Każdy muzyczny gatunek ma swoje złote lata. Muzyka Collage lata swojej świetności ma niestety za sobą. Dziś młoda generacja rzadko spogląda głodnym okiem na styl Marillion czy IQ z lat 80-tych, chętniej zwracając swe uszy w kierunku post-progressive czy post-rocka. Po swojej reaktywacji Collage stanął przed niesamowicie trudnym zadaniem. Nie tyleż musiał skutecznie przypomnieć o sobie fanom formacji, o ile nie mógł sobie pozwolić na to, by nie zaszczepić miłością do własnej twórczości nową generację słuchaczy. Koncert w Progresji był niezbitym dowodem na to, że to trudne zadanie udało się w zupełności. Chyba nawet lepiej, niż zespół mógłby się spodziewać.
Od wydania Moonshine minęło już 20 lat. Z tej okazji muzycy Collage postanowili uczcić ten niezwykle ważny dla polskiej muzyki album, prezentując go w całości na żywo. Mimo niezbyt sprzyjającego terminu frekwencja była znakomita. Klub zapełniony był niemal w całości, a liczbowo publiczność zbliżała się do "osiągów" koncertów Opeth czy Carcass.
Występ Collage zapowiedział dziennikarz radiowej "Trójki", Piotr Stelmach, który zaliczył mały epizod w roli managera grupy w latach 90-tych. Wbrew moim oczekiwaniom Collage nie zaprezentowało Moonshine od deski do deski. Koncert rozpoczął się od In Your Eyes, przechodzącym w Heroes Cry, a w dalszej kolejności formacja mieszała materiałem, prezentując kompozycje z Baśni oraz Safe. Z jednej strony trochę szkoda, że nie mieliśmy możliwości rozkoszować się muzyką z Moonshine, zagraną od A do Z, ale z drugiej strony wydaje się, że dzięki temu wydarzenie nie utraciło na swojej nieprzewidywalności i dramaturgii. Nawet ja, znający "set" Collage niemal od podszewki, byłem nieco zaskoczony kolejnością zaprezentowanych kompozycji.
Uczestniczyłem w reaktywacyjnym koncercie Collage dwa lata temu. Mimo tego, że zapamiętam to wydarzenie niezwykle pozytywnie, to rocznicowy koncert... przebił go o głowę. Muzycy nie tylko wypadli lepiej jako pewny siebie zespół. Collage dosłownie dopieściło wydarzenie pod względem wizualno-brzmieniowym. Tak krystalicznego brzmienia i perfekcyjnej gry świateł nie powstydziłaby się żadna wielka gwiazda! Wspaniale wyeksponowano perkusje Wojtka Szadkowskiego, który co chwila zaskakiwał ciekawymi zagraniami. Bajkowo brzmiała gitara Mirka Gila, która otrzymała niesamowitą wręcz głębię. Do poziomu, zresztą to już jest normą, dostosował się Karol Wróblewski. Kiedy dwa lata temu Collage ogłosiło, że to właśnie on będzie pełnił rolę wokalisty, fani przyjęli ten fakt z umiarkowanym optymizmem, by nie rzec podejrzliwością. Czy sobie poradzi? Okazało się, że tak! Karol wspaniale wykonywał swoje partie wokalne, którymi po prostu żył na scenie. Razem z kolegami zespołu bardzo skutecznie inicjował kontakt z fanami, przez co publiczność reagowała żywiołowo na muzykę Collage od pierwszego do ostatniego zagranego dźwięku.
Był to naprawdę bardzo udany koncert. Warto było uczestniczyć na wydarzeniu nie tylko by posłuchać repertuaru Collage w mistrzowskiej oprawie. Bardzo podniosła na duchu wspaniała frekwencja tego wieczoru. Dobrze, że ciągle są tacy, którzy doceniają te piękne dźwięki.
Zdjęcia -> klik
Był to naprawdę bardzo udany koncert. Warto było uczestniczyć na wydarzeniu nie tylko by posłuchać repertuaru Collage w mistrzowskiej oprawie. Bardzo podniosła na duchu wspaniała frekwencja tego wieczoru. Dobrze, że ciągle są tacy, którzy doceniają te piękne dźwięki.
Zdjęcia -> klik
Setlista:
1. In Your Eyes
2. Heroes Cry
3. Ja i Ty
4. Kołysanka
5. One of Their Kind
6. Safe
7. Lovely Day
8. Baśnie
9. The Blues
10. Eight Kisses
11. Jeszcze jeden dzień
12. Moonshine
13. War Is Over
_________
14. Wings in the Night
_________
15. Living in the Moonlight
16. God (John Lennon cover)
17. The Blues
2. Heroes Cry
3. Ja i Ty
4. Kołysanka
5. One of Their Kind
6. Safe
7. Lovely Day
8. Baśnie
9. The Blues
10. Eight Kisses
11. Jeszcze jeden dzień
12. Moonshine
13. War Is Over
_________
14. Wings in the Night
_________
15. Living in the Moonlight
16. God (John Lennon cover)
17. The Blues
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz