czwartek, 31 stycznia 2013

Krautrock: muzyczna odbudowa Niemiec

Dzisiejszy świat muzyki jest ujednolicony i skończony jak całościowo poznana dziedzina nauki. Wszelkie dalsze eksperymenty odbywają się na gruncie już opracowanych dźwiękowych dyskursów. Potężne wielominutowe utwory Dream Theater to nic innego jak Rush na sterydach, uwielbiane przez rzeszę alternatywnej młodzieży (widzicie oksymoron?) Animal Collective to mocno wstrząśnięty drink z Faust i Pixies, a Buckethead to dziwniejsza wersja Franka Zappy. Przy najszczerszych intencjach i latach pracy to, co po raz ostatni udało się osiągnąć krautrockowcą zdaje się przekraczać ludzkie możliwości.

Na wstępie muszę zaznaczyć dwie prawdy: 1. nie istnieje taki gatunek jak krautrock. Wie o tym każdy, kto choćby pobieżnie zna twórczość oznaczanych tą fiszką tworów: nie da się zamknąć Kraftwerk i Can w jednej szufladce i koniec. 2. termin ten został stworzony przez brytyjską prasę i miał pejoratywny wydźwięk. Podczas drugiej wojny światowej alianckie media wykreowały wizerunek typowego Niemca jako m.in. jedzącego kapustę kiszoną (co moim zdaniem było polską domeną). W języku niemieckim kapusta kiszona to sauerkraut, więc skrótowo zaczęto nazywać hitlerowskich żołnierzy krauts. Inne źródła wskazują na wykreowanie się terminu już w XVIII w., kiedy to każdy statek miał na pokładzie dużą ilość witaminy C potrzebnej do zapobieganiu szkorbutowi. Brytyjczycy używali limonek, przez co byli nazywani “limeys”, a Niemcy używali kapusty kiszonej… Nigdy jednak nie powstał limeyrock.

Nielicznym muzykom takie określenie nie przeszkadzało (np. zespołowi Faust, który nawet nagrał utwór pt. Krautrock), większość zdecydowanie protestowała. Jaki Liebezeit (Can) i Renate Knaup (Amon Düül II) uważali, że w ten sposób Anglicy podtrzymują wizerunek “dobrych aliantów” i “złych, głupich Niemców”. Będę w niniejszym artykule stosował sformułowanie krautrock, ale wyłącznie z powodu jego zakotwiczenia w historii muzyki, a nie nacechowania emocjonalnego.

Jak brzmiała popularna muzyka Niemiec z końca lat 60., wie każdy kto ma w domu stare winyle rodziców i dziadków. Nawet jeżeli nie macie adapterów do odsłuchania to już sam wygląd okładki wiele mówi. Bawarskie szlagiery i tym podobne sztuczne twory miały swoje wyznaczone zadanie – odwracały uwagę od krwawych wydarzeń w Berlinie Zachodnim. Według Edgara Froese z Tangerine Dream, niemieccy niezależni muzycy nie mieli innego wyjścia jak przyjąć wolną formę tworzenia. Rok 1968 był czasem wielkiej rewolucji zbuntowanej młodzieży. W Stanach nasilały się ruchy hipisowskie, na scenie debiutowali artyści, którzy są dzisiaj legendami rockowej muzyki: Morrison, Hendrix, Joplin. Przeciwko rządowi wystąpiła także młodzież Berlina Zachodniego, jednak odpowiedź władz była bez porównania agresywniejsza niż za Atlantykiem. Siłą napędową amerykańskich działaczy był sprzeciw wobec agresji w Wietnamie. W młodych Niemcach niechęć wyzwalała władze tych samych elit, które kierowały państwem za czasów II Wojny Światowej.


Dla muzyków Amon Düül, którzy pochodzili z narodowosocjalistycznego centrum kraju – Bawarii, przeszłość była zbyt silnie obecna w teraźniejszości. Irytowało ich istnienie ukrytych nazistów w kadrach nauczycielskich i urzędach. Każdy z nich wypierał się wiary w upadłe poglądy, fałszywie twierdząc, że nawet jeśli w trakcie wojny postępował źle to z niewiedzy i z powodu hitlerowskiej propagandy. W latach 60. środowiska studenckie (w tym przyszli muzycy Amon Düül) wyszły na ulice Monachium i postanowiły wystąpić przeciwko nazistowskiej policji i władzy. Walka okazała się nie do wygrania, a przynajmniej nie w fizycznej konfrontacji.

Amon Düül nie było zespołem w potocznym znaczeniu tego słowa. Bliżej im było do komuny, która zajmowała się różnymi artystycznymi działaniami: performance’ami, happeningami, także muzyką. W komunie wszystko jest wspólne, więc wszyscy z trzynastu członków mogli w dowolnym momencie włączyć się w aktualnie improwizowaną formę. Muzyka Amon Düül jest jedną z najbardziej eksperymentalnych jakie kiedykolwiek powstały. Artyści nie chcieli inspirować się zachodnim brzmieniem, lecz jedyne co wytworzyła kultura Niemiec do tamtego okresu to folk i muzyka poważna. Według słów Johna Weinzierla “nie chcieliśmy być ani angielsko brzmiącym zespołem, ani niemieckim. Jedynym rozwiązaniem był kosmos”. Publiczność z początku nie akceptowała nowej formy twórczej, na koncertach mało kto wierzył, że właśnie wysłuchuje utworów muzycznych.

Mimo niemal absolutnie otwartej formy artyści musieli obrać jakiś wspólny kierunek, wówczas okazało się, że są dwie wewnętrzne frakcje o zupełnie innym pomyśle na Amon Düül. Kiedy jakaś materia jest szarpana jednocześnie z dwóch przeciwnych stron w końcu musi się rozpaść. Przed jednym z koncertów w 1968 roku, perkusista Peter Leopold zasugerował aby występ podzielić na dwa sety dla dwóch różnych składów. Tak powstały dwa regularne projekty Amon Düül i Amon Düül II. Pierwszy stawiał na absolutną improwizację i brak ograniczeń, drugi tworzyli bardziej wprawieni technicznie muzycy, którzy nałożyli sobie luźne ramy działalności.

Siłą rzeczy działalność Amon Düül (jako całej komuny) była ściśle związana z polityką, artyści wkrótce związali się z lewicowym antynazistowskim ruchem. Ulrike Meinhof i Andreas Baader, stojący na czele owego ruchu, szybko stwierdzili, że poprzez muzykę nie osiągną (a przynajmniej nie wystarczająco szybko) założonych zamiarów, postanowili skłonić się ku drastyczniejszym środkom. Terrorystyczna działalność Frakcji Czerwonej Armii znana jest choćby z nominowanego do Oscara filmu Baader-Meinhof, Amon Düül odcinało się jednak od fanatycznych poglądów i odmówiło schronienia parze zabójców. Mimo aktywności politycznej głównym przesłaniem obydwu zespołów była odbudowa (przede wszystkim niemieckiej osobowości muzycznej), a nie niszczenie.

Muzyka łączyła się w tamtym czasie nie tylko z polityka, ale także innymi formami sztuki. Przyjaciółmi Amon Düül byli reżyserzy próbujący (analogicznie do ruchu muzycznego) zbudować na nowo niemieckie kino – Wim Wenders, Rainer Werner Fassbinder i Werner Herzog. Muzykę do wielu filmów tego ostatniego wykonywał inny monachijski projekt (zaprzyjaźniony z Amon Düül) – Popol Vuh, a komponował ją charyzmatyczny lider Florian Fricke. Werner i Florian byli przyjaciółmi jeszcze z czasów szkolnych, więc współpraca artystyczna przyszła im w zupełnie naturalny sposób.

Popol Vuh był totalną przeciwnością Amon Düül w sferze wolności do wytwarzania. W komunie każdy pomysł musiał być wdrożony w działanie, Popol Vuh było natomiast typowo wodzowską kapelą – wszystko zależało wyłącznie od Floriana. Najlepszym dowodem na to jest ograniczenie składu do minimum – dodatkowego klawiszowca i perkusisty. Niestety w 1972 roku lider projektu zamienił wolnościowe ideały na skrajne chrześcijaństwo, które postanowił propagować w swojej artystycznej działalności. Stwierdził też, że syntezator wpływa negatywnie na ludzką duszę i odsprzedał swój Klausowi Schulze. Zajął się akustyczną i fortepianową muzyką, próbował śpiewać, ale świadom swoich ułomności wyszukał lepszy głos – koreańską wokalistkę Djong Yun. Mimo totalnej przebudowy brzmienia Popol Vuh, zagraniczna prasa wrzucała projekt do worka z napisem krautrock.

W czasie kiedy zachodni świat zachwycał się gitarowymi bożyszczami, w Niemczech narodziło się coś zupełnie innego – muzyka elektroniczna. Kluczowym klubem dla tego okresu był Zodiak Free Arts Lab utworzony w 1967 roku w Berlinie Zachodnim, było to miejsce przyciągające wszystkich tych muzyków, dla których najważniejsze było eksperymentowanie. Jak wspomina Klaus Schulze: “wieczorami mieliśmy tam próby, a właściciele klubu otwierali drzwi. Nie był to koncert, ale próba którą oglądała publiczność”. Występy odbywały się codziennie i codziennie przyciągały zainteresowanych, co dla współczesnej kultury koncertowej jest nieosiągalnym marzeniem. Nie były to jednak koncerty w tradycyjnym rozumienia tego słowa: Zodiak miał dwie sale – wymalowaną w całości na biało i wymalowaną w całości na czarno – w obydwu stało mnóstwo instrumentów (“żywych” i elektronicznych), na których mógł grać każdy i zawsze. Poza Klausem częstymi gośćmi w klubie byli muzycy m.in. Tangerine Dream, Ash Ra Tempel i Agitation Free.

Klub przetrwał niespełna dwa lata, ale na zawsze wpisał się w historię niemieckiej muzyki. Jeden z jego założycieli – Conrad Schnitzler – przez chwilę udzielał się w Tangerine Dream, później przyłączył się do drugiego założyciela Zodiaka oraz Szwajcara Dietera Moebiusa przy powołaniu nowego projektu – Kluster.

Urodzony w 1934 roku Roedelius przekazywał przez muzykę swoje doświadczenia z II Wojny Światowej, a był m.in. wcielany do najmłodszych oddziałów wojsk Hitlera. Twierdził, że jest muzyka opiera się na życiu, a nie na tworzeniu sztuki. Dzięki temu unikalnemu nacechowaniu projekt Cluster stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych na krautrockowej scenie. Nikt z tria nie był muzykiem, nie potrafili grać na żadnym instrumencie, ale dzięki rozwoju technologii stworzyli dźwięki niosące tkwiące w nich treści. Moebius czuł dodatkowo potrzebę zwalczania schlager musik, głupich tekstów i melodii, do których większość Niemców codziennie się śmiała. Uważał też, że dla zagranicznych ludzi muzyka ta wygląda dość groteskowo ze względu na język, ale nie wiele różni się od np. Elvisa Presleya.

Po wydaniu trzech albumów z grupy odszedł Schnitzler, a nazwa projektu została zmodyfikowana na Cluster. Debiutancki eponimiczny album zawiera trzy nienazwane utwory: piętnastominutowy, siedmiominutowy i dwudziestojednominutowy. Komercyjne samobójstwo? Magazyn The Wire umieścił krążek w rankingu One Hundred Records That Set The World On Fire, a fani niemedialnych brzmień zabijali się o własny egzemplarz albumu.

W 1974 roku Cluster opuścił Berlin na rzecz wsi. Roedelius i Mobius nawiązali współpracę z gitarzystą Neu! – Michaelem Rotherem i powołali nowy twór – Harmonia. Na jeden z ich koncertów w Hamburgu wybrał się poszukujący nowego brzmienia Brian Eno. Zafascynowany wyjątkowymi ambientowymi dźwiękami zaoferował swoją pomoc przy kolejnych nagraniach. Po krótkiej współpracy odszedł jednak by zarejestrować materiał z Davidem Bowie, a Harmonia kontynuowała działalność we wcześniejszym składzie.

Najpłodniejszym muzykiem krautrockowym był Klaus Schulze, który w swojej trwającej pięć dekad karierze nagrał przeszło sześćdziesiąt albumów. Zanim rozpoczął solową karierę przez chwilę grał na perkusji w Tangerine Dream. W 1970 roku, w klubie Zodiak, poznał Manuela Göttschinga i Harmuta Enke, z którymi założył Ash Ra Tempel. Wytrwał tylko rok i rozpoczął tworzenie pod własnym imieniem i nazwiskiem. Brzmienie dwóch pierwszych albumów (Irrlicht i Cyborg) było tak niespotykane, że najtęższe głowy ówczesnego świata muzycznego nie potrafiły stwierdzić jakiego Schulze użył instrumentarium. Artysta wspomina, że w wielu początkowych wywiadach pytano go czym jest syntezator. Instrument był tak nowy, że nie wielu wiedziało o jego istnieniu. Co ciekawe niewielu wiedziało także jak się nim posługiwać, więc Klaus i inni muzycy, kręcili gałkami na wszystkie strony kompletnie nie wiedząc jaki za chwilę stworzą dźwięk. Nawet dzisiaj Schulze nie jest w stanie odtworzyć dokładnie tego samego dźwięku na swoich wczesnych syntezatorach.

Eksperymentalna muzyka rozkwitała w Berlinie i Monachium, ale jej korzenie sięgają do Kolonii, skąd pochodził awangardowy kompozytor Karlheinz Stockhausen. Holger Czukay wspomina, że oblał wszystkie egzaminy u Stockhausena, ale tak bardzo chciał zostać muzykiem, że ten ostatecznie przyjął go na swojego studenta. Po zakończeniu studiów Czukay chciał iść w ślady swojego mistrza i zostać nauczycielem. Plan zburzyło jednak poznanie gitarzysty Michaela Karoli, z którym rozpoczął działalność muzyczną jako Can. W projekt zaangażował się już wówczas znany w jazzowym świecie perkusista Jaki Liebezeit, który “zaraził się” ideą walki z dawnymi poglądami poprzez tworzenie nowej jakości w muzyce. Skład dopełnił klawiszowiec Irmin Schmidt (także uczeń Stockhausena), który właśnie wrócił z podróży do Nowego Jorku, gdzie zafascynował się działalnością środowiska artystycznego z Warholem i The Velvet Underground na czele. Pierwszym wokalistą zespołu został Amerykanin Malcolm Mooney. Nagrał z Can debiutancki materiał, ale jako remedium na problemy natury psychicznej lekarz zalecił mu odstąpienie od “dziwnej muzyki” i powrót za ocean. Tak też się stało.

W 1970 roku, po koncercie w Monachium, Jaki i Holger siedzieli w kawiarni gdy nagle zauważyli dziwną postać zataczającą się na ulicy, wykonującą nieskoordynowane ruchy i wyśpiewującą dziwne piosenki. Czukay stwierdził “mamy nowego wokalistę”, do grupy dołączył Japończyk Damo Suzuki. Sam siebie określa “nomadem XXI wieku”, a koczowniczy tryb życia sprowadził go w odpowiednim momencie do Niemiec. Suzuki zapytany o początek jego współpracy z Can odpowiada “właściwie niewiele z tego pamiętam, byłem wtedy prawie cały czas zjarany, to tyle”. Dzięki jego mocnemu rockowemu wokalowi Can okazjonalnie udawało się trafiać na niemieckie listy przebojów, albumy nagrane w tym składzie są też najwyżej ocenianymi przez krytyków. Podobnie jak w wypadku Floriana Fricke, Suzuki porzucił pierwotna działalność muzyczną wraz z przyjęciem nowego światopoglądu religijnego, w tym wypadku Świadków Jehowy. Can kontynuowało działalność głównie bez wokalu, ale nigdy już nie zdobyli tak wielkiego uznania jak podczas współpracy z Suzukim.

Innym ważnym miastem na krautrockowej mapie Niemiec jest Düsseldorf, gdzie w 1970 roku działalność rozpoczął Kraftwerk. Dwóch studentów klasycznej muzyki – Ralf Hütter i Florian Schneider – postanowiło wyłamać się ze sztywnych ram gatunkowych i stworzyć coś nowego. Wraz z trzema innymi muzykami uformowali projekt Organisation, który wydał jeden album – Tone Float. Krążek sprzedawał się marnie, więc wytwórnia nie odświeżyła kontraktu na następne nagrania. Muzycy rozeszli się, jedynie Ralf i Florian chcieli kontynuować obraną muzyczną drogę. Nowy projekt nazwali Kraftwerk (elektrownia) aby z jednej strony zaznaczyć industrialne fascynacje, a z drugiej podkreślić swoją ideologię “pracowników muzyki”. Podobnie jak większość krautrockowych muzyków uważali, że Niemcy potrzebują muzycznego renesansu i stworzenia totalnie nowego brzmienia.

Przez następne trzy albumy i niezliczone koncerty, Ralf i Florian zapraszali do współpracy wielu muzyków. Projekt miał bardzo improwizowany charakter, daleki od znanego z Das Model (Florain grał wówczas głównie na flecie). W 1974 roku duet wszedł w posiadanie nowej aparatury w postaci minimoogów. To właśnie ten instrument odpowiedzialny jest za zwrot ku elektronicznej muzyce i nagranie albumu Autobahn. Zmiana okazała się nieść same pozytywy: krążek odniósł wielki sukces komercyjny, co pozwoliło muzykom uniezależnić się (stworzyć własne studio – Kling Klang) i odbyć pierwszą trasę koncertową po drugiej stronie Atlantyku. Wówczas już czteroosobowy projekt różnił się od innych krautrockowych muzyką i wyglądem, który łączył elegancję (Florian i Ralf pochodzili z bogatych domów) z romantyzmem i wizerunkiem stylizowanym na humanoidalną maszynę. Chcieli w ten sposób wyraźnie zaznaczyć różnicę między nimi, a zespołami brytyjskimi i amerykańskimi, które skłaniały się ku swobodnym strojom i długim rozczochranym włosom.

Początkowo w projekcie udzielali się także Klaus Dinger i Michael Rother, ale na dłuższą metę nie potrafili porozumieć się z Schneiderem. Odeszli aby stworzyć własny projekt – Neu!. Pierwszy longplay wydali w 1971 i sprzedali jego trzydzieści tysięcy egzemplarzy. Dla wytwórni był to wynik dość słaby, dla undergroundowego zespołu rewelacyjny. Ponadto był to jeden z tych krążków, które silnie oddziaływały na zagranicznych artystów, inspirowali się nim m.in. David Bowie, Iggy Pop, Brian Eno czy Thom York.

Skoro de facto nie istniał taki gatunek jak krautrock, nie istniało też nic takiego jak krautrockowa scena muzyczna. Zespoły pochodziły z całego kraju, często nawet nie wiedziały o istnieniu podobnych ruchów w innych miastach. Jedynym spoiwem był wizjonerski producent Conny Plank, który pracował z m.in. Cluster, Kraftwerk, Neu!, Kraan, a w późniejszym okresie również z Brianem Eno, Ultravox czy Killing Joke. To dzięki niemu brytyjskie wytwórnie zainteresowane progresywnym rockiem podpisały umowy z niemal wszystkim krautrockowymi projektami. Jednym z pierwszych był założony w 1971 roku w niewielkiej mieścinie Wümme Faust. Mieli dużo szczęścia bo już w tym samym roku zainteresowała się nimi wytwórnia Virgin. Cztery lata później kontrakt został zerwany, wg włodarzy firmy nadsyłany przez Niemców materiał był zbyt słaby. Muzycy Faust niewiele pamiętają z tamtego okresu (w tym wypadku również nadmiar palenia jest wytykany jako winny), ale podejrzewają, że mogli obrazić przedstawiciela Virgin podczas wspólnego obiadu w Londynie, gdzie wyśmiewali brytyjską kuchnię… Mimo utraty pozaniemieckiego wydawcy dla wielu zagranicznych artystów i dziennikarzy to właśnie Faust jest najwybitniejszym wytworem krautrocka. Zespół występował/współpracował z m.in. dälek, Nurse with Wound, Sonic Youth czy Jimem O’Rourkem.

Dzięki wytwórni Virgin, Tangerine Dream stało się jednym z najpopularniejszych zespołów na Wyspach w 1974 roku. Edgar Froese i spółka działali już wtedy od siedmiu lat i mieli cztery wydane albumy. Ostatni z nich (Atem) został wybrany przez sławnego DJa Johna Peela albumem roku, co było głównym bodźcem dla brytyjskiej wytwórni do rozpoczęcia kontraktowych negocjacji. Kolejne albumy wspinały się wysoko na listach przebojów przez co pozaniemieccy słuchacze często mieli wrażenie, że Tangerine Dream to angielski projekt. Wskutek tego częściej byli wymieniani jednym tchem z Vangelisem czy Jean-Michel Jarrem, rzadziej z krautrockowymi projektami.

Znany z bycia w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie David Bowie trafił do Berlina w 1976 roku, towarzyszyli mu Brian Eno i Iggy Pop. Cała trójka szukała powiewu świeżości w muzyce oraz odpoczynku od zgiełku Stanów Zjednoczonych. Pop nagrał wówczas swój solowy debiut The Idiot, który nie miał nic wspólnego z rockowym The Stooges. Bowie natomiast zarejestrował swoją sławną “berlińską trylogię” – albumy Low, “Heroes” i Lodger - które czerpały pełnymi garściami z krautrockowego dorobku. W zamyśle “Heroes” zagrać mieli krautrockowi muzycy, ale z niewiadomych powodów tak się nie stało.

W połowie lat 70. elektronika była już powszechnie używana do tworzenia muzyki, przestała być typowo niemieckim atrybutem. Krautrock zanikał na rzecz nowych gatunków, bliższych globalnym upodobaniom. Był to jeden z ostatnich przejawów najszczerszego i bezkompromisowego buntu jakie wydarzył się w historii muzyki. Rock’n'roll, punk rock, grunge – wszystkie zostały wykupione przez duże koncerny muzyczne. Niemieccy eksperymentatorzy nie ulegali pokusom wielkiej kariery, do dzisiaj tworzą swoją muzykę nie bacząc na ilość fanów czy przypisywane tagi.

Wydaje się, że już nigdy muzyka nie może wytworzyć czegoś tak unikatowego jak krautrock. Potrzebne byłoby do tego nowe instrumentarium, a w chwili obecnej dostępne są wyłącznie “żywe” lub elektroniczne instrumenty, tworzenie na ich bazie już zawsze będzie związane z jakimś istniejącym nurtem. Być może przyszłość wytworzy coś zaskakującego, może instrumenty biologiczne, które trzeba będzie hodować i odżywiać. Z innej strony może to homo sapiens muszą ewoluować do wyższego stopnia rozwoju aby posiąść nowe zdolności kreowania dźwięku.

za: http://magnetarmusic.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz