poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Recenzja: Obscure Sphinx - Void Mother (2013)

 

Plany zrecenzowania tego albumu miałem już od dawna. Właściwie o drugiej płycie Obscure Sphinx chciałem napisać zaraz po premierze, ale jakoś się nie złożyło. Plan jednak pozostał, a wielkie odliczanie do pojawienia się na półkach trzeciego longplaya stało się tu ostatecznym motywatorem. 

Bardzo liczyłem na tę płytę. Obscure Sphinx zarówno swoją formą koncertową jak i debiutanckim albumem zwalał z nóg. Bez mrugnmięcia okiem stawiałem grupę jako jedno z największych odkryć polskiej muzyki rockowej (?) ostatnich lat. Zetknięcie z Void Mother okazało się jednak dość brutalne. Pierwszych kilka odsłuchań naznaczonych było sporym rozczarowaniem. Ta płyta okazała się sporo inna od poprzedniczki.

Zespół przystąpił do nagrywania płyty w nowym składzie. Gitarzystę Bartosza Badacza zastąpił Aleksander "Olo" Łukomski. Czy miało to wpływ na ostateczny kształt albumu? Zdaje się że tak, bo, z tego co wiem, nowy nabytek zespołu lubuje się w dużo cięższych brzmieniach niż jego poprzednik, a Void Mother jest właśnie... cięższą płytą. Pierwszym i najważniejszym elementem różnicującym obie płyty jest nacisk tematyczny, na Anaesthetic Inhalation Ritual postawiony na brzmienia post rockowe, zaś na Void Mother na sludge. AIR było bardziej przestrzenną płytą, Void Mother to twór o wiele bardziej intensywny, gęsty i bezpośredni. Roi się tu od ciężkich riffów, gra perkusji jest bardziej ekspresyjna, a dużo mniej jest typowo post rockowych zagrywek i delikatności.

Na płytę składa się 9 utworów, trwających łącznie blisko 70 minut, o dosyć równej i w każdym przypadku wysokiej wartości. Na wyróżnienie zasługują zwłaszcza: totalnie miażdżący Lunar Caustic, do którego zrealizowany został również udany teledysk,  emocjonalny i twórczo autentyczny (wokalistka podobno popłakała się podczas nagrywania) Velorio i rozbudowany, melodyjny The Presence Of Goddess, które z pewnością na długo nie opuszczą koncertowej setlisty zespołu. Trójka zasługuje na najwyższe noty, ale pozostałej zawartości krążka także trudno cokolwiek zarzucić. Można powiedzieć, że są tu same dobre utwory, a swoją drogą ciężko trafić na równy krążek o takim czasie trwania.

Zespół należy pochwalić także ze świetną oprawę graficzną - okładka idealnie obrazuje zawartość płyty i sama w sobie prezentuje się znakomicie. Duży postęp zrobiony został w zakresie produkcji muzyki. Album brzmi o wiele profesjonalniej niż debiut, a to co zasługuje na burzę braw to selektywność (jak te instrumenty obok siebie pięknie współbrzmią!) i dopracowanie pod względem aranżacyjno-kompozytorskim. To niesamowicie doszlifowany album, na którym brakuje zbędnych dźwięków.

Void Mother to wyśmienita płyta. Trochę czasu zajęło mi wkręcenie się w nią, ale po upływie blisko trzech lat moja opinia na jej temat jest bardzo stabilna. Grupa udowodniła, że obiecujący debiut nie był przypadkiem i poszła za ciosem. Void Mother to bowiem płyta lepsza od AIR, a szybko rosnąca popularność grupy jest tego najlepszym dowodem.

Lista utworów:
01. Lunar Caustic
02. Velorio
03. Waiting for the Bodies Down the River Floating
04. Feverish
05. Nasciturus
06. Meredith
07. Decimation
08. Void
09. The Presence of Goddess

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz