10 września (2011) miałem niezwykle miła okazję porozmawiać z
muzykami polskiej grupy Disperse, przy okazji ich koncertu na Combat Rock
Festiwal w Józefowie. W rozmowie z artystami poruszyliśmy tematy związane z początkami ich
działalności, sytuacją obecną oraz planami na przyszłość. [wywiad został opublikowany w magazynie Biuletyn podProgowy]
Zespół Disperse powstał pod koniec roku 2007.
Opowiedzcie o tym jakie mieliście plany i dążenia tworząc zespół oraz czy
kiedykolwiek sądziliście, że uda Wam się osiągnąć taki pułap popularności i
artystycznego poziomu jaki prezentujecie obecnie?
Marcik Kicyk: Myślę, że zakładając zespół
nigdy nie wychodzisz myślami zbytnio w przyszłość, a bardziej jesteś podjarany
chwilą obecną i tym, że grasz wspólnie z ludźmi którzy mają z tego taką samą
frajdę jak i ty sam. Nasza wizja była po prostu taka' aby grać muzykę
niezamkniętą w żadną ramę i żeby nam się oczywiście podobała. Nad owym
pułapem się nie zastanawiałem, ale zawsze może być lepiej…
Jakie były więc Wasze pierwsze kroki w muzycznej
karierze?
Marcin Kicyk: Tak naprawdę wszystko wyszło dość spontanicznie.
Poznaliśmy się w Przeworsku i postanowiliśmy wspólnie pograć. Zagraliśmy parę
prób, podczas których powstały zarysy pierwszych utworów. W ciągu półrocza
stworzyliśmy cztery utwory, które ostatecznie trafiły na nasz album promocyjny wydany
w lipcu 2008 roku. Spośród tych czterech utworów dwa, Above Clouds oraz
Far Away, ostatecznie trafiły na nasz debiutancki album. My ten pierwszy
etap naszej artystycznej przygody nazywamy czasem poszukiwania… trwa on jak
widać nadal, bo dalej ze sobą gramy.
Czy macie zamiar grać jeszcze na koncertach te dwa
utwory z albumu promocyjnego, które na Waszym debiutanckim krążku się nie
znalazły?
Jakub Żytecki: Raczej nie. Sądzę że już ich zapomnieliśmy (śmiech).
Wkrótce nawiązaliście współpracę z wytwórnią ProgTeam
i wyruszyliście na trasę koncertową z zespołem Riverside. Jakie wrażenia w
takim razie towarzyszyły Wam przy pierwszej Waszej poważnej trasie koncertowej
z tak renomowanym i uznanym w progresywnym świecie zespołem?
Jakub Żytecki: Dla nas było to pierwsze takie doświadczenie zobaczyć jak funkcjonuje profesjonalna muzyczna maszyna, jaką Riverside z pewnością jest. Zaimponowała nam organizacja i niezwykle profesjonalne podejście do swojego zawodu, co można powiedzieć nas trochę onieśmieliło. Przede wszystkim też gra dla bardzo licznej publiczności była dla nas niezwykłym wyzwaniem i szansą na pokazanie się. Ja na pewno wspominam tę trasę bardzo ciepło.
Marcin Kicyk: Myślę że widok tysięcy ludzi czekających aż zagramy na początku nas paraliżował, ale z każdym kolejnym granym numerem było coraz lepiej.
Jakub Żytecki: Dla nas było to pierwsze takie doświadczenie zobaczyć jak funkcjonuje profesjonalna muzyczna maszyna, jaką Riverside z pewnością jest. Zaimponowała nam organizacja i niezwykle profesjonalne podejście do swojego zawodu, co można powiedzieć nas trochę onieśmieliło. Przede wszystkim też gra dla bardzo licznej publiczności była dla nas niezwykłym wyzwaniem i szansą na pokazanie się. Ja na pewno wspominam tę trasę bardzo ciepło.
Marcin Kicyk: Myślę że widok tysięcy ludzi czekających aż zagramy na początku nas paraliżował, ale z każdym kolejnym granym numerem było coraz lepiej.
Rozumiem, że praca nad debiutancką płytą pt. Journey
Through The Hidden Garden była Waszym pierwszym zetknięciem się z pracą w
profesjonalnym studio muzycznym.
Marcin Kicyk: W zasadzie gdy nagrywaliśmy
płytę demo też to było niejako profesjonalne studio, z tym że w Progresji nie
mieliśmy takiego ograniczenia czasowego jak w SPAART-cie w Boguchwale gdzie na
nagranie materiału demo mieliśmy jedynie trzy dni, a i tego czasu i tak nam
zabrakło.
Gdy tak patrzycie na Wasz pierwszy album z perspektywy
już ponad roku co byście w nim zmienili, a co uważacie w nim za najbardziej wartościowe?
Jakub Żytecki: Według mnie, jakby na nią nie patrzeć, to ta płyta jest przede wszystkim jest szczera, a o to przecież w muzyce chodzi.
Jakub Żytecki: Według mnie, jakby na nią nie patrzeć, to ta płyta jest przede wszystkim jest szczera, a o to przecież w muzyce chodzi.
Marcin Kicyk: Fakt. W albumie nie ma
żadnej ściemy, materiał nagraliśmy tak, jak był grany na próbach. Każdy nagrał
swoje partie tak jak potrafił najlepiej bez żadnych sztucznych ulepszaczy.
Z jakimi opiniami zetknęliście się po wydaniu
Waszego debiutanckiego albumu?
Marcin Kicyk: Z początku rzeczywiście
śledziliśmy opinie na nasz temat w prasie czy w Internecie, ale koniec końców
przestaliśmy się tym interesować. W sumie spotykaliśmy się w pozytywnymi
opiniami, choć i te negatywne się zdarzały, ale wiadomo że nie gramy po to żeby
każdemu trafić w gust' bo jest to przecież niemożliwe. Zresztą sami do swojej
muzyki podchodzimy w sposób krytyczny i wiemy nad czym musimy popracować i co
poprawić.
Jakie wrażenia w takim razie towarzyszyły Wam
przy pierwszej Waszej poważnej trasie koncertowej z tak renomowanym i uznanym w
progresywnym świecie zespołem jak Riverside?
Jakub Żytecki – Dla nas było to pierwsze
takie doświadczenie zobaczyć jak funkcjonuje profesjonalna muzyczna maszyna
jaką Riverside z pewnością jest. Zaimponowała nam organizacja i niezwykle profesjonalne
podejście do swojego zawodu co można powiedzieć nas trochę onieśmieliło. Przede
wszystkim też gra dla bardzo licznej publiczności była dla nas niezwykłym
wyzwaniem i szansą na pokazanie się. Ja na pewno wspominam tę trasę bardzo
ciepło.
W dalszej kolejności przyszła trasa
koncertowa po Polsce, gdzie zagraliście w największych polskich miastach razem
z Division by Zero oraz Dianoya. Jak na dzień dzisiejszy ją oceniacie?
Marcin Kicyk: Tak, to była dla nas
naprawdę ważna trasa jeśli chodzi o wspólne koncerty z Division by Zero i
Dianoya. Co prawda frekwencja nie we wszystkich miejscach gdzie graliśmy była
zadowalająca, ale z drugiej strony my jesteśmy z tych koncertów bardzo
zadowoleni. W każdym razie spotkaliśmy się z bardzo ciepłym przyjęciem słuchaczy.
Wszystkie trasy wspominam bardzo fajnie.
Przypomnijmy sobie ostatni koncert tej trasy czyli
listopadowy występ na Electric Nights Festiwal w Lublinie. Po tym koncercie
nagle zamilkliście, od czasu do czasu informując, że pracujecie nad kolejnym
albumem. Co właściwie przez ten czas się z Wami działo?
Jakub Żytecki: W sumie w tym czasie
ciągle powstawał nowy materiał. Graliśmy dużo prób. Materiał jest już
praktycznie gotowy i nagrany, została nam jeszcze kwestia ponownego nagrania
perkusji w związku z drobnymi zawirowaniami personalnymi. Mogę zdradzić, że
wydamy jeden utwór promujący płytę jako singiel, do którego planowane jest
nagranie teledysku.
Problem zamieszania związanego z perkusistą również
chciałbym poruszyć. Co się stało, że grał z Wami Przemek Nycz, nagle został
zastąpiony Jakubem Chmurą, a ostatecznie to Przemek wrócił na swoje miejsce?
Rafał Biernacki: Rzeczywiście mieliśmy
lekkie zawirowania personalne. W gruncie rzeczy ten materiał na nowy album,
który nagrywaliśmy powstał już jakiś czas temu i sami stworzyliśmy zbyt duże
ciśnienie na siebie. Chcieliśmy pójść za ciosem, szybko wydać kolejny krążek,
po koncercie w Lublinie już w grudniu planowaliśmy nagrać materiał. Tak się
złożyło, że Przemek w związku ze swoimi studiami nie był wystarczająco
dyspozycyjny i po prostu nie dawał rady czasowo pogodzić gry w zespole z
edukacją. Postanowiliśmy więc spróbować gry z innym perkusistą. Dołączył do nas
Kuba, ale jednak po prostu… to nie było to. Ostatecznie wyjaśniliśmy sobie z
Przemkiem wszystkie kwestie, wyciągnęliśmy wnioski i gramy ponownie. W
każdym razie ta cala sytuacja była dla nas nauką, że nie o to chodzi w zespole
aby cisnąć się czasowo, ale o to żeby się rozumieć wzajemnie i żeby być dla
siebie wzajemnie oparciem.
Wróćmy jeszcze na moment do Waszego kolejnego
wydawnictwa. Jakie szczegóły jego dotyczące możecie na dzień dzisiejszy
zdradzić? Czy zamierzacie bardziej aktywnie uderzyć z nim na rynek zachodni?
Marcin Kicyk: Na nowej płycie będzie
nieco więcej ciężkich i lekkich fragmentów, znajdzie się na nich więcej utworów,
nieco krótszych niż w przypadku wydawnictwa pierwszego. Trzeba rzec, że nasza
muzyka nie jest zbyt przyswajalna w Polsce prócz tzw. progresywnych maniaków
więc rzeczą naturalną jest, że coraz śmielej staramy się kierować swój materiał
na zagranicę. Otrzymujemy wiele pozytywnych opinii od ludzi zainteresowanych
naszą twórczością i oczekujących naszego kolejnego albumu, co nas oczywiście
cieszy i z czym wiążemy duże nadzieje.
Warto wspomnieć że 21 października zagracie
na niezwykle mocno obsadzonym EuroBlast Festiwal w Niemczech i będzie to
pierwszy Wasz występ za granicą.
Marcin Kicyk: Na początku trzeba
zaznaczyć, że jeżeli chodzi o czas sceniczny to jesteśmy bardzo pozytywnie
zaskoczeni bo gramy między Tesseract, a Textures. Co prawda wystąpimy na scenie
nr 2, ale w najlepszych z możliwych godzinach festiwalu. Naprawdę występ tam
jest dla nas wielkim wyzwaniem i pierwszą szansą na pokazanie się na żywo poza
granicami naszego kraju, a jak wspomniałeś warto dodać, że jest to festiwal
naprawdę bardzo mocno obsadzony.
Czy nie myśleliście żeby pójść za ciosem i w związku z
wydaniem kolejnego albumu udać się na trasę koncertową, ale właśnie poza
granice Polski?
Marcin Kicyk: Tak naprawdę jest to jeden z naszych celów i
naprawdę chcielibyśmy na takiej trasie zagrać, ale wiąże się oczywiście z
kosztami. Jak na razie stoimy na takim stanowisku, że w dalszej przyszłości
planujemy taką trasę, ale na nic się nie napalamy… najpierw chcemy zakończyć
prace nad płytą.
Ciekawi mnie w jaki sposób udaje Wam się dzielić czas
między grę w zespole a Waszą edukację, bo wszyscy jesteście osobami bardzo
młodymi jeszcze się uczącymi.
Marcin Kicyk: Jest to naprawdę duża przeszkoda, bo trzeba w jakiś
sposób dzielić czas na szkołę, studia, a pracę nad materiałem i ciągłe próby.
Jedno i drugie absorbuje dość dużo czasu i energii, a pogodzić te dwa zajęcia
jest niezwykle trudno. Oczywiście edukacja edukacją, musi stać na pierwszym
miejscu. Muza jest naszym oderwaniem się od rzeczywistości i pasją… Dlatego w
moim przypadku mus wrócić z urlopu dziekańskiego, który sam sobie przedłużyłem
i skończyć studia (śmiech).
W sierpniu zagraliście w Cieszanów Rock Festiwal u
boku takich zespołów jak Hey, Dezerter czy Vavamuffin. Jak oceniacie Wasz występ
i czy uważacie, że młode progresywne zespoły powinny na takich festiwalach
występować, a nie skupiać się tylko i wyłącznie na trasach klubowych?
Marcin Kicyk: Ten festiwal w Cieszanowie
wspominamy naprawdę bardzo ciepło. Świetna atmosfera, trzydniowa impreza,
sympatyczni ludzie. Niestety mieliśmy dość mało dyspozycyjny czas bo wyszliśmy
na scenę w okolicach pierwszej w nocy po bardzo popularnym zespole Strachy na
Lachy i po ich występie parę tysięcy osób zgromadzonych pod sceną niemal
wyparowało. Zbytnio nie przejęliśmy się jednak tym faktem, scena była duża, nam
się też bardzo fajnie grało. Trzeba przyznać, że festiwale są naprawdę dużą
szansa promocji z tym, że demotywują bardzo ograniczonym czasem występu, a
także tym, ze publiczność nie jest zwykle zainteresowana muzyką niszową, którą
bądź co bądź gramy, co przekłada się na traktowanie zespołów progresywnych po
macoszemu. W każdym razie występ na takim festiwalu jest bardzo ciekawym
doświadczeniem, które polecamy każdemu i bardzo cieszymy się z tego że mogliśmy
w Cieszanowie zagrać.
Ostatnimi czasy coraz bardziej popularny staje się
„nowy” muzyczny gatunek zwany djent. Często spotykałem się z tym że Disperse,
szczególnie na anglojęzycznych portalach internetowych, jest do tego gatunku
podporządkowywany. Czy Wy również to zauważacie?
Marcin Kicyk: Szufladka djent jest terminem, z którym ostatnio
kojarzony jest nasz zespół. Trzeba też przyznać, że rejony muzyczne które ta muzyka
zgłębia nie są nam obce, oczywiście lubimy mieszać style. Sądzę że djent jest z
pewnością swojego rodzaju intrygującą nowością bo od paru lat zauważamy wysyp
kapel grających ten gatunek muzyczny. Zresztą Dream Theater na swa trasę
promującą najnowszy krążek zaprosił zespół Periphery, który właśnie w tych
niby-rejonach się obraca. W każdym razie ta muza lekko przyswajalna nie
jest, za to niesamowicie wciąga. Moim zdaniem djent jest transowy. Meshuggah
jest transowa, Dead Can Dance też, lecz to nie djent. Mimo tego jakiś wspólny
mianownik w nich tkwi chociaż skarpety całkiem inne
W takim razie jakie funkcjonujące na polskim rynku
muzycznym zespoły chcielibyście wyróżnić?
Marcin Kicyk: Jeśli chodzi o polską scenę progresywną to jest parę
zespołów, które ostatnimi czasy bacznie obserwuję. Na pewno pierwszym zespołem
który przychodzi mi do głowy jest Proghma-C poruszająca się w rejonach math
metalu i djentu. Zresztą zagramy sobie w końcu razem na Euroblast
Festiwal w Niemczech i miejmy nadzieje, że spadające samoloty nam w tym nie
przeszkodzą. Czekam bardzo niecierpliwie na nowy album Dianoya oraz to co po
przetasowaniach personalnych zaprezentuje nam Division by Zero. Z drugiej
strony oczekuję nowego materiału rzeszowskiego zespołu Spiral. Słyszałem kilka
wstępnych demówek na ich drugi LP… zapowiada się bardzo smacznie.
Przemysław Nycz: Według mnie trzeba
podkreślić jeszcze twórczość Tides from Nebula, który od pewnego czasu bardzo
aktywnie i prężnie się rozwija. Jest to naprawdę bardzo ciekawe zjawisko na
naszym polskim rynku muzycznym.
Serdecznie dziękuję za rozmowę i zostawiam ostatnie zdanie dla Was.
Serdecznie dziękuję za rozmowę i zostawiam ostatnie zdanie dla Was.
Marcin Kicyk: Chcieliśmy pozdrowić
czytelników Biuletynu podProgowego. Odwiedzajcie naszego facebooka gdzie
będziemy się starać na bieżąco informować o powstającej płycie. Miłego dnia czy
też nocy.
Zespół od czasu wywiady zagrał koncert z Tony'em MacAlpine w krakowskim klubie Lizard oraz został zaproszony na londyński Tech-Fest gdzie zagra u boku m.in. Uneven Structure, Xerath i Monuments. Obecnie Disperse jest bliskie zakończenia pracy nad kolejnym długogrającym krążkiem.
Zespół od czasu wywiady zagrał koncert z Tony'em MacAlpine w krakowskim klubie Lizard oraz został zaproszony na londyński Tech-Fest gdzie zagra u boku m.in. Uneven Structure, Xerath i Monuments. Obecnie Disperse jest bliskie zakończenia pracy nad kolejnym długogrającym krążkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz