piątek, 13 kwietnia 2012

Recenzja: Anathema - Weather Systems (2012)


Anathema to dla mnie zespół niezwykle zagadkowy. Nie pierwszy raz to powtarzam, ale zawsze z muzyką formacji miałem ogromne problemy – trafiała do mnie bardzo powoli i to przypadku każdego kolejnego krążka. Dzieła zespołu zawsze musiałem katować godzinami, aby w końcu móc uchwycić ich prawdziwe piękno i moc. Samo We're Here Because We're Here, które za pierwszym odsłuchaniem oceniłem jako „tandetne dziadostwo”, po kilku kolejnych uznałem za płytę przeciętną, po miesiącu za niezwykle udaną, a po pół roku za jeden z najlepszych krążków wydanych w ostatnim dziesięcioleciu. Podchodząc do Weather Systems naprawdę obawiałem się, jak ja to najnowsze wydawnictwo zrecenzuje… przecież zawsze potrzebowałem niezwykle sporo czasu na analizę muzyki zespołu. Na szczęście krążek promocyjny dotarł do mnie niezwykle szybko, przez co miałem bardzo dużo czasu na przemyślenia dotyczące muzyki zespołu i wiele okazji na wchłonięcie w Weather Systems. Przyznam, że tym razem przyszło mi to łatwiej niż się spodziewałem.

Anathema idzie za ciosem i trzyma za słowo. Siedem lat trzeba było czekać na kontynuatora A Natural Disaster, po wydaniu którego muzycy zapowiadali, że wezmą się solidnie do pracy. Jak powiedzieli, tak zrobili. Najpierw przyszła pora na szeroko zakrojoną trasę koncertową promującą We're Here Because We're Here (niektórzy w Polsce narzekali nawet na zbyt długie koncerty!), później nią niezwykle ciekawy minialbum pt. Falling Deeper i nim się obejrzeliśmy, zespół zafundował nam kolejną porcję muzyki, pod postacią Weather Systems.

Płyta jeśli chodzi o wyraz muzyczny nie jest niespodzianką, kontynuuje bowiem myśl zawartą na We're Here Because We're Here oraz (w większym stopniu) minialbumie Falling Deeper (wskazuje na to zresztą okładka, analogiczna do ostatnich płyt). Tak jak na dwóch poprzednich krążkach muzyka Anathemy to dalej niezwykle delikatne, przepełnione uczuciami i pięknem kompozycje, w których dużo jest powietrza i miejsca na oddech. Zespół stawia nacisk na ludzie uczucia i emocje, nie zapędzając się ani przez chwilę w wirtuozerię, ani w przekombinowane kompozycyjne formuły. Wszystko jest tu podporządkowane jednemu zadaniu – poruszeniu ludzkiego wnętrza, ale z tej jasnej strony, nie jak to było na Alternative 4 czy Judgement. Jest tu więc podobnie jak na We're Here Because We're Here oraz Falling Deeper.

Czy można mówić o jakichś innowacjach w porównaniu do poprzednich dwóch krążków? Chyba nie. Jedynie wokalne duety Vincenta Cavanagha oraz Lee Douglas są tutaj jakby bardziej wyeksponowane i trzeba przyznać, że wypadają fantastycznie. Niezwykle dużo dało muzyce Brytyjczyków śmiałe wykorzystywanie umiejętności wokalnych jedynej kobiety w zespole.

Jak wypada Weather Systems w porównaniu do poprzedniego pełnowymiarowego albumu Brytyjczyków? Niestety jest słabiej. W każdym razie dorównać tak wybitnemu dziełu jak We're Here Because We're Here nie byłoby łatwo. Sporym mankamentem najnowszego krążka, czym odróżnia się od poprzednika, jest fakt, że krążek jest dość nierówny. W skład Weather Systems wchodzą utwory wręcz fantastyczne jak i niepozostawiające niemal żadnych wrażeń, by nie rzec nijakie. Przez to wydawnictwo trochę kuleje, a ja sam po pewnym czasie zapoznawczym krążka, zacząłem z niego wybierać te najsmakowitsze kąski, z których na danie główne wyrósł utwór album wieńczący.

Najnowszy krążek Brytyjczyków mimo wszystko robi naprawdę duże wrażenie i słucha się go z prawdziwą przyjemnością. Na Weather Systems znajdziemy wiele wspaniałych melodii czy elementów symfonicznych, które zapierają dech w piersiach i udanie dopełniają całość. Największymi zaletami albumu są jednak według mnie przecudne duety wokalne, charakterystyczne dla zespołu wspaniałe budowanie napięcia w poszczególnych utworach (druga część The Storm Before The Calm, Internal Landscapes), co niezwykle w twórczości Brytyjczyków ceniłem oraz bardzo barwna i przemyślana sekcja rytmiczna, którą po raz kolejny w twórczości formacji podkreślam. Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo solidnie i trzeba przyznać, że dość różnorodnie. Na krążku znajdziemy dość rozbudowane, mozolnie rozwijające się partie, jak i te bardziej dynamiczne i energiczne. Największym jednak walorem płyty jest ogromny bagaż emocji, który uaktywnia się w człowieku w czasie delektowania się płytą. Jedne utwory przynoszą ich więcej, drugie mniej, ale trzeba jasno podkreślić, że znaleźć obecnie drugi zespół z taką umiejętnością ich pobudzania nie sposób. Między innymi dlatego Anathema jeszcze przez długie lata pozostanie zdecydowanie czołowym zespołem w prezentowanym przez siebie gatunku muzycznym. Najnowszym krążkiem swoją pozycję ugruntowała i umocniła.

Spotkałem ze skrajnymi ocenami Weather Systems, począwszy od tych album wychwalających pod niebiosa, jak i niezmiernie go krytykujących. Zespół dotknął pewnego rodzaju powtarzający się schemat, zresztą dość naturalny w świecie muzyki. Przy każdej dość drastycznej zmianie stylu gry, nie ważne jaka by była, każda formacja dostaje cięgi od ortodoksyjnych fanów. Tak było w przypadku, moim zdaniem najwybitniejszego krążka zespołu, We're Here Because We're Here, a z perspektywy tu recenzowanego, ta krytyka się pogłębiła. Zespół wybierając nową ścieżkę dla muzycznej ekspresji postąpił ryzykownie, ale wyprzedane koncerty formacji w Polsce świadczą o tym, że słusznie. Ja również jestem tego zdania. 

Anathema stara się grać muzykę, opartą na ludzkich uczuciach i człowieczeństwie. Czy ich twórczość jednak dociera do człowieka? Cóż, nie przypominam sobie, aby jakaś muzyka zmusiła mnie do tego, aby w piękny, wiosenny dzień ze słuchawkami w uszach otworzyć okno, siąść na parapecie i z rozwianymi wiatrem włosami, z rozmarzonym wyrazem twarzy i błogim uśmiechem, wpatrywać się w skaczące promienie słoneczne, leniwie sunące po niebie chmury i przechodzącą parędziesiąt metrów pode mną masę ludzi w stłoczonej jak co dzień Warszawie… a to wszystko w barwach nadziei, szczęścia i prawdziwego, szczerego piękna. Weather Systems otworzyło mój umysł i serce, a nieczęsto się to zdarza. 

Lista utworów:
01. Untouchable, Part 1 (6:14)   
02. Untouchable, Part 2 (5:33)    
03. The Gathering of the Clouds (3:27)    
04. Lightning Song (5:25)
05. Sunlight (4:55)   
06. The Storm Before the Calm (9:24)   
07. The Beginning and the End (4:53)   
08. The Lost Child (7:02)
09. Internal Landscapes (8:52)

9 komentarzy:

  1. Bardzo dobra recenzja, przystępnie napisana + całkowicie się zgadzam (;

    OdpowiedzUsuń
  2. fajna recenzja, zgadzam się również, choć w 90%. Według mnie nie ma słabych momentów na płycie. Każdy z utworów jest po prostu innym smaczkiem; nie jestem już nastolatką delikatnie mówiąc, ale naprawdę muszę powiedzieć, że zwariowałam na punkcie tego zespołu... począwszy od tekstów, które zawsze były dla mnie niejako wizytówką jakiejkolwiek grupy, po świetną muzykę...
    Judgment zawsze będzie tym pierwszym albumem, który mnie zachwycił i kazał zrewidować mój dotychczasowy gust muzyczny, WHBWH zahipnotyzował pięknem, ale Weather Systems jest jedyny w swoim rodzaju; Storm Before the Calm - najpiękniejsze w obu częściach!!! "God thank you for the music" chciałoby się powiedzieć...
    oczywiście jadę na koncert do Krakowa...
    pozdrawiam wszystkich młodszych i starszych fanów..
    A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra recenzja, ale z tezą, że WAHBWAH jest lepszą płytą od Weather Systems to się nie zgodzę. Według mnie, ostatni album to kolejny duży krok do przodu w twórczości Brytyjczyków. Wystarczy posłuchać wokali, smyczków, tych harmonii. Muzyka, dzięki której jeszcze bardziej chce się żyć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetna recenzja. Wcześniej nie znałem tego bloga, ale teraz tutaj zostanę na dłużej. Ja swoją przygodę z zespołem zacząłem właśnie od Weather System. Przesłuchałem dwa razy i oprócz kawałka The Lost Child, który jest genialny nic więcej nie pozostało mi w pamięci. Ale muszę się wsłuchać bardziej. Może ze mną będzie podobnie jak z Tobą podczas zapoznawania się pierwszy raz z ich muzyką.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zresztą jak miałbym nie zostać tutaj na dłużej, skoro logo bloga, to okładka płyty jednego z moich ulubionych zespołów :].

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdanie ta płyta jest wręcz genialna, troszkę się nie zgadzam z recenzentem. Dlaczego to poprzedniczka jest lepsza? Rzecz gustu. Magnum opus to:The beginning and the end i cudowne - the lost child.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mimo Marillion i Swans to jednak chyba album roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie zgadzam się z przedmówcą - Swans nie znam, Marillion - nuda, Galahad - średnia ale może być, Archive - też niespecjalnie . Pozostaje Anathema - od poczatku do ostatniego utworu - przemyślana i bez gniotów . Amen.

    OdpowiedzUsuń
  9. W odniesieniu do wcześniejszych komentarzy - moim zdaniem obie ostatnie płyty są na podobnym, bardzo wysokim poziomie. A przecież wcześniej też było wspaniale. Zaprawdę niewiele jest kapel, które tak jak Anathema potrafią zbudować podobny nastrój z którego najzwyczajniej w świecie nie chce się wychodzić. Ale skupiając się na recenzji 'Weather Systems' - emocje wylewają się falami jedna za drugą, a ja jestem w nich zatopiony od (tak tak) pierwszego przesłuchania, a to mi się niezwykle rzadko zdarza. Słabszych momentów praktycznie nie ma. No przynajmniej ja nie znalazłem i nie sądzę, że odbieram to przez pryzmat mojej słabości do tego zespołu. Do ulubionych poza w/w dodam przede wszystkim pierwszy utwór (a dokładnie dwa pierwsze bo to stanowi całość). Tekst już sam wszedł mi do głowy. Jedyne co mnie zastanawia to co ta ekipa zrobi dalej? W jakim kierunku zmierzy? Oczywiście nie mam nic przeciwko utrzymaniu podobnego azymutu jak obecny.
    A co się dzieje na koncertach!!! Byłem zaledwie przedwczoraj i tylko żałować, że znowu trzeba czekać do kolejnej trasy (oby była). Lee w duecie z Vincentem śpiewa fantastycznie! Muzycy zgrani tak, że nic dodać, nic ując. Czuć w tym zespole radość grania i ta atmosfera udziela się publice.
    Podsumowując: jak dla mnie, to jest płyta tego roku w szeroko rozumianej kategorii muzyki rockowej mimo, że do końca 2012 jeszcze niespełna trzy miesiące.

    OdpowiedzUsuń