niedziela, 28 grudnia 2014

Podsumowanie wydawnicze roku 2014 (cz. 2/3)

To był naprawdę niezwykle udany i bardzo płodny rok. Ciężko w to uwierzyć, ale w tym roku kolejne wydawnictwa wydali (uwaga! ta lista może przerazić!): Pink Floyd, King Crimson, Genesis, Yes, K. Emerson & G. Lake, Peter Hammill, Gentle Giant, Focus, Ian Anderson, Gong, Colosseum, Curved Air, Eloy, Steve Hackett, Pavlov's Dog... I choć ostateczna forma tych albumów może nie do końca zadowalać, to nie można zaprzeczyć temu, że kluczowe dla rocka progresywnego zespoły nadal, w mniejszym lub większym stopniu, są aktywne, a słuchacz spragniony ambitnych, progresywnych dźwięków ma jeszcze na czym zawiesić ucho.

Podsumowanie to nie jest zbiorem "najlepszych" albumów z roku 2014. Umieściłem w nim pozycje, o których po prostu... miałem ochotę napisać. Część z nich z rockiem progresywnym ma niewiele wspólnego. O emocje tu jednak chodziło, bo one w muzyce są przecież najważniejsze, prawda?

Podsumowanie zostało przygotowane w podziale na trzy części. Druga poświęcona została wydawnictwom wydanym między sierpniem, a październikiem 2014 roku.



Keith Emerson & Greg Lake - Live From Manticore Hall (22 VII)

Koncert został zarejestrowany podczas trasy koncertowej ELP w 2010 roku. Wbrew pozorom nieobecność Carla Palmera stanowi o wyjątkowości tego wydawnictwa. Muzycy zdecydowali się bowiem na nietypowe wykonania utworów ELP (oraz jednego King Crimson), co dla słuchacza może być nie lada gratką. Ciekawe są zwłaszcza zapowiedzi poszczególnych utworów. Choć koncert ma dosyć liryczny charakter, to na widowni jest naprawdę gorąco. O stosunkach w ELP i samym zespole pisało się różnie, ale ten koncert pokazuje, że Emerson i Palmer mieli prawdziwą frajdę ze wspólnego grania. Co najważniejsze, to granie wyszło im po prostu świetnie.


Ian Anderson - Thick as a Brick - Live in Iceland (25 VIII)

Album zawiera materiał zarejestrowany na żywo podczas trasy koncertowej Iana Andersona, w ramach której prezentował dwie części Thick as a Brick. Mimo tego, że część partii wokalnych muzyka przejął młody Ryan O’Donnell, to nie ma to żadnego negatywnego wydźwięku dla całości. Wydawnictwo jest świetnym materiałem poznawczym dla koncertowego wcielenia Jethro Tull i choć raczej nie jest to muzyka, do której będzie się często wracało, to na pewno warto było ją wydać. Choćby dla jednorazowego odsłuchu.



Orange the Juice - The Messiah is Back (06 IX)

Ten album był mocno oczekiwany już od dłuższego czasu. Grupa ze Stalowej Woli po raz kolejny zaproponowała naprawdę szalony muzyczny materiał (fani Beefhearta, czujcie się zachęceni!), który ciężko jest zaszufladkować. Płytę zbudowano na bazie eksperymentów i gry kontrastami. Twórcy ciągle przeskakują z jednego muzycznego wątku na drugi, nie tracąc przy tym fasonu, a samej muzyki po prostu nie da się objąć w ramy. The Messiah is Back to muzyka dla tych "najtwardszych". Warto pochwalić przepiękne, nietuzinkowe wydanie albumu.



 Steve Rothery - The Ghosts Of Pripyat (IX)

Album zbudowany jest podobnie jak albumy Marillion, zawierając dosyć różnorodny materiał. Mimo tego, że znajdują się na nim prawdziwe perełki, jak otwierający wydawnictwo Morpheus, a muzykowi udaje się stworzyć ciekawy, zimowy klimat, to niestety całości brakuje charakteru i nie zostaje na długo w pamięci. The Ghost of Pripyat delikatnie rozczarowuje i  udowadnia, że muzyce Rothery’ego najlepiej jednak u boku twórczości kolegów z zespołu.





 Opeth - Pale Communion (25 IX)

Jest to sentymentalny, mroczny album choć od czasu do czasu Szwedzi zaskakują, wplatając do muzyki najbardziej przebojowe motywy w swojej historii. Pale Communion można określić jako pomost między ostatnimi albumami Opeth. Wydawnictwo rodzi się z klimatu i sporej ilości muzycznych patentów Watershed, a kompozycyjnym rozmachem zahacza o różnorodne materiałowo Dziedzictwo. Pale Communion to płyta równiejsza i bardziej przemyślana niz Heritage, której słucha się z pewnością lepiej i przyjemniej, ale która zawiera mniej błyskotliwych momentów. Więcej o płycie tu.



Genesis - R-Kive (29 IX)

Składanka ta została wydana z okazji premiery biograficznego filmu o zespole. R-Kive to bez wątpienia nic, czym fan Genesis mógłby się zachwycać. Jedynym walorem wydawnictwa jest umieszczenie na nim solowych dokonań muzyków grupy. Jedynym. Trzypłytowy zestaw można traktować jako finansową pułapkę na największych fanów zespołu, bo z pewnością nie jest to zestaw, który można by polecić młodym adeptom sztuki (prog)rockowej.





Lunatic Soul - Walking on a Flashlight Beam (13 X)

Wygląda na to, że jestem jednym z nielicznych słuchaczy, którzy są zawiedzeni tym wydawnictwem. Najnowszy album Mariusza Dudy mimo wszystko muszę ocenić pozytywnie. Nie przyniósł mi on jednak tak wielu emocji jak czarny czy biały Lunatic Soul. Cóż, wydaje się, że temu wydawnictwu potrzeba po prostu więcej czasu lub szczególnych okoliczności do pokazania swych największych walorów (do kolegi po fachu "trafił" dopiero po kilku miesiącach). Warto podkreślić, że twórca zarejestrował wszystkie dźwięki (prócz perkusji) samodzielnie.



Pendragon - Men Who Climb Mountains (X)

Na Men Who Climb Mountains Nick Barrett zwolnił. Pendragon złamał trend coraz to głębszych modyfikacji stylu, na nowej płycie mocniej nawiązując do Pure, a nawet baśniowych wydawnictw z lat 90-tych. Nacisk postawiony został na spokojny klimat i mocno podkreślone gitarowe melodie. Choć jest tu sporo niezwykle udanych muzycznych rozwinięć to zespołowi w niektórych momentach brakuje przysłowiowego postawienia kropki nad "i". Więcej o płycie tu.





Solaris - Marsbéli Krónikák II (25 X)

Koneserzy gatunku z pewnością wymienią Marsbéli Krónikák jako jedną z najciekawszych progresywnych płyt lat 80-tych. Po trzydziestu latach węgierski Solaris postanowił zmierzyć się ze swoją legendą, nagrywając kontynuację debiutu. Wydawnictwo powinno zadowolić fanów formacji. Zespół świetnie poradził sobie łącząc kolejne muzyczne wątki z wykorzystaniem bogatego instrumentarium oraz przemycił wiele porywających melodii, zaskakując przy tym pomysłami. Mimo nie do końca zadowalającej produkcji oraz muzycznych nierówności druga część Kronik marsjańskich z pewnością jest godną kontynuacją kultowego debiutu.



Mono - The Last Dawn / Rays of Darkness (28 X)

The Last Dawn oraz Rays of Darkness to wydawnictwo dwupłytowe, prezentujące dwa muzyczne odcienie muzyki grupy. Na pierwszym dysku królują delikatne dźwięki z mocno wyciszonym klimatem. Na drugim muzycy prezentują, jak na standardy Mono, niesamowicie mroczną i posępną muzykę. Japońska grupa po raz kolejny zaskakuje i udowadnia, że aktualnie jest jednym z nielicznych post rockowych zespołów, na którego wydawnictwa warto zwracać baczną uwagę. Najnowsza pozycja zespołu wzrusza oraz pozwala odpłynąć zszarganej życiem codziennym duszy.



Premiata Forneria Marconi - Un'Isola (28 X)

Od wydania L'isola di niente minęło 40 lat. Z okazji tej rocznicy muzycy PFM postanowili zagrać ten album na żywo w całości, a zarejestrowany koncert wydać. Największym walorem Un'Isola jest możliwość wyłapania smaczków oryginalnego nagrania. Brzmienie koncertowego wydawnictwa, choć nie najlepsze, jest zdecydowanie bardziej selektywne niż to z L'isola di niente, dzięki czemu materiał brzmi żywo i przejrzyście. Choć sam koncert nie jest zbytnio emocjonujący, to jest to bez wątpienia świetna propozycja dla fanów Premiata Forneria Marconi.




Ordinary Brainwash - #I'mNotAddicted (29 X)

Ordinary Brainwash to muzyczny projekt 25-letniego Rafała Żaka, który... wszystko robi sam. Śpiewa, pisze teksty, nagrywa wszystkie partie instrumentalne, a także ostatecznie miksuje materiał. Album to bez wątpienia najlepsze wydawnictwo muzyka. Zawiera on różnorodny, ale spójny materiał, który stylistycznie mocno zbliżony jest do twórczości Stevena Wilsona. Warto pochwalić wydawnictwo nie tylko od strony muzycznej, ale i lirycznej. Rafał Żak bardzo umiejętnie zmierzył się z problemem uzależnienia od mediów społecznościowych. Więcej o płycie tu.



Cz. 3 (listopad-grudzień) wkrótce... Recenzja Opinia Opinie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz