym Scherlock Holmes jesteśmy w stanie krok po kroku odkrywać kolejne tajemnice Tatry. Raz jest to niebezpieczna wspinaczka, innym razem są to przecudne widoki. Razem z Konradem Kuczem zdobywamy kolejne punkty naszej podróży, ogrzewamy się zmarznięci przy ognisku, oddychamy pełną piersią świeżym górskim powietrzem, uwalniamy się od codziennych trosk dając przestrzeń naszej ludzkiej naturze pragnącej wolności, spokoju i ukojenia. Tatra to zew duszy, naszych ukrytych wewnętrznych pragnień. Ta płyta zyskuje przy każdym kolejnym odsłuchaniu.

Na koniec oddajmy miejsce twórcy albumu, który o swoim dziele pisze tak:

„To wyprawa paleontologiczna niczym radiowe słuchowisko bez słów. Zachowana jest chronologia wydarzeń. Ta muzyka wydobywa się z mrocznych, skalnych głębin, i pnie się w górę i w górę. W końcu osiąga szczyt i wydostaje się na zewnątrz wieńcząc tą suitę rozmarzonym utworem. Rozmywa się w górskich przestrzeniach gdzieś w wyższe, nieznane, nieosiągalne rejony.”

Nic dodać, nic ująć.

Lista utworów:
1. Deeper into the deepest depths
2. Rock bottom
3. High, Higher
4. At the summit
5. Infinity

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz