Jak zapewne słyszeliście czerwiec był (jest) miesiącem premiery najnowszego albumu brylantu polskiego jazzrocka, formacji LIGHT COORPORATION. Przed lub (i) po przesłuchaniu Aliens From Planet Earth naprawdę warto odświeżyć sobie informacje, dotyczące tego jakże zjawiskowego zespołu. O debiutanckim Rare Dialect możecie przeczytać tutaj, natomiast poniżej znajduje się zapis niezwykle ciekawej rozmowy z liderem grupy, Mariuszem Sobańskim, z którym niespełna pół roku temu poruszyłem wiele naprawdę ciekawych kwestii. Jakich? Przekonajcie się sami!
Zacznijmy od samego początku. Opowiedz jak zaczęła się przygoda Light Coorporation. Jak wyglądały Wasze pierwsze muzyczne cele, pierwsze koncerty, pierwsze poważne decyzje? Skąd wziął się pomysł na zespół?
Tak, dobrze to ująłeś. LIGHT COORPORATION to naprawdę jest prawdziwa muzyczna przygoda bo gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że ten zespół wyda płytę w wytwórni ReR Megacorp u Chrisa Cutlera to mimo wrodzonego optymizmu chyba bym w to nie uwierzył...
Muszę jednak przyznać, że początkowe założenia były bardzo proste. Spotykaliśmy się z zespołem kilka razy w tygodniu i tworzyliśmy muzykę. Takie sesje trwały kilka godzin. Były solidne, a każda próba była rejestrowana. Graliśmy długie improwizacje zawierające elementy muzyki progresywnej, jazz rocka, było w tym trochę psychodelii a przede wszystkim awangardowego grania. Podstawą naszej muzyki zawsze jednak była improwizacja i to coś co nazywamy „otwartą głową”. Mam jeszcze nawet nagrania ponadgodzinnych kompozycji, które powstały właśnie w taki sposób. W tamtym czasie nie posiadaliśmy jeszcze nazwy. Jako LIGHT COORPORATION zaczęliśmy koncertować w połowie 2007 roku. Takie były początki grupy LIGHT COORPORATIN, wtedy wszystko ruszyło i już w 2007 roku nagraliśmy pierwszą studyjną Epkę.
Skoro już jesteśmy przy koncertowaniu to opowiedz jak wyglądają Wasze występy na żywo?
Jak wspominałem te rozpoczęliśmy w roku 2007. Były to koncerty połączone z obrazem czyli filmami i multimediami stworzonymi przez mojego dobrego przyjaciela, artystę Tomasza Lietzau'a. Znamy się dobre dwadzieścia lat. Filmy, które można zobaczyć podczas naszych koncertów pochodzą ze starych taśm video, wszystkie te materiały następnie były obrobione przy pomocy komputera. Od roku 2007 roku graliśmy już koncerty w Polsce oraz w Wielkiej Brytanii.
Rok 2011 przyniósł Wam wydanie debiutanckiego materiału pt. Rare Dialect. Prosiłbym abyś wytłumaczył znaczenie tego tytułu bo domyślam się, że ma ono ukryte dno.
To nie takie łatwe, muszę to bardziej rozwinąć. Muzyka której słuchacie na Rare Dialect jest tym co udało nam się wypracować szukając swojej artystycznej drogi współpracując w między czasie z wieloma zaproszonymi muzykami. Ktoś powiedział, że te dźwięki to jakby nasz sposób porozumiewania się, nasza gwara... Stwierdziłem później, że idealnie do nas pasują te słowa „nasz dialekt”. Tomasz Lietzau na projekcie okładki dopisał jak kolekcjoner starych płyt odręcznie Rare i zostało Rare Dialect.
Wywiad ukazał się w marcowym wydaniu Biuletynu podProgowego.
Zacznijmy od samego początku. Opowiedz jak zaczęła się przygoda Light Coorporation. Jak wyglądały Wasze pierwsze muzyczne cele, pierwsze koncerty, pierwsze poważne decyzje? Skąd wziął się pomysł na zespół?
Tak, dobrze to ująłeś. LIGHT COORPORATION to naprawdę jest prawdziwa muzyczna przygoda bo gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że ten zespół wyda płytę w wytwórni ReR Megacorp u Chrisa Cutlera to mimo wrodzonego optymizmu chyba bym w to nie uwierzył...
Muszę jednak przyznać, że początkowe założenia były bardzo proste. Spotykaliśmy się z zespołem kilka razy w tygodniu i tworzyliśmy muzykę. Takie sesje trwały kilka godzin. Były solidne, a każda próba była rejestrowana. Graliśmy długie improwizacje zawierające elementy muzyki progresywnej, jazz rocka, było w tym trochę psychodelii a przede wszystkim awangardowego grania. Podstawą naszej muzyki zawsze jednak była improwizacja i to coś co nazywamy „otwartą głową”. Mam jeszcze nawet nagrania ponadgodzinnych kompozycji, które powstały właśnie w taki sposób. W tamtym czasie nie posiadaliśmy jeszcze nazwy. Jako LIGHT COORPORATION zaczęliśmy koncertować w połowie 2007 roku. Takie były początki grupy LIGHT COORPORATIN, wtedy wszystko ruszyło i już w 2007 roku nagraliśmy pierwszą studyjną Epkę.
Skoro już jesteśmy przy koncertowaniu to opowiedz jak wyglądają Wasze występy na żywo?
Jak wspominałem te rozpoczęliśmy w roku 2007. Były to koncerty połączone z obrazem czyli filmami i multimediami stworzonymi przez mojego dobrego przyjaciela, artystę Tomasza Lietzau'a. Znamy się dobre dwadzieścia lat. Filmy, które można zobaczyć podczas naszych koncertów pochodzą ze starych taśm video, wszystkie te materiały następnie były obrobione przy pomocy komputera. Od roku 2007 roku graliśmy już koncerty w Polsce oraz w Wielkiej Brytanii.
Rok 2011 przyniósł Wam wydanie debiutanckiego materiału pt. Rare Dialect. Prosiłbym abyś wytłumaczył znaczenie tego tytułu bo domyślam się, że ma ono ukryte dno.
To nie takie łatwe, muszę to bardziej rozwinąć. Muzyka której słuchacie na Rare Dialect jest tym co udało nam się wypracować szukając swojej artystycznej drogi współpracując w między czasie z wieloma zaproszonymi muzykami. Ktoś powiedział, że te dźwięki to jakby nasz sposób porozumiewania się, nasza gwara... Stwierdziłem później, że idealnie do nas pasują te słowa „nasz dialekt”. Tomasz Lietzau na projekcie okładki dopisał jak kolekcjoner starych płyt odręcznie Rare i zostało Rare Dialect.
Nie chcieliśmy tak do końca być grupą jazz rockową czy progresywną, jednoznacznie określoną i co ciekawe na początku nawet nie rozmawialiśmy o stylu muzycznym. Świadomie unikaliśmy tego tematu, każdy z nas grał tak jak chciał. Umawialiśmy się też na całonocne spotkania i do rana słuchaliśmy starych analogów. Wtedy pojawiał się Soft Machine wraz z innymi albumami Sceny Canterbury, muzyczne kręgi Rock In Opposition i stara awangarda jazz'owa w tym głównie Coltrane i wiele innych pięknych winyli z tamtego okresu. W tym wszystkim chcieliśmy odnaleźć siebie i sam musisz przyznać, że jest to bardzo trudne szczególnie dla nowej grupy, która chce poruszać się w takiej stylistyce. Ja osobiście nie rozumiem kilku polskich zespołów, które chcą grać jak ktoś i naśladują inne formacje. Zauważyłem, że zdolni muzycy bardzo chcą i nawet zaczynają grać podobnie jak np. Porcupine Tree (który osobiście od pierwszej ich płyty bardzo cenię) i niestety zawsze wychodzi to blado, bo kopia pozostaje tylko kopią. Naprawdę ubolewam nad tym faktem… Natomiast obecnie bardzo cieszą mnie artykuły na temat naszej płyty, w których redaktorzy muzyczni otwarcie zadają sobie pytanie czy Light Coorporation to rock, jazz czy muzyka progresywna nawiązująca do lat 70-ych. O to właśnie chodzi! My tak naprawdę sami tego nie wiemy i nie chcemy się zamykać w jakimś muzycznym stylu. Staramy się tworzyć nasz własny dialekt. Nie chcę przez to rzecz jasna powiedzieć, że odkrywamy coś nowego w muzyce. Wolimy jednak podążać własną drogą i uniknąć zamknięcia w ciasnych szufladach.
Okładka Waszego albumu zawiera w sobie cały stos płyt winylowych. Niezwykle ucieszyłem się, gdy w tym tłumie odnalazłem różowego Caravana czyli In The Land of the Greay and Pink, jedną z moich ulubionych płyt. Doszukałem się też wydawnictw The Incredible String Band oraz Keith Tippett Group. Powiedz, jakie płyty tam się jeszcze znajdują. Czy mają one jakieś szczególne znaczenie?
Te wydawnictwa powinny mieć znaczenie dla każdego fana, a tym bardziej dla muzyka, który poszukuje i stara się być otwarty i twórczy. Stare analogi to kolejny kod na naszej płycie wymyślony przez Tomka. Znajdziesz tu pierwsze wydania takich artystów jak Soft Machine, Henry Cow czy wymienionego już przez Ciebie Keitha Tippetta. Ponadto jest tu Fred Frith, Kaiser, jest też moja ulubiona płyta Steve Hillage'a, legendarny Gong, Caravan, Art Zoyd, Nucleus i oczywiście obowiązkowo Captain Beefheart i jego pokręcony album Trout Mask Replica z 1969 roku. Jeśli ktoś już rozpoznaje te tytuły, wie o co chodzi i bez wątpienia musiał te płyty słyszeć. Te wydawnictwa są bardzo wartościowe dla nas i nadal mają wpływ na dzisiejszą muzykę. Mówiąc o tym nie mam na myśli rzecz jasna komercyjnych przebojów radiowych zbudowanych na trzech akordach.... Napisałem o tym tutaj.
Czy układ graficzny RD jest pewnego rodzaju manifestem? Chcecie poprzez to nawiązać do spuścizny lat 70-tych? Zresztą fotografie zawarte w książeczce również wyglądają na pochodzące z „zamierzchłych” czasów…
Lata 70-te pozostawiły nam bardzo dobrą muzykę. Uważam, że najlepszą pod względem autentyczności. Muzyka z tamtego kresu i wydane wtedy płyty pozostają do tej pory prawdziwe i szczere. Trzeba dziś wziąć pod uwagę fakt, że ci którzy wtedy tworzyli i nagrywali mieli o wiele mniej przykładów do podpatrywania niż my obecnie, o Internecie już nie wspominając. Dla mnie ogromne znaczenie ma także muzyka grupy King Crimson, a szczególnie nagrania z początku ich działalności, tak samo pierwsze płyty grupy Yes, nasz rodzimy band SBB. Na tej muzyce się wychowałem, a dziś chyba bardzo trudno nawiązać do tamtych czasów. My staraliśmy się nagrać naszą płytę bez sztucznych „polepszaczy” i jest to nasz jedyny ukłon w stronę lat 70-tych, aby brzmienie płyty i muzyka same się broniły.
Okładka Rare Dialect |
Te wydawnictwa powinny mieć znaczenie dla każdego fana, a tym bardziej dla muzyka, który poszukuje i stara się być otwarty i twórczy. Stare analogi to kolejny kod na naszej płycie wymyślony przez Tomka. Znajdziesz tu pierwsze wydania takich artystów jak Soft Machine, Henry Cow czy wymienionego już przez Ciebie Keitha Tippetta. Ponadto jest tu Fred Frith, Kaiser, jest też moja ulubiona płyta Steve Hillage'a, legendarny Gong, Caravan, Art Zoyd, Nucleus i oczywiście obowiązkowo Captain Beefheart i jego pokręcony album Trout Mask Replica z 1969 roku. Jeśli ktoś już rozpoznaje te tytuły, wie o co chodzi i bez wątpienia musiał te płyty słyszeć. Te wydawnictwa są bardzo wartościowe dla nas i nadal mają wpływ na dzisiejszą muzykę. Mówiąc o tym nie mam na myśli rzecz jasna komercyjnych przebojów radiowych zbudowanych na trzech akordach.... Napisałem o tym tutaj.
Czy układ graficzny RD jest pewnego rodzaju manifestem? Chcecie poprzez to nawiązać do spuścizny lat 70-tych? Zresztą fotografie zawarte w książeczce również wyglądają na pochodzące z „zamierzchłych” czasów…
Lata 70-te pozostawiły nam bardzo dobrą muzykę. Uważam, że najlepszą pod względem autentyczności. Muzyka z tamtego kresu i wydane wtedy płyty pozostają do tej pory prawdziwe i szczere. Trzeba dziś wziąć pod uwagę fakt, że ci którzy wtedy tworzyli i nagrywali mieli o wiele mniej przykładów do podpatrywania niż my obecnie, o Internecie już nie wspominając. Dla mnie ogromne znaczenie ma także muzyka grupy King Crimson, a szczególnie nagrania z początku ich działalności, tak samo pierwsze płyty grupy Yes, nasz rodzimy band SBB. Na tej muzyce się wychowałem, a dziś chyba bardzo trudno nawiązać do tamtych czasów. My staraliśmy się nagrać naszą płytę bez sztucznych „polepszaczy” i jest to nasz jedyny ukłon w stronę lat 70-tych, aby brzmienie płyty i muzyka same się broniły.
Okładka płyty Rare Dialect to w całości wizja naszego grafika. Tomasz po przesłuchaniu roboczych wersji nagrań ze studia zaproponował projekty okładek właśnie ze starymi analogami i zniszczonymi przez czas fotografiami... niestety bez makijażu i pięknego lansu! (śmiech). Zdjęcia w książeczce to kadry ze starych taśm video i to naprawdę dobrze pasuje do naszej muzyki. Wszystko jest tak nie do końca podane na tacy, niedopowiedziane.
Co Wam mówi data 20 marca 2011 roku która jest odbita na każdej stronie książeczki.
To data wykonania tych zdjęć...Nie jest to jednak data z aparatu fotograficznego, została dopisana przy obróbce. W czasie kiedy powstawał projekt okładki i książeczki do płyty wiedzieliśmy już, że mamy kontrakt z ReR MEGACORP. 10 sierpnia 2011 ukazała się płyta LIGHT COORPORATION Rare Dialect. Pojawiliśmy się w stajni ReR wśród wielu docenionych już wydawnictw, także w legendarnej ARS2 można nabyć naszą płytę. Muszę Ci przyznać, że jesteś spostrzegawczy, ale w tej książeczce jest jeszcze wiele innych zagadek...
Czy mógłbyś w takim razie nakierować nas na te nieodkryte tajemnice płyty? Może nie zdradzaj od razu wszystkich szczegółów, ale nakieruj na pewnego rodzaju niuanse.
Co Wam mówi data 20 marca 2011 roku która jest odbita na każdej stronie książeczki.
To data wykonania tych zdjęć...Nie jest to jednak data z aparatu fotograficznego, została dopisana przy obróbce. W czasie kiedy powstawał projekt okładki i książeczki do płyty wiedzieliśmy już, że mamy kontrakt z ReR MEGACORP. 10 sierpnia 2011 ukazała się płyta LIGHT COORPORATION Rare Dialect. Pojawiliśmy się w stajni ReR wśród wielu docenionych już wydawnictw, także w legendarnej ARS2 można nabyć naszą płytę. Muszę Ci przyznać, że jesteś spostrzegawczy, ale w tej książeczce jest jeszcze wiele innych zagadek...
Czy mógłbyś w takim razie nakierować nas na te nieodkryte tajemnice płyty? Może nie zdradzaj od razu wszystkich szczegółów, ale nakieruj na pewnego rodzaju niuanse.
Bardzo chętnie, ale wiesz to będzie tak jakbym opowiedział Tobie film na który się wybierasz. Więc może jeszcze nie dziś... Jedną z ciekawostek jest to, że wśród płyt winylowych, gdy się dobrze przyjrzysz, odnajdziesz tytuł naszej trzeciej płyty... Jest tu kilka innych ukrytych motywów, które dopiero zastanowią słuchaczy po jakimś czasie.
Opowiedz o procesie twórczym Waszej formacji. Jak powstają kompozycje LC?
Do tej pory było tak, że tworzyłem muzykę w najprostszy sposób używając do tego gitary akustycznej, rzadko syntezatorów w tym na przykład kiedyś Juno 105. Tak powstały wszystkie pomysły i tematy na płytę, także melodie i częściowo aranże. Każdy z muzyków dokładał to utworu dużo od siebie, wspólnie omawialiśmy każdy element kompozycji. Wtedy nagrywaliśmy taki nowy pomysł i jak coś nam nie pasowało, kilka razy modyfikowaliśmy kompozycje poszukując do muzyki najlepszego klimatu, odpowiedniego brzmienia i aranżacji. Najważniejsze w tym wszystkim to nie zabić muzyki.
Jak wyglądały prace nad płytą już w studio? Weszliście już z gotowym materiałem czy pomysły rodziły się i były wprowadzane w życie na bieżąco?
Przed wejściem do studia wszystko było przygotowane i dokładnie przemyślane. Wynikło to z szacunku do samych siebie i realizatora. Sesja nagraniowa Rare Dialect odbyła się w studiu Szymona Swobody w Vintage Records w Porażynie, a raczej w głębinach pięknego porażyńskiego lasu. Szymon jest naszym dobrym kolegą, o muzyce i jej brzmieniu myślimy bardzo podobnie i na pewno z tego powodu ta współpraca była po prostu doskonała. Ponadto Szymon jest bardzo doświadczonym realizatorem, nie boi się dziwnych pomysłów w studiu, a nawet sam do nich namawia, od początku naszej sesji widziałem jak staje się częścią zespołu. U Szymona po prostu nie ma problemu z niczym, tak przynajmniej jest z nami kiedy razem pracujemy. Zapytałeś czy jakieś pomysły rodziły się już w studiu. Tak, jest kilka utworów, które powstały podczas sesji, miałem je wcześniej w głowie. Dwa spośród nich znalazły się już na płycie, pozostałe cierpliwie czekają na swój czas. Łącznie podczas nagrań pierwszej płyty zarejestrowaliśmy trzynaście kompozycji.
Sam materiał był rejestrowany na taśmy i magnetofon Studer A807 pochodzący z Polskiego Radia. Kochamy żywe granie przez żywych ludzi dlatego zdecydowaliśmy się, aby było słychać szumy i wszelkie odgłosy studia, nikt nie miał nawet wątpliwości, że powinno tak być. Nie chcieliśmy z tego okradać słuchaczy i sztucznie sterylizować muzyki. Okazało się, nie pierwszy przecież raz, że nagrywanie na taśmę dodaje brzmieniu muzyki jakiejś niesamowitej magii i ciepła. My nie staraliśmy się za wszelką cenę, jak to się mówi, "wrócić do korzeni", jednak to się właśnie w danej chwili działo samoistnie. Wszystkie preampy, kompresory, mikrofony i magnetofon pochodziły z minionej epoki rejestracji dźwięku.
Muzyka jazzowa jest bez wątpienia muzyką wymagającą niezwykle wysokiego wyszkolenia technicznego. Gdzie Wy nabieraliście muzycznego doświadczenia? Bądź co bądź słychać że posiadacie wysokie umiejętności muzyczne.
O, dziękuję bardzo w imieniu kolegów, to bardzo miłe! Każdy z nas otarł się o przeróżne szkoły muzyczne, dziś to owocuje i na pewno w niczym nie przeszkadza. Akurat moje początki to lekcje w klasie gitara klasyczna, fortepian i później śpiew operowy... nigdy do końca tego nie ukończyłem i może to dobrze. Na pewno dziś ta wiedza bardzo mi pomaga. Nic jednak nie zastąpi solidnej współpracy muzyków w zespole, nagrywania nowych pomysłów i przede wszystkim grania koncertów. Wiesz, często same umiejętności też nie wystarczą. My stawiamy na relacje, staramy się wszystko omawiać i po prostu gramy. Moim zdaniem każdy muzyk powinien też pamiętać o pokorze i mieć świadomość tego, że zawsze znajdą się lepsi.
Opowiedz jak żyje się zespołowi obracającemu się w prawdziwej muzycznej niszy. Powiedzmy sobie szczerze – jazz rock nigdy przebicia medialnego w Polsce nie miał.
W Polsce odczuwamy tę niszę, to już prawdziwe muzyczne podziemie. Nie liczę jednak na media, nie interesuje nas komercja. Robimy swoje, tworzymy plan i sumiennie go realizujemy. Warto wspomnieć, że mimo to pierwsza, debiutancka płyta Rare Dialect cieszy się dużym zainteresowaniem. Na świecie pojawiło się wiele recenzji na jej temat. To bardzo nas ucieszyło, było też zaskoczeniem ponieważ nagle przeczytaliśmy tyle dobrych słów o muzyce, którą nagraliśmy. To duża satysfakcja. Obecnie zakończyliśmy już pracę nad drugą płytą, będzie ona dostępna na wiosnę i dodam tylko, że druga płyta LIGHT COORPORATION jest inna od Rare Dialect!
Muzyka jazzowa jest bez wątpienia muzyką wymagającą niezwykle wysokiego wyszkolenia technicznego. Gdzie Wy nabieraliście muzycznego doświadczenia? Bądź co bądź słychać że posiadacie wysokie umiejętności muzyczne.
O, dziękuję bardzo w imieniu kolegów, to bardzo miłe! Każdy z nas otarł się o przeróżne szkoły muzyczne, dziś to owocuje i na pewno w niczym nie przeszkadza. Akurat moje początki to lekcje w klasie gitara klasyczna, fortepian i później śpiew operowy... nigdy do końca tego nie ukończyłem i może to dobrze. Na pewno dziś ta wiedza bardzo mi pomaga. Nic jednak nie zastąpi solidnej współpracy muzyków w zespole, nagrywania nowych pomysłów i przede wszystkim grania koncertów. Wiesz, często same umiejętności też nie wystarczą. My stawiamy na relacje, staramy się wszystko omawiać i po prostu gramy. Moim zdaniem każdy muzyk powinien też pamiętać o pokorze i mieć świadomość tego, że zawsze znajdą się lepsi.
Opowiedz jak żyje się zespołowi obracającemu się w prawdziwej muzycznej niszy. Powiedzmy sobie szczerze – jazz rock nigdy przebicia medialnego w Polsce nie miał.
W Polsce odczuwamy tę niszę, to już prawdziwe muzyczne podziemie. Nie liczę jednak na media, nie interesuje nas komercja. Robimy swoje, tworzymy plan i sumiennie go realizujemy. Warto wspomnieć, że mimo to pierwsza, debiutancka płyta Rare Dialect cieszy się dużym zainteresowaniem. Na świecie pojawiło się wiele recenzji na jej temat. To bardzo nas ucieszyło, było też zaskoczeniem ponieważ nagle przeczytaliśmy tyle dobrych słów o muzyce, którą nagraliśmy. To duża satysfakcja. Obecnie zakończyliśmy już pracę nad drugą płytą, będzie ona dostępna na wiosnę i dodam tylko, że druga płyta LIGHT COORPORATION jest inna od Rare Dialect!
W Polsce naprawdę jest ciężko i zastanawiam się czasami co w tym kraju się dzieje. Większość koncertów gramy w małych klubach, także na festiwalach organizowanych przez pasjonatów, są to imprezy niszowe nie są ogłaszane w telewizji… W tym roku poza koncertami w Polsce szykują się nam koncerty na kilku festiwalach m.in. we Francji, w Wielkiej Brytanii i w Czechach, część z nich jest już potwierdzona.
Jak Wasz materiał został i zostaje odbierany przez słuchaczy? Czy publiczność do której uderzacie to raczej słuchacze anglojęzyczni?
Po koncertach zawsze spotykamy fajnych, życzliwych ludzi. Myślę, że na taki koncert przychodzi ktoś kto chce nas słuchać, ktoś kto znalazł nas w Internecie, np. na YouTube i jest zainteresowany tym co robimy. Wiele osób poszukuje „innej” muzyki. Ja mówię o takich ludziach, że są to „szperacze”… w sumie sam jestem takim „szperaczem”. Taki osobnik znudzony słodkimi panującymi w eterze brzmieniami poszukuje mało dostępnych płyt, a gdy już taką odnajdzie potrafi się nią cieszyć, a nawet fascynować. My „szperacze” słuchamy takich płyt latami odkrywając w nich ciągle nowe, ukryte szmery. Dzieje się tak bez względu na to kim jesteś. Na Facebook'u ludzie piszą, że płyta brzmi i się podoba, czego chcieć więcej? Mogę tylko podziękować za każde budujące słowo.
Jakie macie najbliższe plany?
Przygotowujemy się do wydania drugiej płyty, która jest już nagrana i będzie dostępna prawdopodobnie na wiosnę. W tym roku również będzie wydane bardzo ciekawe i piękne w warstwie dźwiękowej DVD z koncertów i… na pewno jeszcze jedna niespodzianka, której nie mogę zdradzić, bo nie będzie już niespodzianką. Jak już wspominałem mamy w planach kolejne koncerty z nowymi multimediami, na które Was zapraszamy.
Jak Wasz materiał został i zostaje odbierany przez słuchaczy? Czy publiczność do której uderzacie to raczej słuchacze anglojęzyczni?
Po koncertach zawsze spotykamy fajnych, życzliwych ludzi. Myślę, że na taki koncert przychodzi ktoś kto chce nas słuchać, ktoś kto znalazł nas w Internecie, np. na YouTube i jest zainteresowany tym co robimy. Wiele osób poszukuje „innej” muzyki. Ja mówię o takich ludziach, że są to „szperacze”… w sumie sam jestem takim „szperaczem”. Taki osobnik znudzony słodkimi panującymi w eterze brzmieniami poszukuje mało dostępnych płyt, a gdy już taką odnajdzie potrafi się nią cieszyć, a nawet fascynować. My „szperacze” słuchamy takich płyt latami odkrywając w nich ciągle nowe, ukryte szmery. Dzieje się tak bez względu na to kim jesteś. Na Facebook'u ludzie piszą, że płyta brzmi i się podoba, czego chcieć więcej? Mogę tylko podziękować za każde budujące słowo.
Tak prezentuje się nowowydany Aliens form Planet Earth |
Przygotowujemy się do wydania drugiej płyty, która jest już nagrana i będzie dostępna prawdopodobnie na wiosnę. W tym roku również będzie wydane bardzo ciekawe i piękne w warstwie dźwiękowej DVD z koncertów i… na pewno jeszcze jedna niespodzianka, której nie mogę zdradzić, bo nie będzie już niespodzianką. Jak już wspominałem mamy w planach kolejne koncerty z nowymi multimediami, na które Was zapraszamy.
Jak tradycja nakazuje do Was należy ostatnie słowo skierowane do czytelników Biuletynu.
Niech Wam się dobrze żyje, nie stresujcie się niczym i słuchajcie dobrej muzyki! Zapraszam Was na nasz profil na Facebook, ponieważ tam niebawem pojawią się informacje o płytach i możliwości ich zdobycia, niech nic Was nie ominie!
Czytelników Biuletynu pozdrawiam w imieniu zespołu Light Coorporation i do zobaczenia na koncertach!
http://www.facebook.com/Light.Coorporation
http://www.facebook.com/Light.Coorporation
luty 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz