środa, 28 grudnia 2011

Recenzja: Loonypark - Egoist (2008)


Loonypark to studyjny (jak na razie) projekt muzyczny, za którym stoi w głównej mierze Krzysztof Lepiarczyk znany z działalności w zespołach Nemezis, Liquid Shadow czy Meteopata. Nie można określić Pana Krzysztofa mianem innym niż muzycznego pasjonata i muzyka pełna gębą patrząc na to, że mimo działalności w tak wielu muzycznych tworach ten dalej tworzył, komponował, dawał ujście swemu artyzmowi i koniec końców powołał muzyczny projekt pod nazwą Loonypark. Rok 2008 przyniósł grupie muzyków skupionych wokół Lepiarczyka przy wsparciu wytwórni płytowej LynxMusic z Krakowa wydanie debiutanckiego materiału pt. Egoist 

Egoist to rock neoprogresywny pełną gębą. W sumie na tym mógłbym zakończyć opis samej zawartości krążka, bo debiutanckie dzieło Loonypark niejako zawiera prawie pełną definicje tegoż podgatunku. Melodyjne, gitarowe solówki, klawiszowe pejzaże, raczej spokojna i sentymentalna otoczka utworów, a to wszystko zamknięte w ośmiu utworach dających w sumie niecałe pięćdziesiąt minut muzyki. Tak w wielkim uproszczeniu wygląda recenzowany Egoist. Znacie polskie Millenium, brytyjskiego Pendragona czy IQ z lat 90-tych? Klimatów muzycznych tych rejonów (choć mniejszego kalibru) możecie oczekiwać od wydawnictwa Loonypark.

Powiem tak: bardzo łatwo ten album zlekceważyć i przeoczyć drzemiącą w nim energię i wartości. Pierwsze przesłuchania mogą dać mieszane uczucia, jednak to dopiero dłuższe obcowanie z Egoist pokazuje jego prawdziwą naturę, a jest nią wymalowany, niemal bajkowy, kojący i relaksujący muzyczny pejzaż. Loonypark jak przystało na twór neoprogowy rozpościera przed nami przyjazny, melodyjny i bardzo porządny muzyczny materiał w którym nie brakuje klawiszowych i gitarowych solówek, baśniowej, rozmarzonej muzycznej atmosfery i specyficznego klimatu. Dużą zaletą tego albumu jest jego przystępność i pewnego rodzaju uniwersalizm, bo muzyka Loonypark nadaje się na każdą porę roku, na każdą porę dnia i jako towarzysz niemal przy każdej codziennej czynności. W większości znajdziemy tu subtelne i delikatne motywy, ale od czasu do czasu (a ma przy tym spory udział wokalistka Sabina Godula-Zając) potrafi pokazać ostre kiełki. Trzeba również podkreślić to, że muzyka zawarta na Egoist dzięki swej przystępności z pewnością trafi nie tylko do ludzi muzyką niejako żyjących, ale również do osób, które uważają ją jedynie jako uzupełnienie dnia codziennego i nie mających muzyki za ważny element egzystencji. Na koniec warto zwrócić uwagę na przyjemne dla ucha brzmienie krążka oraz bardzo przyzwoitą produkcję oraz naprawdę wspaniałą i bardzo klimatyczna okładkę albumu.

Było o zaletach, niech będzie i o wadach. To czego tu brakuje lub to, na co mógłbym ponarzekać to pewnego rodzaju prostota i muzyczna skromność wyrażająca się w użytych muzycznych środkach. Większość materiału zbudowana jest według klasycznych neoprogowych standardów czyli gitarowe solo – klawiszowe solo – zwrotka – refren. Czasem przydałoby się puścić trochę szerzej wodze fantazji i zróżnicować grany przez siebie materiał by wstrząsnąć słuchaczem, być może pobawić się ciekawszymi kompozycjami, różnymi ustawieniami i brzmieniem gitar czy klawiszy? Trzeba uczciwie przyznać, że podczas słuchania Egoist może pojawić się odczucie znużenia, zmęczenia i nieznośnej irytacji zbyt jednostajnym, schematycznym materiałem i zachowawczą muzyczną poprawnością (niektórym może zabraknąć cierpliwości). Materiałowi można zarzucić również to, że niektóre kompozycje są jakby przydługie przez co tracą wytworzony wcześniej klimat oraz magię i w ostateczności niezbyt chętnie się do nich wraca (poszczególne kompozycje raczej zyskują przy indywidualnym odsłuchaniu i jakoby wyrwaniu ich z całości materiału). Co do wokali to moim zdaniem nie trzymają one równego poziomu na krążku, bo obok całkiem przyjemnych i naturalnie egzystujących z częścią instrumentalną partii zdarzają się niektóre jakby z kompozycjami się bijące, niepasujące jak puzel wkładany w niewłaściwe miejsce. 

Egoist to mimo wielu mankamentów i elementów, na które można ponarzekać całkiem przyjemny album nadający się w sam raz do słuchania pod koniec męczącego, stresującego dnia. Ten krążek odpręża i relaksuje. Co prawda raczej nie można wydawnictwa klasyfikować jako muzycznej rewelacji ani wydawnictwa wysokich artystycznych lotów, jest to po prostu kawał miłej dla ucha muzyki. Inna sprawa czy ma on szansę przebicia się i rywalizacji z tymi najlepszymi w neoprogresywnym (i nie tylko) światku. Według mnie nie, jednak niczego nie można wykluczać w przyszłości (a dodajmy że kolejny krążek Loonypark z 2011 roku jest dużo lepszy od poprzednika).

Lista utworów:
1. Time (7:30)
2. Egoist (6:52)
3. Love (6.18)
4. Hope (4.32)
5. Faith (6.00)
6. Hello (5.28)
7. Alone (6:32)
8. The city (6.38)
Czas całkowity: 49:55

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz