Na nową płytę Marillion czekałem z umiarkowanym optymizmem. Spore nadzieje wzbudzały wypowiedzi samych muzyków, którzy o materiale opowiadali z ogromnym podekscytowaniem, a którzy oceniali album jako jeden z najlepszych w ich karierze. Sam Steve Rothery stwierdził, że obok Brave i Marbles będzie to ich najlepszy album. Odważnie, ale rzeczywiście wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na jedno - będzie to dobry album.
Od Sounds That Can't Be Made minęły 4 lata. Choć poprzednia płyta zebrała dość dobre recenzje, to w zespole podobno wrzało. Nawarstwiło się wiele problemów, których rozwiązane dało pozytywny impuls do sesji nagraniowych 18. albumu Marillion. Zespół, jak ma w zwyczaju od czasów płyty Anoraknophobia, oparł prace nad albumem na wspólnym jammowaniu. Takich sesji było podobno rekordowo dużo, rekordowo dużo pojawiło się także wartościowych fragmentów muzyki. Całość złożono z najlepszych z nich.
Na F*** Everyone And Run ostatecznie trafiło 5 (albo 6 - zależy jak patrzeć) utworów, skompletowanych z 17 muzycznych fragmentów. W sumie aż 68 minut muzyki, czyli, dość tradycyjnie w przypadku Marillion, długa płyta. Na ten album należy jednak patrzeć z perspektywy liczby 17. Same utwory, choć długie, to raczej zlepek poszczególnych fragmentów obudowanych jedynie zewnętrznie. Na to zresztą wskazywał charakter pracy - panowie zapisywali wszystkie ciekawe pomysły, a później łączyli w całość te najbardziej do siebie pasujące. Dlatego też ciężko mówić o tym albumie jako zamkniętej formie dla zindywidualizowanych bytów. Prócz dwóch dosyć zwartych kompozycji mamy do czynienia, jakby to nie miało nazwać, z muzyczną masą. Nie ma tu zwrotek, nie ma refrenów, jest o prostu płynąca muzyka i słuchając tego albumu naprawdę ciężko wskazać w którym utworze się znajdujemy. Co warto podkreślić, chyba pierwszy raz (!) w historii zespołu grupa nie postawiła na ani jeden prostszy utwór o zabarwieniu hitu radiowego. Przez to, choć nie tylko, płyta jest szalenie spójna.
Sam album miał być podobny do Marbles i Brave - tak przynajmniej twierdził Steve Rothery. Czy jest podobny? Nie. A jeżeli tak, to jedynie pochmurnym klimatem i krótkimi muzycznymi fragmentami, jak na początku The Gold (przywodzi na myśl "sonar" z utworu River z Brave) i The Remainers (ten klimat Brave!), czy w Demolished Lives (gitara otwierająca tworzy klimat jak w Ocean Cloud). Właściwie, co jest muzycznym fenomenem, tej płyty nie da się porównać do... niczego, co Marillion nagrał wcześniej. Oczywiście można doszukiwać się tu mniejszych lub większych podobieństw, ale po raz kolejny zespół pokazał, że mimo wielu lat na scenie ciągle prze do przodu i nie chce się powtarzać. Świadczył o tym przede wszystkim dosyć nieszablonowy, kontrowersyjny tytuł. Czy robi tak grupa odcinająca kupony? Nie.
Album jest odpowiedzią na strach przed zmianami cywilizacyjnymi XXI wieku. Do nieco pesymistycznych i nostalgicznych tekstów została napisana podobna muzyka. Jest tu kilka światełek, ale w większości F E A R ma szarawy, mętny, nieco rozleniwiony klimat. W tej materii najbliżej mu do Happiness Is The Road, Volume 1: Essence. Tu także sporo mamy instrumentalnej, stonowanej i powoli rozwijającej się gry. Na F*** Everyone And Run uświadczymy ponadto najmniej w historii Marillion solówek Rotherego (czyli da się bez tego nagrać dobry album! kiedyś nie do uwierzenia), przewspaniałą, pomysłową grę Iana Mosleya (chyba najlepsze partie od wielu, wielu lat), a także taki "od niechcenia" śpiew Steve'a Hogartha. Brzmieniowo jest blisko Sounds That Can't Be, ale bardzo miło usłyszeć gitarę Rotherego, która po raz kolejny brzmi... inaczej! Ponadto warto zwrócić baczną uwagę na gęstą fakturę płyty. Skończył się czas opierania muzyki na pomysłach gitarzysty Marillion. Od kilku wydawnictw mamy do czynienia z gęstą, wielopłaszczyznową muzyką i ten trend nie tyleż został podtrzymany, ileż uwypuklony.
Tu pojawia się zazwyczaj akapit o poszczególnych utworach. Tym razem nie mam zbyt wiele do napisania. To dlatego, że nie ma tu kompozycji, które można szczególnie wyróżnić albo takich, które robią wyjątkowe wrażenie. Naprawdę - nie da się. Jest po prostu bardzo, bardzo równo.
Daleki jestem od szczególnych zachwytów nad F E A R. Wydawnictwa słucha mi się jednak bardzo dobrze i wracam do niego szalenie często (chyba najczęściej słuchany album w tym roku). To jest po prostu dobra, bardzo dobra płyta i choć nie oszalałem na jej punkcie, to zastanawiam się, ilu lepszych z roku 2016 słuchałem. Z pewnością niewiele. Formacji należy się naprawdę ogromny szacunek i podziw za to, że na 18. albumie w dyskografii ciągle jest w stanie grać świeżo, z pomysłem, tworząc wartościową i oryginalną całość. Niewiele jest takich zespołów, a Marillion to w tej materii wzór do naśladowania.
Litwa utworów:
1. El Dorado (I) Long-Shadowed Sun
2. El Dorado (II) The Gold
3. El Dorado (III) Demolished Lives
4. El Dorado (IV) F E A R
5. El Dorado (V) The Grandchildren of Apes
6. Living in F E A R
7. The Leavers (I) Wake Up In Music
8. The Leavers (II) The Remainers
9. The Leavers (III) Vapour Trails in the Sky
10. The Leavers (IV) The Jumble of Days
11. The Leavers (V) One Tonight
12. White Paper
13. The New Kings (I) F*** Everyone and Run
14. The New Kings (II) Russia's Locked Doors
15. The New Kings (III) A Scary Sky
16. The New Kings (IV) Why is Nothing Ever True?
17. Tomorrow's New Country
2. El Dorado (II) The Gold
3. El Dorado (III) Demolished Lives
4. El Dorado (IV) F E A R
5. El Dorado (V) The Grandchildren of Apes
6. Living in F E A R
7. The Leavers (I) Wake Up In Music
8. The Leavers (II) The Remainers
9. The Leavers (III) Vapour Trails in the Sky
10. The Leavers (IV) The Jumble of Days
11. The Leavers (V) One Tonight
12. White Paper
13. The New Kings (I) F*** Everyone and Run
14. The New Kings (II) Russia's Locked Doors
15. The New Kings (III) A Scary Sky
16. The New Kings (IV) Why is Nothing Ever True?
17. Tomorrow's New Country
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz