środa, 28 marca 2012

Recenzja: Anathema - A Natural Disaster (2003)


Zespół Anathema ja osobiście klasyfikuję do tych ciekawszych formacji spośród ciekawych. Pomijając już niesamowitą zdolność Brytyjczyków do wydobywania z dźwięków melancholijnych, depresyjnych uczuć, Anathema jest bardzo interesująca z perspektywy jej muzycznego progresu, zmian w brzmieniu i różnych muzycznych nowinek, którymi zespół zawsze zaskakiwał przy premierach kolejnych wydawnictw. Nie będę psuł czytelnikowi niespodzianki przy badaniu kolejno Eternity, Alternative 4, Judgement oraz A Fine Day to Exit i powstrzymam się od komentowania muzycznego rozwoju zespołu na przestrzeni tych wydawnictw. W recenzji zwrócę uwagę wyłącznie na album A Natural Disaster, na którym Anathema, zachowując swój rozpoznawalny styl, dokonała ciekawego i dość niespodziewanego brzmieniowego zwrotu.


Zespół wydał swój album w różnych krajach na przełomie 2003/2004 roku. Anathema w pewnym sensie porzuciła kierunek obrany na poprzedniku (średnio udanym A Fine Day To Exit) i przy produkcji kolejnego krążka wprowadziła do swej muzyki nowy element. Tą nowinką była elektronika. Zespół ściągnął kajdany klawiszom, które na poprzednich albumach były praktycznie ograniczone do roli drugoplanowej. Na A Natural Disaster praktycznie od początku do końca grają one pierwsze skrzypce i są głównym bohaterem utworów. Warto również dodać, że tym razem nie związano rąk klawiszowcy jeżeli chodzi o to, co ma grać. O ile na poprzednich albumach mogliśmy usłyszeć praktycznie tylko grę fortepianu, to tym razem możemy być lekko zaskoczeni. Zespół puścił wodze fantazji, wprowadzając do utworów wiele elementów typowych dla muzyki elektronicznej i całą paletę różnorodnych muzycznych efektów. Można nawet rzec, że klawiszowiec na A Natural Disaster dostaje artystycznej weny i wymalowuje płytę (no może nie całą) kolorowymi barwami. Dodajmy, że praktycznie wszystkie kompozycje na płycie skomponował Danny Cavanagh.

Pierwsze trzy utwory: Harmonium, Balance i Closer idealnie pokazują nowinki, które wprowadziła Anathema do swej muzyki. Dużo elektronicznej manipulacji brzmieniem, dużo zabawy z dźwiękiem, dużo otwartości na eksperymenty. O ile Harmonium upływa praktycznie bez echa, to kolejne dwa utwory (Balance i Closer) są zdecydowanie ciekawsze. To co przykuwa uwagę słuchacza to interesujący zabieg, polegający na zmiksowaniu wokalu tak, że pełni on funkcję drugoplanową - tła do całej muzyki. Zarówno Balance jak i Closer charakteryzują się ponadto typowym dla zespołu budowaniem muzycznego napięcia.

Anathema bardzo odważnie zaczęła album umieszczając na wstępie utwory, w których głęboko eksperymentuje. Można by się spodziewać, że w takiej dość dziwnej formie zespół pozostawi kolejne utwory, jednak podczas Are You There? Jesteśmy zmuszeni wycofać się z naszych założeń. Utwór ten jest swojego rodzaju powrotem "starej" Anathemy (co wcale nie oznacza że nie komponuje się z pozostałymi utworami z albumu), nareszcie z wiodącym głosem Cavanagha. Nie można przy tym zauważyć że Are You There? jest swojego rodzaju perełką na albumie, a utwór ten podbił serca już wielu słuchaczy i do tej pory zdobywa dla zespołu kolejnych wielbicieli. Następnym przystankiem na płycie jest Childhood Dream czyli ubrany muzycznie śmiech i okrzyki uradowanego dziecka. Po tym ciekawym łączniku zespół po raz pierwszy na albumie pokazuje swój rockowy pazur w drapieżnym Pulled Under At 2000 Meters A Second, który swą budową nawiązuje do utworów z A Fine Day to Exit.

Kolejne cztery utwory to swoiste wyciszenie i melancholia. Zaczynając od delikatnego, subtelnego utworu tytułowego (śpiewany przez Lee Douglas) przechodzimy we wciągające Flying i poprzez wyważone Electricity zespół umiejętnie wprowadza nas w ponad 10 minutowy Violence. Co ciekawe nazwa utworu w języku polskim oznacza: przemoc, gwałtowność, a utwór jest najspokojniejszy na całym albumie i rzekłbym nawet, że najpiękniejszym spośród wszystkich. Violence rozpoczynają a zarazem kończą dźwięki fortepianu, a co warto zauważyć prowadzą one nas przez praktycznie cały utwór. Violence jest świetnym zakończeniem A Natural Disaster i mimo instrumentalnej skromności i braku fajerwerków zawiera w sobie pełen bagaż emocji i jedyną w swoim rodzaju tajemniczą atmosferę.

Płyta A Natural Disaster narobiła sporo kontrowersji w progresywnym światku. Uderzającym był już sam zaskakujący fakt, że zespół jeszcze przed jej wydaniem oceniał ją negatywnie i klasyfikował ją niżej niż poprzedniczki. Jeżeli przejrzymy recenzje albumu na różnych muzycznych portalach i czasopismach natrafimy na skrajnie różne stanowiska: są i te wychwalające album pod niebiosa, jak również te, które A Natural Disaster krytykują. Ja osobiście przyłożę rękę do grupy krytyków.

Po wydaniu Judgement w 1999 roku zespół musiał sobie zadać pytanie, w który kierunku dalej podążać. Droga, którą wybrano na A Fine Day to Exit spotkała się z niewielkim entuzjazmem słuchaczy, zespół więc postanowił na kolejnym krążku trochę poeksperymentować. Eksperymenty te są bardzo ciekawe, dość nowatorskie i całkiem udane. Nadały one muzyce zespołu potrzebnego wtedy oddechu, odrobiny świeżości i wyrwania się z kajdan depresyjnej muzyki. Album jednak okazał się wydawnictwem dość monotonnym, by nie rzec nudnym. To czego mu z całą pewnością brakuje to zmuszenie słuchacza do wstrzymania oddechu, do zatrzymania się przy  nim na dłużej czyli czegoś co bez wątpienia posiadał Alternative 4 i Judgement. A Natural Disaster zawiera w sobie świetne Are You There?, Violence czy Flying, ale również nieciekawe Harmonium, przekombinowane Closer czy dość przewidywalne Pulled Under At 2000 Meters A Second. W obrębie całości album więc jest dość nierówny, a dodatkowo mało spójny. O ile klimatycznie wszystkie utwory w pewnym sensie się zespalają to kompozycyjno-instrumentalne zestawienie, dajmy na to: Are You There? Balance i Violence wypada dosyć blado. Wszystko to składa się na to, że album nie oczarowuje, nie porywa słuchacza a na dłuższą metę całościowo go nudzi i staje się bezbarwny. A Natural Disaster osobiście porównałbym do przynęty na rybę: jest kolorowa, barwna, ale przy tym nie jest zbyt smaczna i nasza rybka oskubując na próbę przynętę zostawi ją, poszukując lepszego i dorodniejszego kąska.

A Natural Disaster bez wątpienia nie jest jednak albumem słabym. Oceniałbym go jako dobre, solidne wydawnictwo, lecz z tą świadomością, że zespół stać na wiele więcej. Na pewno trzeba pochwalić nieustanny progres zespołu czyli to, że na każdym krążku zespół pokazuje coś nowego oraz wplata do swej muzyki niestosowane wcześniej elementy. Tych elementów szczególnie dużo uświadczymy na A Natural Disaster i świadczą one bez wątpienia o rozwoju zespołu i jego aktywnej, prężnej działalności.

Lista utworów
1. Harmonium (5:28)
2. Balance (3:58)
3. Closer (6:20)
4. Are You There? (4:59)
5. Childhood Dream (2:10)
6. Pulled Under at 2000 Metres a Second (5:23)
7. A Natural Disaster (6:27)
8. Flying (5:57)
9. Electricity (3:51)
10. Violence (10:45)
Czas całkowity: 55:18

3 komentarze:

  1. Dobre, solidne? Pfff kto to pisal...

    OdpowiedzUsuń
  2. A Fine Day To Exit było źle przynętę? Pamiętam że recenzje były w miarę, sam kocham ten album

    OdpowiedzUsuń