środa, 31 sierpnia 2011

Recenzja: Wolf People - Steeple (2010)


Z każdym kolejnym rokiem na rynek wychodzi coraz mniej płyt, które potrafiłyby zaintrygować i zaskoczyć. Nie ma co ukrywać, że jest to proces nieunikniony i będzie systematycznie pogłębiał się w czasie (wymyślać w nieskończoność się przecież nie da), ale od czasu do czasu muzycznemu łowcy uda się znaleźć zespół i płytę, którą zapamięta właśnie przez muzyczną oryginalność i nowatorskość. Co prawda patrząc na album Wolf People z perspektywy historii muzyki, to ten ani nowatorski, ani oryginalny nie jest, ale badając muzyczne wydawnictwa ostatnich lat, jest to jedna z nielicznych płyt nad którą warto zawiesić oko.

O co właściwie chodzi? Z nazwą Wolf People zetknąłem się parę razy przed moją pierwsza stycznością z ich muzyką i za każdym razem czytałem o inspiracjach latami sześćdziesiątymi i siedemdziesiątymi, nawiązaniami do klasyków gatunku i innych tego typu wyświechtanych już stwierdzeniach. Wyświechtanych dlatego, że powyższe określenia są powtarzane niezwykle często w odniesieniu począwszy od Opeth czy Pain of Salvation na The Watch kończąc. Niestety kolejnym muzycznym twórcom brakuje już pomysłów na rozwinięcie i rozbudowanie muzycznych stylów i coraz częściej zauważa się dość intensywny powrót do brzmienia, muzycznych schematów i klimatu przełomu lat 60-tych i 70-tych. Cóż powiedzieć, nie oczekiwałem po Brytyjczykach z Wolf People niczego niezwykłego.

Po włożeniu płyty do napędu CD i pierwszych dźwiękach Steeple musiałem wszystkie swoje uprzedzenia wyrzucić do kosza. Zdziwiony wyciągnąłem album, popatrzyłem jeszcze raz na okładkę sprawdzając czy na pewno się nie pomyliłem, ale wszystko było na swoim miejscu. Nie zostało mi więc nic innego, jak odsłuchać płyty od początku do końca i z konsternacją skupić się na muzycznej zawartości albumu.

To co na tej płycie jest najbardziej zaskakujące to fakt, że brzmi ona jak wyjęta wprost z epoki King Crimson i Jethro Tull. Steeple nie jest kolejnym albumem, który adaptuje starsze wzorce i łączy je z muzycznymi innowacjami oraz odkryciami ostatnich lat. Wolf People nagrał album, który bezpośrednio i bezkompromisowo nawiązuje do chlubnej przeszłości muzyki rockowej. Powiem więcej, album Steeple po prostu brzmi jak płyta wydana w roku 1970!

Na krążku znajduje się 10 barwnych kompozycji. Warto tu nadmienić, że każda z nich przynosi nam zupełnie inne doznania i choć (słusznie) Wolf People są przyporządkowywani jako przedstawiciele tzw. rocka psychodelicznego, to w ich twórczości można odnaleźć kwintesencję rocka progresywnego przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Jest i sporo folku, sporo bluesa, znajdą się też śmiałe odniesienia do muzycznego eksperymentalizmu czy szczypta jazzu, a wszystko zostaje zapięte w typowo rockowe kompozycje. Czyż nie przychodzi nam na myśl pierwszy album King Crimson, który zmieszał wszystkie te muzyczne składniki w jedność? Tak jest z pewnością i choć Wolf People tak wspaniałej płyty jak In the Court of the Crimson King nie nagrał, to można w niej odnajdywać pierwiastek muzycznych dążeń, idei i celów pokolenia muzyków koronnej dla muzyki progresywnej ery.

Warto tu dodać, że muzyczna zawartość Steeple to naprawdę muzyczne granie na bardzo wysokim poziomie. Wiele razy słyszymy o płytach, które w sposób nieudolny próbują naśladować muzyczne wzorce ubiegłych epok. Album Wolf People śmiało moglibyśmy postawić w czubie najciekawszych, prezentujących bardzo wysoki poziom artystyczny płyt lat siedemdziesiątych. Właśnie to jest jedną z największych zalet tegoż krążka i właśnie dlatego przykuł on moją baczną uwagę. Co prawda na przestrzeni całych parudziesięciu minut Steeple może nużyć, za to analizując poszczególne, pojedyncze utwory w każdym z poszczególnych kompozycji możemy odnaleźć masę pomysłów, ciekawych rozwiązań i świeżą, niczym nie ograniczoną inwencję twórczą.

Właśnie z tych wszystkich wymienionych powodów po płytę Brytyjczyków sięgnąć warto. Warto, bo takiej płyty w perspektywie ostatnich lat ja (jak i zapewne sporo czytelników) nie słyszałem i choć Stepple dziełem wybitnym raczej nie jest, to nawet ze względu na pewnego rodzaju innowacyjność wypada tej płycie bacznie się przyjrzeć i zatopić się w muzyce teoretycznie z roku 2010, a praktycznie z zupełnie innej dekady.

Lista utworów:
1. Silbury Sands (5:18)  
2. Tiny Circle (5:10)   
3. Painted Cross (3:23)   
4. Morning Born (4:09)   
5. Cromlech (3:17)    
6. One By One From Dorney Reach (5:35)   
7. Castle Keep (7:34)   
8. Banks Of Sweet Dundee Pt. 1 (3:27)   
9. Banks Of Sweet Dundee Pt. 2 (5:11)
progrock.org.pl 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz