poniedziałek, 10 września 2012

Recenzja: Calomito - Cane di Schiena (2011)

 

Dziwne było moje pierwsze spotkanie z włoskim Calomito. Należąc do grona melomanów, którzy przed pierwszym przesłuchaniem muzyki danego wykonawcy starają się go gruntownie przebadać, miałem w głowie masę przeciwieństw. Włosi afiszowani byli jako przedstawiciele awangardy, ich muzyka miała być wielowymiarowa i różnobarwna. Już pierwsze spojrzenie na okładkę Cane di Schiena sprawiło, że nieco zboczyłem z kursu. Niezwykle zachowawcza, stonowana, mroczna okładka bardziej nasuwająca na myśl wydawnictwa post-metalowe? Coś tu nie grało! I choć po przewertowaniu książeczki odrobinę się uspokoiłem (każda strona w innym kolorze), to od początku zespół mnie zaintrygował. Miałem nadzieję, że nie inaczej będzie z muzyką formacji i na szczęście się nie zawiodłem.

Wystarczy parę minut spędzonych z Cane di Schiena, by przekonać się, że Włochom do awangardy dalej, niż bliżej. Muzyka Calomito to raczej typowy jazz rock grany na nową modłę (odpowiednikiem na polskim rynku byłby chyba zespół Kurde), choć te awangardowe momenty na krążku również odnajdziemy. Prym na wydawnictwu Włochów wiedzie saksofon  i grający na nim główny kompozytor Cosimo Francavilla, który wybija się zdecydowanie najbardziej ze wszystkich instrumentów, bardzo zauważalna jest sekcja rytmiczna. Nicola Magri proponuje typowo jazzowe układy, które muzyce Calomito nadają dużego smaczku. Do tego dochodzą skrzypce oraz wszystko uzupełniająca gitara basowa oraz elektryczna i akustyczna. Co natomiast z wokalem? Tego na krążku nie uświadczymy, choć może to i dobrze, bo wersje instrumentalne poszczególnych kompozycji Calomito mają okazję pokazać pełnię swego wdzięku.

Płyta, której czas trwania to nieco ponad 53 minuty, jest niełatwa do przełknięcia. Zresztą czego innego można oczekiwać po jazz rocku? Na Cane di Schiena roi się od połamanych, na pozór chaotycznych kompozycji i połamanych taktów, jednak przy cierpliwym i wyrozumiałym odsłuchu wydawnictwo Calomito powinno pokazać wszelkie swe walory. Porywa po części delikatne, po części zwariowane Parliamone, któremu niewiele brakuje do tzw. muzyki filmowej. Szokuje Fungo, gdzie wspomnianej we wstępie awangardy a’la Captain Beefheart odnajdziemy najwięcej. Druga połowa krążka przynosi ze sobą więcej psychodelicznych, a nawet krautrockowych inspiracji. Połamanym rytmom towarzyszy wciągająca atmosfera oraz mozolnie, systematycznie rozwijające się tempo (utwór tytułowy, Antenna, Max Dembo) i choć jazz rocka dalej tu pełno, to słychać że pochodzący z Włoch muzycy mają bardzo szerokie horyzonty muzyczne. To się ceni!

Ciężko powiedzieć czego płycie może brakować. Cane di Schiena z pewnością nie kwalifikuje się do miana albumu roku, nie jest to wydawnictwo z cyklu „must have”, jest to niezwykle solidne muzyczne rzemiosło, które powinno trafić w te najbardziej wyrafinowane gusta. Kompozycje są niezwykle barwne, przemyślane i nieschematyczne, muzycy z Calomito popisują się nieszablonowymi zagrywkami i wysokim warsztatem muzycznym. Produkcji również nie można nic zarzucić. Nie można jednak ukrywać, że muzyka Calomito nie jest nastawiona na komercyjny sukces. Krążek formacji jest ukierunkowany na dość wąską rzeszę odbiorców i właśnie dla niej album Włochów powinien być pewnego rodzaju miłą niespodzianką.

Nie ma co ukrywać, że Cane di Schiena to niezwykle interesujące wydawnictwo. Rekomendowałbym je szczególnie słuchaczom, którzy nie boją się muzycznych eksperymentów i nastawieni są na ciągłe poszukiwania. Fani jazz rocka, awangardy, psychodeli, muzyki eksperymentalnej oraz krautrocka powinni poczuć się zachęceni. Ja polecam.

Lista utworów:
1. Bella Lee (3:34)
2. Parliamone (5:43)
3. Infraditi (7:36)
4. Fungo (6:42)
5 Cane Di Schiena (6:32)
6. Pappa Irreale (2:27)
7. Antenna (7:59)
8. Klez (4:16)
9. Max Dembo (8:47)
Czas całkowity: 53:36

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz