czwartek, 30 stycznia 2014

Recenzja: Dream Theater - Dream Theater (2013)

 

Premiera tego albumu zapowiadała się niezwykle ciekawie z jednego powodu. Przed wydaniem krążka Dream Theater zaintrygował tytuł wydawnictwa oraz nietypowa jak dla graficznej stylistyki zespołu okładka. Amerykanie nazwali swój krążek po prostu Dream Theater, firmując album jako pewnego rodzaju podsumowanie całej muzycznej działalności grupy. Szybko okazało się jednak, że Dream Theater nie oddaje ducha zespołu. Zamiast albumu, który można byłoby polecić jako wizytówka grupy, zespół stworzył płytę najbardziej odmienną od swoich poprzednich wydawnictw i wypracowanego stylu.

Dream Theater wyróżnia szczególnie kilka elementów. Uwagę przykuwa długość poszczególnych kompozycji. Spośród wszystkich zgromadzonych na płycie utworów tylko jeden (!) przekracza 8 minut. Fani przyzwyczajeni do otrzymywania długich, zawiłych kompozycji na albumie dostali... piosenki! Dream Theater to zdecydowanie najbardziej piosenkowy krążek w dyskografii Amerykanów o ile można użyć takiego słowa. Typowe dla Teatru Marzeń kilkunastominutowe molochy zastąpiły kilkuminutowe kompozycje (kompozycyjnym rozmachem nie odbiegają jednak znacznie od poprzednich dokonań zespołu). Dodatkowo wszystkie utwory są bardzo melodyjne. Dream Theater oparł swój materiał na melodiach, a nie instrumentalnych popisach i szalonych zmianach muzycznych tematów. Świetnie w tej stylistyce sprawdził się szczególnie James LaBrie, którego jest to chyba najlepsza płyta z zespołem od długiego czasu.

Po raz pierwszy w DT linie perkusyjne napisał Mike Mangini
Te dwa elementy: krótkie kompozycje i ich melodyjność stanowi o tym, że Dream Theater to bez wątpienia najłatwiej przyswajalne dzieło zespołu w całej dyskografii. Albumu słucha się naprawdę bardzo przyjemnie, bardzo szybko wchodzi do głowy, a melodie są dobrze zapamiętywalne. Wgryźć się w ten album jest naprawdę dziecinnie łatwo. Wiążą się z tym plusy, ale i minusy. Jak wiadomo bowiem co szybko wpada do ucha szybko i z niego wypada... Niestety muszę stwierdzić, że po kilku, kilkunastu przesłuchaniach Dream Theater do albumu się po prostu nie wraca...

Mimo tego, że Dream Theater wydaje bardzo często nierówne albumy, to zawsze znajduje się na nich pewien pierwiastek muzycznej genialności. Octavarium to wspaniały utwór tytułowy, Black Clouds & Silver Linings to utwór The Count of Tuscany i epickie sola Johna Petrucciego, A Dramatic Turn of Events to prócz mniej trafionych utworów wspaniałe Breaking All Ilussions, które już zapisało się jako klasyk zespołu. W porównaniu do tych albumów Dream Theater nie ma w sobie nic przyciągającego... Osiem zawartych na krążku piosenek jest naprawdę dobrą porcją muzyki, ale może prócz The Bigger Picture absolutnie nie ma się czym zachwycać i nawet John Petrucci swoimi zagraniami tych utworów nie broni. Końcową ocenę krążka nieco podciąga ponad 20-minutowy Illumination Theory, lecz w swojej zawartości nie prezentuje aż tak dobrego poziomu by mógł przyćmić pewnego rodzaju pustkę poprzednich kompozycji.

Mimo tego, że od premiery krążka nie minęło wiele czasu już teraz wiem jak będzie postrzegany ten album przez fanów Dream Theater. Gdy jakiś młody adept progresywnej muzyki poprosi mnie o to, abym opowiedział mu o dyskografii zespołu i polecił konkretne albumy, to gdy będę opisywał kolejne dokonania zespołu, o jednych płytach mówiąc więcej, o innych mniej, zatrzymam się na wydawnym w roku 2013 Dream Theater i powiem: "Wiesz co... Tę płytę to w sumie możesz pominąć. Nie ma na niej nic ciekawego."

Lista utworów: 
1. False Awakening Suite (2:42)
2. The Enemy Inside (6:17)
3. The Looking Glass (4:53)
4. Enigma Machine (6:01)
5. The Bigger Picture (7:40)
6. Behind The Veil (6:52)
7. Surrender To Reason (6:34)
8. Along For The Ride (4:45)
9. Illumination Theory (22:16)

3 komentarze:

  1. Mało wiecie o Muzyce Kochani :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pytanie za sto punktów. Czego oczekiwał recenzent od tego krążka? Bo większość gryzipiórków nie poradziła sobie z tym albumem. Niespójność recenzji aż bije po oczach. Z jednej strony piszecie, że nic nowego, a z drugiej że piosenki, że najbardziej melodyjny? Jaka ma być muzyka? Czego oczekujecie skoro ta jest niewarta wzmianki? Pewien władca po koncercie Mozarta miał powiedzieć wielkiemu kompozytorowi coś w stylu" bardzo dobrze, tylko za dużo nut w tym wszystkim"...na co Mozart" raczy wielmożny pan wskazać, o które za dużo to je usunę". Wydaje mi się, że idealnie pasuje to także do tej sytuacji. Dziękuję. Tomasz Sikorski, dziennikarz nie muzyczny��.

    OdpowiedzUsuń