poniedziałek, 4 czerwca 2012

Recenzja: Mastodon - Crack the Skye (2009)


Odnoszę wrażenie że grupa Mastodon jest mało znana w kręgach osób słuchających stricte muzyki progresywnej. Sam też jestem zmuszony przyznać, że motywem który skłonił mnie do zapoznanie się z dorobkiem zespołu było tylko i wyłącznie to, że miał on  wystąpić (a nie wystąpił) na festiwalu Sonisphere na warszawskim Bemowie (2010), na który się wybierałem. Często przypadek decyduje o tym, że wśród zalewającego nas morza różnych zespołów znajdujemy tę długo wyczekiwaną perełkę. Crack the Skye zespołu Mastodon właśnie taką perełką się okazał.


Nie będę ukrywał, że płyta wydana przez zespół w roku 2009 jest jednym z ciekawszych podejść do muzyki progresywnej w minionej dekadzie. Mastodon opiera się na ogólnie mówiąc groove czy heavy metalu i metalcore-sludge i wtapiając w swe brzmienie elementy progresywne uzyskał bardzo ciekawą miksturę, która słuchaczem po prostu musi wstrząsnąć. O ile poprzednie albumy grupy: Leviathan i Bloud Mountain progresywne posiadały raczej jedynie elementy, to Crack the Skye płytą progresywną po prostu jest. Jak wspominałem na początku Mastodon gra bardzo ciekawy, wręcz intrygujący metal progresywny, wpływu choćby Dream Theater tam naprawdę próżno szukać. Może dlatego wywarł na mnie dość spore wrażenie, które do tej pory się utrzymuje. Od albumu zespołu bije niesamowita świeżość, coś w rodzaju wtłoczenia nowego ducha w zmęczony i opadający z sił gatunek. Mastodon, wydając swój album utorował w pewnym sensie nową ścieżkę muzycznej penetracji muzyki progresywnej.

Album, jeżeli chodzi o długość utworów, jest dość różnorodny. Znajdują się na nim dwa utwory trwające około 10 minut (The Czar i Last Baron) według progresywnej tradycji podzielone na części oraz pięć krótszych kompozycji, trwających przeważnie około 5 minut. Crack the Skye zaliczyłbym do grupy tych nieprzyjemnych albumów, których zawartość pod postacią poszczególnych utworów ciężka jest do jednostkowego opisania. Wiąże się to chyba z tym, że każdy kolejny jest naładowany strasznie dużym ładunkiem emocji i energii oraz pełno w nich niespodziewanych zwrotów akcji i tzw. pomieszania z poplątaniem. Bardzo ciężko dokładnie spenetrować album zespołu dzieląc go na poszczególne części. Pozostaje jedynie przeanalizować dzieło Mastodona całościowo. To co naprawdę uderza słuchacza to dość nowatorskie podejście do muzyki (osobiście tak ciekawego zespołu progmetalowego, nie ulegającego w poważnym stopniu schematów i ograniczeniom gatunku trudno mi jest znaleźć). W ucho wpada niezwykła biegłość instrumentalna muzyków (szczególnie popisy perkusisty) oraz burzące mury riffy i cięte, drapieżne gitarowe solówki. Charakterystyczną cechą zespołu jest z daleka rozpoznawalny głos Troya Sandera. Crack the Skye oczywiście charakteryzują częste, ale dość płynne i pasujące w ogólną stylistykę zmiany rytmiczne. Album jest całościowo spójny, zespół trzyma się obranej konwencji od początku pierwszego utworu do końca tego ostatniego. Ciężko wyróżnić jeden wyróżniający się utwór, gdyż raczej wszystkie prezentują podobny (wysoki) poziom. Najbardziej zapadający w pamięć jednak wydaje się pobudzający szare komórki The Czar.

Crack the Skye na winylu.
Zadałem sobie swojego czasu pytanie czemu ten zespół jest mało znany w progresywnych kręgach. Wynika to chyba z faktu, że z początkami swej działalności zespół poszedł bardziej ścieżką typowo metalową. Pierwsze jego dokonania w progresywne elementy były ubogie, jednak z każdym kolejnym albumem ich przybywało, mając swoją kwintesencję na Crack the Skye. Dużo daje do myślenia fakt, że zespół bardzo rzadko wybierał się w trasy koncertowe z progresywnymi zespołami, a najbardziej znane są koncertowe powiązania z Mastodon ze wszystkim znanym thrash metalowym Slayerem. Wracając do Crack the Skye - słyszałem wiele opinii, że koncertowo sprawdza się on, w porównaniu do poprzednich wydawnictw, bardzo słabo. Tak to jednak jest wśród publiczności przyzwyczajonej do pogo i koncertowego szaleństwa, kiedy zespół wydaje skomplikowany rytmicznie, całkowicie pokręcony i zawierające długie utwory album. Co prawda tych opinii nie udało mi się jeszcze zweryfikować ale chętnie nadrobiłbym zaległości i mam nadzieję, że uda mi się to w najbliższym czasie.

Jak ma się podany album do progresywnego dorobku muzycznego roku 2009? Jestem zmuszony stwierdzić, że uplasowałbym go w samej czołówce. Mimo bardzo udanej płyty Riverside, fenomenalnej Indukti, solidnej Transatlantic czy tych Steve'a Hacketta oraz Gazapcho na bardzo wysokim poziomie, dzieło Mastodon może być stawiane co najmniej na równi z płytami podanych zespołów. Śmiało mogę także stwierdzić (i nie jest to tylko moja opinia), że zespół wydał najlepszą płytę w swej karierze. Zgodnie twierdzą tak zarówno fani (w większości) jak i recenzenci czy muzyczny fachowcy.

Podsumowując: jeżeli jesteś znużony, zmęczony kolejnymi wydawnictwami podchodzącymi do muzyki w ten sam sposób, potrzebujesz nowego muzycznego impulsu lub po prostu szukasz dobrej muzyki bez zastanowienia sięgnij po Mastodon i jego Crack the Skye! 

Lista utworów:
1. Oblivion (5:52)
2. Divinations (3:32)
3. Quintessence (6:35)
4. The Czar (9:46)
5. Ghost of Karelia (5:24)
6. Crack the Skye (5:54)
7. The Last Baron (13:03)
Czas całkowity: 48:46

1 komentarz:

  1. Trzeba dodać, że za wokal odpowiada nie tylko Troy Sanders ale też gitarzysta Brent Hinds a na tym albumie w refrenach również perkusista Brann Dailor.

    OdpowiedzUsuń