piątek, 13 lipca 2012

"Nie ma co liczyć na Cinematic 2" czyli rozmowa z Marcinem Grzegorczykiem z Lebowski

Na przestrzeni ostatnich lat mieliśmy okazję obserwować wysyp młodych, polskich zespołów, grających muzykę progresywną. Taką zjawiskową i nietuzinkową formację jak szczeciński LEBOWSKI znaleźć jednak niezwykle trudno. Rok 2010 na polskiej scenie muzycznej należał właśnie do autorów instrumentalnego Cinematic - muzyki do nieistniejącego filmu. Na potrzeby Biuletynu podProgowego w rozmowie z liderem zespołu, Marcinem Grzegorczykiem, poruszyłem wiele ciekawych kwestii dotyczących nie tylko debiutanckiego Cinematica, ale i między innymi przyszłości zespołu.
Wywiad ukazał się w marcowym wydaniu Biuletynu podProgowego.

Od wydania Waszego premierowego materiału minął już ponad rok. Sądzę więc że jesteście już w stanie trzeźwo go ocenić z perspektywy czasu. Czy jest coś z czego jesteście szczególnie zadowolenioraz coś co mówiąc kolokwialnie Wam „nie wyszło”?

Mówiąc szczerze, nie jesteśmy obecnie na etapie podsumowań i rozliczeń. Z ogromną radością i nieustannym zaskoczeniem przyjmujemy wszystkie dowody sympatii i uznania, z którymi spotyka się Cinematic. Cieszy nas każdy zagrany koncert i pozytywny komentarz na naszym profilu facebooke’owym czy też stronie www. Patrzymy w przyszłość i na tym się skupiamy. Ze spraw, których nie udało nam się zrealizować, wymieniłbym wydanie albumu na winylu. Rozmowy wydawały się bardzo zaawansowane ale niestety utknęły w martwym punkcie. Może w końcu wydamy go sami? 

Z jakimi nadziejami przystępowaliście wydając album? Wiemy, że Cinematic rozszedł się w nakładzie przewyższającym 3 tysięcy egzemplarzy. Czy spodziewaliście się takiego rezultatu?

Absolutnie nie spodziewaliśmy się, że twórcza nisza, którą dla siebie znaleźliśmy, zainteresuje tyle fantastycznych osób. Gdy 10 października 2010 roku, nieśmiało ogłosiliśmy światu, że istnieje Lebowski, ze swym pierwszym wypieszczonym dzieckiem Cinematikiem, nakład 1000 egzemplarzy, który wytłoczyliśmy, wydawał nam się abstrakcyjnie wielki. No bo kto to kupi? A tu taka niespodzianka! Okazało się, że są chętni do słuchania takich „niemodnych” dźwięków zarówno w Polsce, jak i Rosji, Niemczech, Stanach, Włoszech, Finlandii, Iranie czy Izraelu. Gdzieś z tyłu głowy kołatała nam myśl, że muzyka instrumentalna ma szansę dotrzeć do ludzi bez względu na barierę językową ale skala tego odzewu z pewnością nas niezwykle zaskoczyła. Poza tym nowe zamówienia ciągle napływają. 

Miesiące jesienne przyniosły Wam polską trasę koncertową promująca krążek. Jak możecie podsumować tych kilka odbytych koncertów jak i występy na festiwalach w Gniewkowie oraz Inowrocławiu?

Tak się interesująco złożyło, że koncerty w 2011 roku odbywały się w bardzo różnych okolicznościach przyrody: były kluby, kina, aula politechniki, kameralne festiwale w Berlinie i Gniewkowie i duży open air - InoRock z udziałem światowych gwiazd. Pozwoliło nam to nabyć doświadczenia i pewności siebie, jak też pokazać się całkiem sporej publiczności. To procentuje, bo jak mawiają starzy Indianie: „jeden koncert to więcej niż dziesięć prób”.

Gdzie preferujecie występować? Kino, sala klubowa czy otwarta przestrzeń?

 Każde z tych miejsc ma swoją specyfikę. Nieodłączną częścią koncertów Lebowskiego są wizualizacje. Na imprezach open air ciężko je pokazać, za to można dotrzeć do sporego grona słuchaczy a granie na wielkiej scenie to dodatkowy zastrzyk adrenaliny. W kinach jest świetny klimat i wyświetlane obrazy robią tu największe wrażenie, gorzej natomiast z możliwością nagłośnieniem zespołu rockowego. W klubie zazwyczaj udaje się pogodzić obie kwestie. Koncerty dają nam dużo radości i możemy się jedynie cieszyć, że znajdują się chętni do słuchania Lebowskiego niezależnie od warunków. 

Podczas trasy koncertowej mogliśmy usłyszeć kilka przedpremierowych numerów. Czy ukażą się one na Waszej kolejnej płycie?

 Cały czas powstają nowe utwory, bo ich pisanie jest jedną z rzeczy, które lubimy najbardziej. Nasz manager śmieje się, że to już materiał na trzecią płytę i rzeczywiście – potrzebna będzie ostra selekcja bo mamy dużo nowej i wierzymy – ciekawej muzyki. 

Opowiedzcie czym kolejny krążek będzie różnił się od poprzednika. Czy zamierzacie zrobić jakiś większy lub mniejszy zwrot w swojej muzyce?

Z pewnością nie ma co liczyć na "Cinematic 2" i nie należy oczekiwać filmowych odniesień. Wizja nowego albumu, jego sposobu realizacji, aranżacji, brzmienia, ewentualnej myśli przewodniej, dopiero się w nas rodzi. Jesteśmy lepszymi muzykami niż byliśmy pracując nad debiutem, okrzepliśmy, nabraliśmy wiary, pewności siebie - myślę, że będzie to słychać. 

Jakie są Wasze najbliższe plany? Czy przygotowujecie kolejne koncerty dla wygłodniałej publiczności?

Musimy działać dwutorowo: organizować i grać koncerty oraz dopinać temat drugiej płyty. Pojawiła się intrygująca możliwość zaprezentowania się publiczności we Włoszech i Niemczech – trzymamy kciuki by wszystko wypaliło. 

Czy są już chociażby orientacyjne terminy dotyczące wydania kolejnego materiału?

Wiktor Franko, autor okładki Cinematica dzwonił do mnie niedawno z pytaniem, czy ma już myśleć nad kolejną, to chyba znak, że musimy się wziąć do roboty (śmiech). A poważnie – chcielibyśmy by nowy album ukazał się w roku 2012. To poważne przedsięwzięcie artystyczne, logistyczne, organizacyjne i finansowe, mam nadzieję, że uda nam się je samodzielnie udźwignąć. 

Skoro wydanie Biuletynu Podprogowego poświęcone jest tematyce filmowej nie mogę nie zapytać o Wasze inspiracje dotyczące tego zagadnienia. Dlaczego na płycie nie słyszymy wokalu, ale filmowe cytaty?

Poszukiwania wokalisty pasującego do nas muzycznie i mentalnie zajęły nam dużo czasu. Zbyt dużo. W pewnym momencie okazało, się że materiał który stworzyliśmy stracił cechy piosenkowe i na wokale po prostu nie ma już w nim miejsca. Jedynie w utworze 137 sec. zaśpiewała Kasia Dziubak z Dikandy, dodając mu jeszcze więcej folkowego sznytu. A pomysł na cytaty filmowe narodził się trochę mimochodem – w jednym utworów, który stanowił podwaliny współczesnego Lebowskiego – Astronomy, zamiast śpiewu użyliśmy głosów amerykańskich kosmonautów rozmawiających z bazą w Houston. Rezultat wydał nam się na tyle interesujący, że poszliśmy dalej tą drogą. Wielu słuchaczy wspominało nam, że nasza muzyka pobudza ich wyobraźnię do tworzenia obrazów. Stąd był już tylko krok do muzyki do nieistniejących filmów. 

Co decydowało o wyborze filmów do których Cinematic bądź co bądź nawiązuje?

Szukaliśmy w epoce gdy sztuka miała ambicję być czymś więcej niż rozrywką a twórcy nie myśleli jedynie o sławie i mamonie. To zastanawiające jak destrukcyjnie zmiana ustroju wpłynęła na poziom polskiej sztuki ogólnie a kinematografii w szczególności. Oczywiście kluczem były nasze gusta – filmy istotne dla naszej edukacji – ulubieni reżyserzy i aktorzy. To fajne uczucie móc złożyć Mistrzom hołd a być może i zachęcić młodsze pokolenie słuchaczy do sięgnięcia po ich dorobek. 

Niektóre filmowe cytaty w pewnym sensie zmieniały przesłanie po włączeniu ich Waszą muzykę (utwór Iceland). Dlaczego zdecydowaliście się na takie posunięcie?

Oczywiście sens wypowiedzi zmienia się w zależności od kontekstu i okoliczności. Wybieraliśmy kwestie ze względu na ich treść, klimat i muzykalność, bez związku z ich oryginalnym kontekstem. Czasem dawało to interesujące efekty, tworzące swoistą wartość dodaną, gdy cytat pierwotnie humorystyczny, dzięki muzyce nabierał dramaturgii i patosu. 

Czy są jakieś filmy ściśle związane z muzyką, które są bardzo bliskie Waszemu sercu lub miały spory wpływ na Waszą muzyczną karierę?

 Tu mogę mówić tylko za siebie, gdyż każdy z nas ma swoje własne gusta muzyczne, gdzie indziej szuka inspiracji. Moi faworyci to z pewnością „Ptasiek” i „Ostatnie kuszenie Chrystusa” z muzyką Petera Gabriela, „Siesta” z muzyką Milesa Davisa i Marcusa Millera czy „Bird” – historia życia Charlie Parkera. 

luty 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz