środa, 24 sierpnia 2011

Relacja: Co się działo w Cieszanowie...

Kolejna edycja Cieszanów Rock Festiwal już za nami. Przeszło do historii wydarzenie, które nie tylko dla mnie, ale i dla wielu jest swojego rodzaju nie tylko muzycznym, ale i społecznym fenomenem. W Cieszanowie w ciągu trzech dni bawiliśmy się przy muzyce m.in. Hey, Dezerter, Strachy na Lachy, happysad czy De Press.

Na początku zacznijmy od muzycznej otoczki festiwalu. Cóż, tegoroczna edycja CRF pod względem występujących w Cieszanowie zespołów nie zachwycała szczególnie tych zajadłych rockowo-metalowych wyjadaczy. Trzeba przyznać że ciężar gatunkowy został w tym roku przesunięty trochę w bardziej delikatne klimaty, czemu dowodzą festiwalowe „gwiazdy” poszczególnych dni: Strachy na Lachy, Happysad oraz Hey. Trzeba jednak zauważyć że zespoły grające muzykę o cięższym zabarwieniu mimo tego, że czasem były zmuszone grać w pełnym słońcu również dostały szanse od organizatorów (Frontside, Mindfield czy Totentanz). To co jednych irytowało, a innych zadowalało był fakt, że cieszanowski festiwal coraz bardziej łakomym okiem zaczął spoglądać nie tylko na typowo rockowe klimaty, ale i zwrócił się w stronę muzyki reggae o czym świadczą chociażby grające w Cieszanowie Vavamuffin czy Perkałaba. Czy jest to dobre rozwiązanie? Nie będę szczególnie rozwodził się na tym faktem, ale myślę że tak. Również uważam za duży plus to, że w tym roku zespołów grających na dużej scenie było więcej niż w roku ubiegłym (co wiązało się z ich krótszym czasem gry). Dzięki temu festiwal zyskał na różnorodności i atrakcyjności. Tyle w ramach wstępu, przejdźmy do omówienia występujących w Cieszanowie formacji.

Chyba nie ma sensu żebym skrupulatnie opisywał występ każdego zespoły występującego na festiwalu, a skupię się na tych najjaśniejszych i najbledszych występach. Cóż, do tej pierwszej kategorii z całą pewnością można zaliczyć koncerty Disperse, Frontside, Dezerter, Hey i (o zgrozo! nigdy w życiu nie sądziłbym że będę w stanie to stwierdzić) happysad. Bardzo słabe występy przypadły w udziale Strachom na Lachy oraz formacji Hurt. Pozostałe zespoły w mniejszym lub większym stopniu zagrały po prostu dobrze lub mówiąc inaczej – bez rewelacji.

Moim koncertowym numer jeden pozostanie jednak występ metalcorowego Frontside. Muzycy, którzy z każdym rokiem pną się w górę metalowej hierarchii w Polsce z pewnością pozyskali sobie szeroką rzeszę fanów. Mimo tego, że formacja z Sosnowca rozpoczęła koncert w pełnym słońcu o godzinie 18.00 to zgotowała bawiącym się pod sceną fanom prawdziwe piekło. Świadczyły o tym chociażby niezliczone ściany śmierci, niegasnący podsceniczny młyn, nazwa zespołu skandowana z uporem maniaka przez rozgrzanych do czerwoności fanów, a na pewno sam wokalista, który pod koniec występu zszedł do słuchaczy i pozwolił być niesiony przez nich na rękach. Miejmy nadzieję że i za rok tenże zespół zawita do Cieszanowa, bo na pewno jest tego wart. Tegoroczny występ Frontside będę z pewnością porównywał do tego ubiegłorocznego Jelonka, który również przebił wszystkie występujące na festiwalu formacje.

Parę słów warto poświęcić kończącemu piątkowe koncertowe zmagania zespołowi Disperse. Mimo tego, że na występie młodych muzyków publiczności nie było zbyt wiele (tak to niestety bywa, kiedy wchodzi się na scenę po 1.00 w nocy), to zespół i tym największym koncertowym zapaleńcom zagwarantował świetny wieczór. Oprócz utworów z debiutanckiej płyty zespołu usłyszeliśmy parę przedpremierowych kawałków, które (przynajmniej mi) zaostrzyły apetyt na kolejny krążek niezwykłego muzycznego zjawiska, którymi Disperse (z powracającym Przemkiem Nyczem na perkusji!) z pewnością są. Usłyszeliśmy i magiczne Circles Complete, i subtelne Let me Get my Colours Back, i żywiołowe Balance of Creators. Można by rzec że nie zabrakło niczego oprócz… dłuższego czasu scenicznego zespołu z Przeworska.

Było o piątku, było o niedzieli, a warto jeszcze skupić się na sobotnich koncertach, podczas których najlepiej wypadł… happysad! Nie sądziłem że kiedykolwiek przypadnie mi w udziale stwierdzenie, że to właśnie występ tego dość kontrowersyjnego z różnych względów zespołu będę wspominał bardzo ciepło. Powiem więcej – czuję pewnego rodzaju wyrzuty sumienia, że całkiem dobrze bawiłem się na koncercie tejże formacji. Najbardziej zaskakującym momentem występu muzyków ze Skarżyska Kamiennej jednak i tak pozostał (i pozostanie) bardzo zabawny transparent bardzo licznej i bardzo dobrze widocznej (ze sprawą koszulek o bardzo intrygującym przesłaniu) grupy z Biłgoraja, który cytował tekst utworu Zanim pójdę („Miłość to nie pluszowy miś”) z wyrysowanym, znanym w tzw. wirtualnym świecie, specyficznym misiem. Zresztą, transparent pochwalił (i podpisał) sam wokalista zespołu dając co niektórym wiele radości. Biłgorajanie co roku przygotowują na Cieszanów Rock Festiwal ciekawe niespodzianki, ciekawe co zobaczymy w przyszłym roku…

Bardzo udany, jeden z lepszych w Cieszanowie występ przypadł w udziale również Hey (uroczą wokalistkę będę wspominał chyba bardzo długo, a i bardzo pozytywnie zaprezentowali się Cremaster (jako pierwszy wyrywając publiczność z miejsc) oraz legendarny już Dezerter. Nie do końca można było być zadowolonym (a wręcz zawiedzionym) koncertami Totentanz, Mindfield (chociaż nie z ich winy) oraz Vavamuffin, za to Hurt oraz Strachy na Lachy (z jak było widać niezbyt trzeźwym wokalistą) zagrały po prostu… słabiutko.

Warto również wspomnieć co nieco o przeglądzie młodych zespołów, z których bardzo dobrze zaprezentował się Black Jack oraz Noise Addicted, a zwycięstwa w moim przekonaniu zdecydowanie najsłabszego Kuki Pau do tej pory mnie zastanawia. Warto, żeby ta formuła przetrwała kolejne edycja festiwalu, bo daje młodym zespołom dużą szansę na promocję i pokazanie się szerszej publiczności (mimo grania dość wczesną porą).

Bardzo dużo działo się na głównej scenie, ale i rozmieszczona w okolicy pola namiotowego scena alternatywna stała się co ciekawe dla niej dużą konkurencją. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że praktycznie każdy zespół zasługiwał na to, żeby zagrać u boku gwiazd festiwalu, bo ich muzyczny poziom był naprawdę wysoki. Warto tu zwrócić baczna uwagę na biłgorajski Shame Yourself, który rozłożył wszystkie występujące na scenie alternatywnej zespoły na łopatki (by nie rzec kolana) i z pewnością został zapamiętany przez wspaniale bawiącą się przy nich publiczność. Kto nie widział występującego Shame Yourself, mógł usłyszeć śpiewającego w zespole „Kluska” na scenie wraz z zaprzyjaźnionym Frontside w czasie utworu pt. Bóg Stworzył Szatana.

Podsumowując otoczkę muzyczną powiem tak – obyło się bez rewelacji. W Cieszanowie mieliśmy okazję bawić się na paru wyśmienitych koncertach, ale nie wszystkie trzymały wysoki poziom. W moim skromnym przekonaniu muzycznie ubiegłoroczny Cieszanów Rock Festiwal wypadł trochę lepiej, ale jak zawsze stwierdzałem – do Cieszanowa nie jedzie się w głównej mierze dla muzyki… i tu przechodzę do drugiej części relacji z festiwalu.

Pisząc ten tekst zmusiłem się do zastanowienia się co zmusza mnie do tak skrupulatnego wyczekiwania na kolejna edycją festiwalu licząc dzień za dniem i czemu kocham przyjeżdżać na te trzy dni do Cieszanowa… Nie, to nie jest muzyka. Nie, to nie jest nuda. To czym Cieszanów przyciąga jest atmosfera, ludzie i wolność. Na festiwalu w Cieszanowie jesteś kim chcesz, robisz co chcesz i dla nikogo nie wydaje się to dziwne. To ta swoista wolność (bo nie oszukujmy się, w „normalnym” świecie nie jesteśmy do końca sobą) jest bodźcem, który zgromadza do Cieszanowa (i na inne muzyczne festiwale) masę ludzi. Tutaj dla każdego uczestnika festiwalu jesteś przyjacielem, a jeżeli nie, to dobrym znajomym lub kolegą. Nikt nie patrzy na Ciebie z ukosa, nikt Cię o nic nie podejrzewa, a przywita Cię z uśmiechem i z chęcią porozmawia czy pozdrowi. Wystarczy jeden spacer po polu namiotowym, aby nie tylko wziąć udział w zmaganiach sportowych czy innych festiwalowych atrakcjach, ale i spotkać masę wspaniałych, przyjaznych twarzy, porozmawiać, wymienić się poglądami czy pośpiewać.

Warto tutaj wspomnieć o wysokim poziomie bezpieczeństwa na festiwalu, bo obyło się praktycznie bez żadnych przykrych incydentów. Co prawda można było narzekać na skrupulatność ochrony, ale nic nie ma ważniejszego od bezpieczeństwa. Narzekać za to można było na ochroniarzy „pilnujących” bezpiecznej zabawy pod sceną, którzy w moim odczuciu spotkali się z rockowym festiwalem chyba po raz pierwszy w życiu. Przykro mi to stwierdzać, ale zamiast pilnować bezpieczeństwa ochroniarze tylko je stwarzali (na co zwracały uwagę nie tylko osoby które z ochroną miały do czynienia, ale również i grające na festiwalu zespoły).
Wspominałem że Cieszanów Rock Festiwal jest fenomenem. Wschodnia (biedna) Polska, mała miejscowość, brak większego miasta w obwodzie parudziesięciu kilometrów i wspaniały, trzydniowy festiwal z masą świetnych zespołów, ludźmi przyjeżdżającymi z całej Polski (liczeni w tysiącach), cudowna atmosfera. Festiwal w Cieszanowie jest dowodem na to, że kiedy się bardzo czegoś chce, można to osiągnąć. Mimo tylu niesprzyjających okoliczności, w miejscu bez wielkich możliwości rozwoju już kolejny rok odbywa się wspaniałe święto dla fanów dobrej muzyki, z którego NIE DA SIĘ wyjechać niezadowolonym. Warto dodać, że festiwal z roku na rok jest coraz lepiej zorganizowany i aktywnie się rozwija.

Wypada mi tylko dodać: szkoda że to tylko trzy dni i… do zobaczenia za rok!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz