Dziwne było moje pierwsze
spotkanie z włoskim Calomito. Należąc do grona melomanów, którzy przed
pierwszym przesłuchaniem muzyki danego wykonawcy starają się go gruntownie
przebadać, miałem w głowie masę przeciwieństw. Włosi afiszowani byli jako
przedstawiciele awangardy, ich muzyka miała być wielowymiarowa i różnobarwna.
Już pierwsze spojrzenie na okładkę Cane
di Schiena sprawiło, że nieco zboczyłem z kursu. Niezwykle zachowawcza,
stonowana, mroczna okładka bardziej nasuwająca na myśl wydawnictwa
post-metalowe? Coś tu nie grało! I choć po przewertowaniu książeczki odrobinę
się uspokoiłem (każda strona w innym kolorze), to od początku zespół mnie
zaintrygował. Miałem nadzieję, że nie inaczej będzie z muzyką formacji i na
szczęście się nie zawiodłem.
Wystarczy parę minut spędzonych z
Cane di Schiena, by przekonać się, że
Włochom do awangardy dalej, niż bliżej. Muzyka Calomito to raczej typowy jazz
rock grany na nową modłę (odpowiednikiem na polskim rynku byłby chyba zespół
Kurde), choć te awangardowe momenty na krążku również odnajdziemy. Prym na
wydawnictwu Włochów wiedzie saksofon i grający na nim główny kompozytor Cosimo Francavilla, który wybija się zdecydowanie najbardziej
ze wszystkich instrumentów, bardzo zauważalna jest sekcja rytmiczna. Nicola
Magri proponuje typowo jazzowe układy, które muzyce Calomito nadają dużego
smaczku. Do tego dochodzą skrzypce oraz wszystko uzupełniająca gitara basowa
oraz elektryczna i akustyczna. Co natomiast z wokalem? Tego na krążku nie uświadczymy,
choć może to i dobrze, bo wersje instrumentalne poszczególnych kompozycji
Calomito mają okazję pokazać pełnię swego wdzięku.
Płyta, której czas trwania to
nieco ponad 53 minuty, jest niełatwa do przełknięcia. Zresztą czego innego
można oczekiwać po jazz rocku? Na Cane di
Schiena roi się od połamanych, na pozór chaotycznych kompozycji i połamanych
taktów, jednak przy cierpliwym i wyrozumiałym odsłuchu wydawnictwo Calomito
powinno pokazać wszelkie swe walory. Porywa po części delikatne, po części
zwariowane Parliamone, któremu niewiele brakuje do tzw. muzyki filmowej.
Szokuje Fungo, gdzie wspomnianej we wstępie awangardy a’la Captain Beefheart
odnajdziemy najwięcej. Druga połowa krążka przynosi ze sobą więcej
psychodelicznych, a nawet krautrockowych inspiracji. Połamanym rytmom
towarzyszy wciągająca atmosfera oraz mozolnie, systematycznie rozwijające się
tempo (utwór tytułowy, Antenna, Max Dembo) i choć jazz rocka dalej tu pełno, to
słychać że pochodzący z Włoch muzycy mają bardzo szerokie horyzonty muzyczne.
To się ceni!
Ciężko powiedzieć czego płycie
może brakować. Cane di Schiena z
pewnością nie kwalifikuje się do miana albumu roku, nie jest to wydawnictwo z
cyklu „must have”, jest to niezwykle solidne muzyczne rzemiosło, które powinno
trafić w te najbardziej wyrafinowane gusta. Kompozycje są niezwykle barwne,
przemyślane i nieschematyczne, muzycy z Calomito popisują się nieszablonowymi zagrywkami
i wysokim warsztatem muzycznym. Produkcji również nie można nic zarzucić. Nie można
jednak ukrywać, że muzyka Calomito nie jest nastawiona na komercyjny sukces. Krążek
formacji jest ukierunkowany na dość wąską rzeszę odbiorców i właśnie dla niej
album Włochów powinien być pewnego rodzaju miłą niespodzianką.
Nie ma co ukrywać, że Cane di Schiena to niezwykle
interesujące wydawnictwo. Rekomendowałbym je szczególnie słuchaczom, którzy nie
boją się muzycznych eksperymentów i nastawieni są na ciągłe poszukiwania. Fani jazz
rocka, awangardy, psychodeli, muzyki eksperymentalnej oraz krautrocka powinni
poczuć się zachęceni. Ja polecam.
Lista utworów:
1. Bella Lee (3:34)
2. Parliamone (5:43)
3. Infraditi (7:36)
4. Fungo (6:42)
5 Cane Di Schiena (6:32)
6. Pappa Irreale (2:27)
7. Antenna (7:59)
8. Klez (4:16)
9. Max Dembo (8:47)
2. Parliamone (5:43)
3. Infraditi (7:36)
4. Fungo (6:42)
5 Cane Di Schiena (6:32)
6. Pappa Irreale (2:27)
7. Antenna (7:59)
8. Klez (4:16)
9. Max Dembo (8:47)
Czas całkowity: 53:36
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz